MYTAXI czyli spostrzeżenia dorożkarza

Drugi rok już jeżdżę po Trójmieście jako kierowca taksówki McGyver'a. Mojego kolegi z czasów studenckich. Jak do tego doszło, w koziołkowej formie, wyjaśniłem tu:
Różne w tej pracy zdarzają się sytuacje. Śmieszne, smutne, denerwujące. Zdarzają się wśród nich, ciekawe. 
Oglądam teraz świat, który był kiedyś moją codziennością,  
z ...
... INNEJ strony.
Zdarzenia i obserwacje umieszczałem na Facebooku. Trochę się tych krótkich notatek zebrało. Postanowiłem je umieścić tu. 
Blog wydaje mi się trwalszy, a za jakiś czas już mnie nie będzie. Zatem zgodnie ze swoją narcystyczną osobowością chciałbym żeby jakiś ślad po mnie został.
Będę dopisywał kolejne koziołkowe spostrzeżenia. Tak długo póki...

2017

Bilans pierwszego tygodnia 

22 maja
- uratowałem dwa jeże które na środku ulicy zastanawiały się dokąd zmierzają
- pasażer chcąc pomóc mi, zamknął bagażnik razem z moim kciukiem
- dwuletnia dziewczynka po oddaniu dwóch strzałów ostrzegawczych wypróżniła się pozbawiając mnie przytomności. Iperyt to pikuś.
- ułatwiając parkowanie pewnej pani, przerysowałem cały bok mojego samochodu
- pewien pasażer zwierzył mi się, że nie może znaleźć w Gdańsku klubu gdzie mógłby tańcząc, wyzwolić swoją energię. Ocenił, że gdyby spotkał partnera takiego jak ja, byłoby to wielkim przeżyciem... Wyzwoliłby i we mnie ogień... Boję się!!!
Czy to jest dobra praca dla mnie ?!

Czy warto znać języki?

2 czerwca
Godziny przedpołudniowe. Taksówka zamówiona na Traugutta (akademiki PG). Wsiada dwóch młodych chłopaków. Pakistan, Bangladesz? Ale wystawiłem rękę za okno i okazało się, że nie BANGLA. Słonecznie.
Rozmawiają ze sobą po swojemu, do mnie z trudem ale zrozumiale : "djemn dobrry". Następnie siadający z przodu mówi do mnie coś w swoim języku, nie zważając na moją zbaraniałą minę. Pytam po angielsku (tyle nawet kozioł umie) dokąd jedziemy. Kręcą głowami, że nie rozumieją. Potok słów w ich języku... Sytuacja patowa.
Po chwili jeden z pasażerów mówi:
- Allora...
No to kicha, myślę. Po włosku się nie dogadam
- Non si parla italiano - wydukałem.
Jeszcze gorzej. Nie wiedzieli co powiedziałem.
Wyjaśnienie jednak było:
- Allora... ristuaracja. OLD TOWN !
Ufff ... zrozumiałem. Jechali do pracy do restauracji "Allora". Zamiast uczyć się języków, muszę nauczyć się nazw lokali w Gdańsku.
Dowiozłem na miejsce. Z trudem uzbierali drobniakami należność. Zrobiło mi się ich żal. Pracują ciężko po kilkanaście godzin pewnie. Za kurs wziąłem połowę. Jako taksówkarz jestem nikim, ale mogę sobie pozwolić na taki gest. I chyba dobrze mi z tym...

Tancerka

31 lipca 
Miałem dziś jeździć tylko 5-6 godzin. Wziąłem auto około 13ej. Tak wyszło, że zmiennika nie było i jeździłem dopóki sił wystarczyło. Ostatni kurs tuż przed 22, bo jutro od 7ej trzeba zacząć. Pasażerkę odbieram ze Starego Maneżu. Wsiada pani w długiej czarnej sukni i z wielkim czerwonym grzebieniem na głowie. Nawet kozioł pojmuje, że strój to charakterystyczny dla tancerek flamenco. Our target for tonight... Opera Leśna w Sopocie.
- Powinnam być tam na 22.00. Za późno zamówiłam taksówkę. Proszę się nie stresować. Niech pan jedzie spokojnie.
Wyzwanie jednak cap podjął i cały czas DZIDA! W granicach rozsądku.
- Wie pan, mam identyfikator dla artystów, może nas wpuszczą za bramki. Ale ja nie jestem artystką. Jestem amatorką. Dziś z koleżanką pierwszy raz występowałyśmy w Maneżu, a za chwilę w Operze Leśnej.
Dojechaliśmy na czas. Na pierwszej bramce pomógł identyfikator, na drugiej moje gadanie. Mam nadzieję, że występ wypadł dobrze. Życzę tej pani samych sukcesów. Grzeczna, skromna w samoocenie. Może jej pasja doprowadzi ją na szczyt?

Godzina W

01 sierpnia
Gdańsk. al.Żołnierzy Wyklętych. Godzina 17.00. Nikt nie zatrzymał się ani na chwilę. Nieliczni tylko spoglądali w moim kierunku. Zdziwieni? A może sądzili że auto mi się zepsuło.

Życzę Ci szczęścia

22 września
Pani Marina (imię wymyśliłem), tuż przed ósmą rano jedzie do pracy taksówką. Często ją wożę. Czasem także koło 16ej i na mnie wypada kurs z pracy do domu. Niedrogo, jakieś 20 zł. Małomówna jakby przygaszona młoda dziewczyna. Nie potrzebuje zabawiania rozmową, więc jej nie zamęczam gadaniem. Trochę mi jej żal. W ogólnym pojęciu niezbyt atrakcyjna. A ja myślę, że po prostu nikt nie rozpalił jej blasku, który każdy człowiek ma w sobie.
Dziś w deszczowy poranek wezwanie na znany adres. Ale, wsiada Marina i jakiś pan. Szwed czy Duńczyk. Nie wiem. Rozmawiają sobie. Mam po drodze zjechać pod hotel. "Wiking" wysiadł żegnając się krótko ale z elegancką czułością.
Dalej wiozę już niemal sam uśmiech, który wciąż widzę w lusterku. Żegnamy się pogodnie. Marina z większą niż zwykle energią idzie do pracy. Może wiozłem dziś szczęście?

Czy ja też ?

26 października
Taksówkarze. Przyglądam się, przysłuchuję. Nurtuje mnie pytanie. Czy tylko gbury zostają
Nauka ...
taksówkarzami? A może z czasem zajęcie to powoduje schamienie nieuchronne ? 😕

Pan "Trzykoty"

29 października
Wezwanie na ul. "Żołnierzy Zziębniętych". Miejsce w którym nie ma jak się zatrzymać. Podjeżdżam i kumaty jak się okazuje pasażer, skoczył niczym pantera do samochodu. Stałem 5-10 sekund. Pierwsza trudność pokonana. Musimy jechać do jego domu, a później na dworzec. Czasowo dość bezpiecznie, ale trzeba żwawo.
Pasażer lat około 30 miły i rozmowny.
Jako dorożkarz mam trzy wcielenia używane w zależności od potrzeb:
1/ Dziób na kłódkę - niewidoczny operator kierownicy
2/ Gadułka-przynudzacz, jeśli tego pasażer tego oczekuje
3/ Słuchacz
W razie potrzeby możliwa jest kompilacja tych modeli.
Z panem Trzykoty wymienialiśmy zdania. Opowiedział o swoich trzech kotach, którym musi dać jeść, pakując się w międzyczasie. Żona wróci wieczorem i dopieści futrzaki. Wszystkie trzy koty to znajdy. Jeden po wypadku. Po wielu staraniach i zabiegach weterynaryjnych doszedł do formy. Wdzięczność swoją panu Trzykoty okazuje (kocia łaskawość). Dwa pozostałe pozwalają na poufałość żonie pana Trzykoty.
Dojechaliśmy pod wskazany adres. Pasażer pobiegł w deszczu do domu. Wrócił po 20 minutach.
- Wszystko załatwione.
- Bez obawy. Zdążymy. Koty pan nakarmił?
- Oczywiście!!! Ale foch był, bo zauważyły, że napełniałem miski w pośpiechu.

Dowiozłem pana Trzykoty na dworzec na czas.
Miły człowiek. Lubi zwierzęta. Więc? I ja polubiłem jego.

Janusz

23 listopada
Wczoraj godzina 21sza. Jak często, wyjeżdżając na nocną zmianę czynię, pojechałem na postój przy ul.Gospody/Pomorska.
Zimno. Taksówek na postoju nie ma (punkt dla mnie). Na chodniku leży człowiek i nad nim klęczy dość hałaśliwa kobieta. Liczni o tej porze przechodnie nie zauważają sytuacji, nie wartej ich zdaniem reakcji....
Dużo krwi z rozbitego nosa i czoła. Oboje nie wyglądają na elitę Żabianki, ale nie są także emisariuszami miejscowych obszczymurów.
Przewracam delikwenta na bok, żeby się nie zadławił. Niezbyt elegancko trzymam go jedną ręka i przygniatam kolanem (!), dzwoniąc na 112. Szybka reakcja i rzeczowe pytania ratowników. Przyjechali po kilkunastu minutach. Zajęli się rannym, grzecznie z nim rozmawiając. Myślę, że nie była to sytuacja szczególnie dramatyczna, ale coś jest nie tak...
Leży człowiek na ulicy, a my nie reagujemy.
To był wczorajszy solenizant-Janusz lat 58, który przesadził z alkoholem świętując swoje imieniny. Oburzające? Nie spieszmy się z oceną.
Może przypatrzmy się sobie?
Solidarnie, zdecydowanie, stajemy w obronie imponderabiliów. A w prostej ulicznej sytuacji nie wiemy jak się zachować lub nie umiemy jej dostrzec?
Zacznijmy od podstaw. Człowiek człowiekowi.... CZYM??? 

Czy dyplom to wykształcenie ?

02 grudnia
Kurs z Sopotu do Wrzeszcza. Pan w wieku 30-40 lat i syn 10-12. Ponieważ ruch jest duży, dyskutujemy, którędy jechać. Pada nazwa ulicy, którą możemy ominąć najgorsze korki - Abrahama.
- Tato, czemu ulica nazywa się Abrahama?
- Bo to na pamiątkę Abrahama Lincolna, który był prezydentem Stanów Zjednoczonych i był wielkim przyjacielem Polski. Pomógł nam w odzyskaniu niepodległości.
Tak wykształcony reprezentant klasy średniej przekazuje wiedzę historyczną swojemu synowi.

2018

Sylwestrowa tragedia

01 stycznia
Skończyłem sylwestrową noc o 9.55 bez kropelki wódeczki. Bezcenne ? Nie !!! Smutne  
   

Kiedyś wyhodują następne pokolenie ?

28 stycznia
Piątek rano ... Pierwsze wezwanie 5:58. Niedaleko, dojazd jakieś 7 min. Poczekałem chwil kilka. Z budynku wychodzą dwie dziewczyny 18-20 lat o dość seryjnym typie twarzy. Jedna podaje adres docelowy, druga cały czas rozmawia przez komórkę. Relacjonuje poprzedni wieczór? Noc?...
"Wiesz i oni tego... no, w ogóle super ale obciach... Mega wiesz był dziwny...a ja jemu mega chamsko, a on wiesz nic. Tego. A jak on jej, to też zjazd-max. To ja mu znowu. Beka była, ale masakra mega..."
I tak to trwało cały czas bez jednego całego zdania, ale chyba z drugiej strony słuchawki było zrozumienie. I obawiam się, że podobny sposób wypowiedzi.
Cała trasa mniej niż 1 km. Podziękowały, wysiadły. Zacząłem się zastanawiać. Pogoda dobra, trzeźwe. Czekały na taksówkę 7 min, drugie tyle to jazda dookoła, bo inaczej się nie da, a pieszo... jakieś 300 m. 🤔  Ale dorożkarz ma robić co mu każą, a nie dziwić się.
Dzień się toczył i około 15ej wezwanie. Przyjąłem i przypomniało mi się, że to adres pod który dwie ww. pasażerki wiozłem i login pasażera ten sam. Podjechałem. Wyszły obie i proszą do KFC. Ponieważ to 200 m., spytałem dokąd pojedziemy później.
- Z powrotem do domu. 😮
- Czy mógłby pan tak ZAŁATWIĆ, żeby zamówić na drive in?
Kolejne zastanowienie i już zwietrzyłem kolejne zdumienie. Podjechałem tak żeby z tylnego siedzenia mogły rozmawiać z przyjmującym zamówienie. Kiedy uchyliłem okno, usłyszałem, a właściwie wyczułem, poruszenie dwóch panienek.
Z zamówieniem był kłopot, bo do SPRAWNIE zamówionych dwóch dań, można było zamówić różne dodatki. Nastąpiło przeciążenie procesorów i pan przyjmujący, musiał powtórzyć wolniej, potem częściami dostępne opcje. Udało się. Podjechałem do okienka odbioru i tu odbyło się już bez przygód.
Ale to nie koniec...
- Ale pan jest super. Mega szok! Myślałam, że tu tylko kierowcy wolno zamawiać!
Całkowicie pozbawiony czucia w członkach i ze skołataną głową, odwiozłem panienki do domu. Sam czym prędzej z trudem zjechałem. Koniec dnia !
Dziś czuję się już lepiej, ale proszę, może ktoś z Was poleci mi jakiegoś psychoterapeutę. Nie mogę się pozbierać...

Jak leci ?

26 marca
Nie wiem jak napisać, żeby nie wzbudzić zgorszenia wulgarnym słownictwem, ale napisać muszę bo mnie coś zauroczyło. Noc z soboty na niedzielę, wsiadają do taksówki trzy panie. Ładne, grzeczne. Wracają z jakiejś większej imprezy. Chyba znają się od dawna i dość długo się nie widziały. Wypytują się wzajemnie, co u której się dzieje. Znajomość języka polskiego bardzo dobra, mówią składnie, pełnymi zdaniami.
- Ania a co u ciebie?
- Ch...wo, ale stabilnie.
Czyż nie piękne?! A jeśli czyjąś delikatność ugodziłem, to przepraszam...

Zakręt Hansa Klossa

18 czerwca
Kilka miesięcy temu rozpętała się burza w szklance wody lub właściwie w wiadrze pomyj, bo taki nasz poziom sporów. Dotyczyła zmian nazw ulic.

O świcie znalazłem się na skrzyżowaniu widocznym na zdjęciach. Czekałem na pasażera, który z trudem po kilkunastu minutach doczołgał się z internatu Conradinum, gdzie imprezował. Stałem, czekałem, rozmyślałem. Zrobiłem zdjęcia "historycznego" zakrętu. Tędy przez 5 lat chodziłem rano do szkoły. Miejsce to szczególne nie tylko dla uczniów TBO, ale i dla sympatyków serialu "Stawka większa niż życie". I tak sobie pomyślałem... Nie będę zakładał komitetu, fundacji, ruchu itp., ale może...
Radca Witte i Kloss ("Caffe Rose")
Nie odbierając nazwy ulicy generałowi oraz zacnemu autorowi elementarza, nazwijmy tę krzyżówkę ulic Piramowicza i Hallera "Zakrętem Hansa Klossa". Może być?






"Polacy nic się nie stało ..."

25 czerwca
Wyspany i wypoczęty (na ile czas pozwalał) miałem po zwycięskim meczu z Kolumbią wyjechać do pracy. I do rana wozić rozradowanych kibiców. Tak się nie stało. Kiedy straciliśmy drugą bramkę wyruszyłem i woziłem futbolowych żałobników. Zjechałem do domu pół godziny temu z pewnym pozytywnym (!) spostrzeżeniem. Ani jeden z pasażerów nie psioczył na nutę "nic im się nie chce", "za co biorą pieniądze?!". Każdy według swoich przemyśleń analizował klęskę jaką stał się nasz występ na . Ale bez agresji i zarzutów ad personam. Może mam szczęście do pasażerów na poziomie. Mnie też smutno i żal. Tak jak chyba większość liczyłem na sukces. Tym bardziej, że wiele wskazuje na to, że ostatni to mundial który zobaczyłem.
Nie zmienię hasła na moim zdjęciu profilowym do dnia ostatniego meczu. W meczu z Japonią będącym jak sarkastycznie go określamy "meczem o honor", będę kibicował.
Dziś Kolumbia wygrała, bo??? Bo była lepszą drużyną.

Pasjonat historii

5 lipca
Pasażer. Młody Anglik. Kurs na Westerplatte. Wiedział dokąd i po co jedzie. O wydarzeniach z wojny 1939 wie mnóstwo! Dopytywał tylko o liczby, nazwiska i szczegóły. Westerplatte, Gliwice, Bzura...  Z zawodu historyk? Nie! Optyk przemysłowy. Szkoda ze taki krótki kurs. Marc wprawił mnie w dobry nastrój. Może fajnie być dorożkarzem 🙄?

Rembrandt

9 lipca
Niedziela rano. Opener zakończony. Wezwanie w Sopocie, okolice Grand Hotelu. Na niskim murku leży ciało a nad nim dwóch młodych chłopaków i dziewczyna. Natychmiastowe skojarzenie to obraz Rembrandta. Wystarczyłoby uczestnikom tej scenki zmienić kostiumy. Jednak przemyślenie taksówkarza jest bardziej przyziemne. Wziąć? A co jak zapaskudzi samochód?
Dziewczyna podeszła do samochodu.
- Dzień dobry. Nie narzyga!
Uspokoiła mnie nie treścią a stanowczością stwierdzenia.
- Bierzcie go do tyłu, ja siadam z przodu!
Od razu widać kto w tej grupie dowodzi. Ruszyliśmy do Gdańska i zrozumiałem, że mój Ford to już nie taxi a... medevac.
Jechaliśmy sobie żwawo. Zwłoki nie przeszkadzały nam w sympatycznej rozmowie, której moderatorem była ładna dziewczyna strofująca umiejętnie swoich dwóch towarzyszy. Opowiadali o wrażeniach z Openera. O tym co robią na co dzień, skąd są.
Wjeżdżamy między bloki na Zaspie. Pojawia się inna taksówka, z której wysiada czterech młodych ludzi.
- Niech pan dalej nie wjeżdża, tu wysiądziemy. To nasi znajomi.
- Mamy go! Zabierzcie. -
powiedział Wiaderny w żeńskiej wersji do nadchodzących kolegów.
Wywlekli kolegę, który nie dawał żadnych oznak życia i zniknęli między blokami.
Dowodząca dziewczyna podziękowała, zapłaciła. Wymieniliśmy uprzejmości i uśmiechy. Odjechałem myśląc... "Bo pić to trzeba umić !". Ważne. Ale ważniejsze, to mieć przyjaciół którzy nie porzucą i zadbają o "poległego".

Radio

21 lipca
Postanowiłem zacząć dziś pracę od rana. Nie za wiele się dzieje. Włączyłem radio, które towarzyszy mi w samochodzie.
Aktualności i kalendarium. Na antenie Agnieszka L. Jak zwykle buduje zdania z trudem, wspierając się licznymi yyy... mmm...eee... Przyzwyczaiłem się do tego, choć to trudne. Największe męki przeżywam kiedy pani redaktor prowadzi rozmowę ze swoimi gośćmi. Ja? Oni dopiero muszą męki przeżywać.
Ale dziś... kumulacja!
Dowiedziałem się, że:
1/ w wyniku samosądów w ostatnim czasie w jednym z państw azjatyckich kilkanaście osób zostało ZABITYCH NA ŚMIERĆ
2/ mamy dziś 75 rocznicę utworzenia II Korpusu... WŁOSKIEGO
3/ 21 lipca 1807 proklamowane zostało Wolne Miasto Gdańsk pod protektoratem Prus i SAKSOFONII.
O tym ostatnim chętnie posłuchałbym opinii znanego saksofonisty Augusta II Mocnego.
Przejęzyczeń się czepiam? Być może. Każdemu się zdarzają. Ale jeśli tak często to można przypuszczać, że znaczna część czytanego tekstu składa się dla p. Agnieszki ze słów dla niej obcych i opisuje zdarzenia o których razem ze swoimi odbiorcami dowiaduje się po raz pierwszy.
Rządzą nami z NASZEJ WŁASNEJ WINY ludzie żywcem wyjęci z komedii Barei i kabaretów. Opozycja parlamentarna i pozaparlamentarna to grupki żałosne. Demonstrują na ulicy tłumy rozchwianych emocjonalnie ludzi. W mediach prym wiodą celebryci znani z tego, że ...są znani. Za fach dziennikarski biorą się ludzie z łapanek chyba. TVP jest przez nas wyśmiewana tylko dlatego, że tam ostatnimi czasy zebrano największe niemoty. To wcale nie znaczy, że w stacjach komercyjnych mamy profesjonalistów. Jednostki.
Może dlatego po raz kolejny pogrzebaliśmy swój kraj na wiele lat, że wszyscy jesteśmy głupkami?
Tak sobie myślę, że nasza zbiorowa głupota może być skutkiem rozpylanych szkodliwych substancji. Dowodami tego są smugi na niebie. Ale jacyś ZDRAJCY przekonują nas, że to smugi kondensacyjne. Dobrze wiemy kto za tym stoi i za czyje pieniądze ONI nam to robią.
To co robić? Ja WYŁANCZAM radio.

Piękna Włoszka

30 lipca
Gwałtowny deszcz. Postój przy pl.W.Bartoszewskiego. Wsiada pani i dwóch panów jakieś 10 lat starsi ode mnie. Włosi. Ponieważ angielski znają niewiele lepiej niż ja, więc ... rozmawia nam się doskonale. Zachwyceni Muzeum II WŚ. Wypytują o różne rzeczy z nim związane, o Gdańsk którym są oczarowani. Oni, którzy mają tak wiele pięknych miast i zabytków. To chyba coś znaczy. Jest mi bardzo miło. Byli także w Warszawie o której historii sporo wiedzą (!). Polska bardzo im się podoba. Żegnamy się serdeczniej niż wynika to z relacji pasażer-taksówkarz. A ja? Zostaję z myślą...
Wielu mam pasażerów obcokrajowców. Bardzo często w sposób niesprowokowany mówią jak bardzo Polska im się podoba. To dlaczego nie podoba się nam i zdecydowaliśmy się na samounicestwienie?!
I jeszcze jedna myśl starego kozła... Ta Włoszka była piękna! Wiem, wiem, nie miała 20 lat! Ale szlachetność rysów, elegancja, zachowanie. Tego czas nie niszczy jeśli jest to COŚ.

Ebonics

15 października
Wiele lat temu Maciek J. wyjeżdżał na kilkuletni kontrakt do Huntsville w USA. Po angielsku mówił bardzo dobrze, ale miał jednak obawy. Jak wspomina po latach, z komunikacją w Alabamie radził sobie od początku. Z jednym wyjątkiem. Murzynów zaczął z trudem rozumieć po kilku miesiącach.
Dziś zabierałem z hotelu pana i panią. Murzyni. Jechali na Amber Expo. Mieli proste pytanie. O najbliższy kantor. W męczarniach dogadywaliśmy się długo... Maćku, rozumiem teraz Twoje przejścia.

Pożegnanie

16 października
Dobrze nam służył. Polubiłem go. Uległ studentce z Grudziądza.
Koniec
"A taki ładny był. Amerykański!"

Mur

24 listopada
Wczoraj mocno po północy. Kurs Oliwa - Osowa. Chłopak jak się okazało lat 20 przyjechał pociągiem, po kolejnym tygodniu spędzonym w delegacji. Pracuje w firmie świadczącej usługi serwisowe. Sieci niskich napięć. Obsługuje klientów w Niemczech. Podzielił się ze mną swoim doświadczeniem życiowym i przestrzegł, że nie można bez końca pędzić za pieniędzmi kosztem życia. Trzeba wyznaczyć sobie cele i bariery czasowe. Wytłumaczył mi jak dzięki swojej pracy, wiedzy ogólnej i doświadczeniu życiowemu wyciąga wnioski i umie zachować rozsądek. Niemcy przy różnych swoich cechach nieprzystających do naszej mentalności odpowiadają mu. Nie wtrącają się w cudze sprawy i nie oceniają po pozorach.
Nie śmieję się. Każdy normalnie rozwijający się chłopak właśnie około 20ki sądzi, że dojrzał. Ma jednoznaczne oceny świata. Dopiero później rozumie, że nadal jest dzieckiem. I kiedy to zaakceptuje, to paradoksalnie właśnie ma szansę dorosnąć. Tak kiedyś tłumaczył mi Tata.
Dbając, żeby nie urazić i nie spłoszyć zachęcałem pasażera do tego żeby kontynuował.
- W jakich rejonach Niemiec pan bywa najczęściej? Troszkę poznałem południowe i północno-zachodnie Niemcy. Ciekawe, ale całkiem odmienne kultury. Fajni ludzie. Dobrze wspominam.
- Jeżdżę do klientów w Berlinie.
- Berlina w ogóle nie znam. Byłem kilka razy właściwie w przelocie.
- Szkoda. Fajne miasto.

Wspomniałem, że Berlin był ciekawym miejscem w latach 20tych. Nieskrępowany rozwój świata kultury i rozrywki. Czas wielkiej zabawy dającej odreagowanie po strasznej wojnie itd.
- A wie pan, że podobno w latach 60tych albo 70tych mieszkańcy Berlina tak znienawidzili zachodnią kulturę, że ci którzy mieli w domach okna od strony zachodniej, zamurowywali je?!
Spodobał mi się bystry żart nawiązujący do niezbyt śmiesznych czasów. A, że lata te to także dość osobliwy rozwój pewnych trendów w Berlinie Zach. chciałem pociągnąć temat...
- Fakt! Podział Berlina i izolacja Berlina Zachodniego to też ciekawy epizod historii.
- O jakim podziale pan mówi ???
Reszta jest milczeniem. /kurtyna/

Niezapomniany Jerzy Waldorff

1 grudnia
Wsiadły dwie studentki uniwersytetu.
- Na ten adres, który wpisałam pojedziemy. Ale najpierw proszę na STANISŁAWA DUBOJIS.
Od razu przypomniała mi się anegdota z J.Waldorffem w roli głównej. Przytaczałem ją tu kiedyś.

Jerzego Waldorffa zaprosił do siebie kolega na kolację. Kolega mieszkał na ulicy Dubois.
- Jak będziesz taksówkarzowi podawał adres, to nazwę ulicy wymawiaj tak jak się pisze, żeby zrozumiał.
Waldorff podając adres docelowy tak właśnie uczynił. Kierowca dojechał szybko, sprawnie, najkrótszą drogą i żegnając pasażera powiedział:
- Ja pana oczywiście poznałem i tym bardziej przepraszam, że ośmielam się zwrócić uwagę. Nie mówi się DUBOIS tylko DIBUAA.

Nie mogłem się oprzeć i chciałem ją zacytować. Jednak zacząłem ostrożnie:
- Czy mówi pani coś nazwisko Waldorff ?
- ... nieee ...

Zrezygnowałem.
TO SYTUACJA PRAWDZIWA. Z dzisiejszej nocy.

Staranna opieka

16 grudnia
Dziś ruch zerowy. Wreszcie jest wezwanie! Ruszam. Po chwili telefon ...
- Dobry wieczór. Ja wezwałem taksówkę.
- Tak. Jadę po pana. Będę za 3 minuty.
- Bardzo przepraszam, muszę odwołać. Przypomniałem sobie, że nie mogę wyjść bo pilnuję dziecka.
/kurtyna/
Los dziecka nieznany.


2019

Szef logistyki

13 lutego
Stoję sobie na Zaspie. Zbliża się 10ta a brak mi trzeciego kursu w godzinach szczytu. To taki wyścig o bonus codzienny. Ma zdopingować taksówkarzy, choć nie wiem czy ma rzeczywisty wpływ na dostępność zleceń. Taksówkarz jest jednak urządzeniem prostym na które taki bodziec działa. Wszyscy zatem o status "turbo" walczą.
Wreszcie JEST! Wezwanie z Letnicy. Ruszam zatem. Telefon.
- Dzień dobry. Pan przyjął kurs i widzę, że jedzie pan tam gdzie ja chcę jechać. A jestem zupełnie gdzie indziej!
Okazało się, że jest na Przymorzu. Adresu określić nie był w stanie, więc poprosiłem o określenie pt. "Co pan widzi dookoła?". Udało się. Dojechałem, znalazłem. Wsiadł pan w średnim wieku. Choć podenerwowany to grzeczny.
- Już trzeci raz zamawiam i taksówka zamiast po mnie jedzie tam gdzie ja chcę dojechać. Coś jest nie tak z nawigacją!
- Sądzę, że w pośpiechu w miejsce adresu odbioru pasażera wpisuje pan adres docelowy.
- Nie! Dobrze wpisałem!
Włączyłem aplikację pasażera na swoim telefonie i wyjaśniłem to, co dość wyraźnie widać z opisu na ekranie.
- Acha... Ale to bez sensu. Po co wpisywać gdzie jestem, skoro to wiadomo. Wpisać muszę tylko gdzie chcę jechać.
Poddałem się. Nie mam wystarczającego przygotowania pedagogicznego. A pedagogika specjalna, to wiedza zupełnie mi nieznana.
Takie sytuacje z pasażerami często się zdarzają i nie pisałbym o tym gdyby nie pointa... Ten pan jest w swojej firmie SZEFEM LOGISTYKI.
Zatem jak mniemam jego samochody wożą węgiel do Katowic, siarkę do Tarnobrzegu, szkło do Krosna itd. Chyba, że wożą piwo. To wtedy wszystko jedno 😁

J-23 

19 lutego
Wezwanie z Sopotu. Na ekranie wyświetla się czas dojazdu, dystans i nazwisko/nick pasażera... HANS KLOSS.
Tylko ktoś kto mnie zna, wie jak się poczułem. A Camelman i Amarantowa to pewnie mi zazdroszczą.
Jadę i cały czas się zastanawiam. Pada DESZCZ ZE ŚNIEGIEM. Mam więc stosowne powitanie dla takiego pasażera. Ale jeśli nie chwyci i jego nick to przypadek, wyjdę na głupka. Nie pierwszy to raz w moim zbyt już długim życiu, myślę. Raz kozie śmierć.
Podjeżdżam. Wąska uliczka, ciemno i ten zacinający deszcz ze śniegiem. Człowiek w kurtce z kapturem. Brak tylko muzyki J.Matuszkiewicza.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór - odpowiadam i w świetle oceniam, że pasażer mniej więcej w moim wieku. Próbuję zatem:
- Ładną mamy pogodę. W zeszłym roku o tej porze padał deszcz...
- Deszcz ze śniegiem - odpowiada pasażer po niezauważalnej chwili wahania.
Nie umiem już ukryć dziecięcej radości. Jedziemy wesoło sobie gadając. Pan chwali się, że nawet jego nastoletnie dzieci oglądają "Stawkę" i cytują. Kiedy wysiada przed hotelem mówi:
- Jak pan widzi, spotkanie mam w Sheratonie, bo kontakt w Grandzie spalony.
A skąd wziął się jego Hans Kloss. Otóż jeździ co roku na narty do Austrii. Kiedyś telefonicznie rezerwował stolik w małej knajpce. Wiedział, że jego nazwisko dla Austriaka jest niemożliwe do zapisania, podał więc Hans Kloss. Kiedy weszli  do restauracyjki tak się przedstawił zatem. Usłyszeli to siedzący w pobliżu Polacy... Wspólna z nimi biesiada trwała do świtu. Na stok tego dnia nie mogli pójść.  

"Bosman"

02 czerwca
Kończy się niezwykle intensywna noc sobotnia. Już całkiem widno. Wezwanie z Garnizonu. Wsiada para 20+. Mają szczelnie opakowane resztki smakołyków z imprezy. Kierunek Sopot. Gawędzimy sobie miło. Mają kotkę porzuconą i skrzywdzoną, którą uratowali i wyleczyli. Od niedawna mają też psa ze schroniska, któremu podarowali dobre życie. Kłopot w tym, że piesiołek próbuje polować na kota. Trzeba czasu. Kotka sobie poradzi i to ONA ustanowi zasady. 
Chyba nie dziwi Was, że już ich polubiłem. 
Adres docelowy coś mi przypomina... Zimowa noc i kurs na dworzec. Pierwszy wybiega pies. 
- Niech pan pozwoli się powąchać. On jest prawie głuchy i nie widzi. To go uspokoi. Ma na imię Bosman.
Kilkuminutowy kurs i Bosman wraz ze swoimi człowiekami pojechał do Krakowa.
Teraz w niedzielny świt dojeżdżamy i widzę, że to ta sama kamienica...
- Coś wam powiem! W tym domu mieszka niewidomy piesek Bosman.
- Bosman to nasz pies. Umarł 2 miesiące temu. Dlatego wzięliśmy następnego ze schroniska.
Dziewczyna wzruszyła się.
- Pan pamięta naszego Bosmana !
Oczywiście pamiętam. I teraz też zapamiętam Was jako dobrych ludzi. I macie u mnie kurs gratis, choć o tym nie wiecie, a Oskar mi wybaczy. ;) 

Szczere życzenie

11 lipca
Zdecydowałem wyjechać w czwartkowy wieczór i jeździć do świtu.Jeden z pierwszych pasażerów to młody chłopak ze skrzyneczką narzędziową w schludnym kombinezonie. Wraca z pracy. Grzeczny. Rozmowa sympatyczna o tym i owym. Pyta jak idzie dzień. Odpowiadam, że dopiero początek i cała noc przede mną. Przyznaję się, że mimo zapału do pomysłu nocnej zmiany jakoś mi skrzydełka opadły i z niechęcią myślę o godzinach które czekają mnie do świtu. Rozumie i współczuje. 
- Jakoś pan wytrzyma, może czas szybko zleci.
Żegnamy się grzecznie.
- Dobranoc. Życzę szybkiego końca!
- ... Dziękuję, dobranoc. 😏

Sam jestem sobie winien

16 listopada
Żeby uatrakcyjnić sobie bezmyślną pracę taksówkarza wymyślam różne do niej dodatki. Między innymi turystom opowiadam to i owo o moim wspaniałym mieście. Nawet obcokrajowcom, mimo mojej marnej znajomości angielskiego. Mam przygotowane proste zdania opisujące ciekawe i istotne miejsca Gdańska czy Trójmiasta. Niestety dziś jak wiele razy w życiu zgubiła mnie wiara we własną mądrość ...
Czworo Duńczyków 40+. Uśmiechnięci, mili. Jedziemy z Sopotu do Gdańska. Krótkimi zdaniami objaśniam różne mijane budynki. Wszystko szło rutynowo do czasu ... Zainteresowali się historią garnizonu we Wrzeszczu. Odparłem pierwszą falę pytań. Kto mnie zna ten wie, że przy mojej "znajomości" angielskiego bój był heroiczny. Dalej było coraz trudniej. Wyratował mnie pasażer zafascynowany informacją o Mackensenie i sam przejął narrację opowiadając o nim.
Wysiedli na Stągiewnej. Dziękowali serdecznie i wylewnie. Były nawet komplementy. A mnie ściekał pot po plecach. Bynajmniej nie od jazdy w korkach 😀 

"Przewodnik"

3 grudnia
Kurs przez całe miasto. Siedmiu panów w delegacji. Pytają o Gdańsk. Odpowiadam. Opowiadam o mijanych dzielnicach, budynkach. Co nieco o historii miasta.
Dzięki temu czas mi się nie dłużył.
Im chyba też. Dodali napiwek z uwagą:
- To za pana opowieść o Gdańsku, która była wartością dodaną.
Trochę żałosna moja dola, ale było mi miło...


2020

Szczepionka na COVID-19

12 marca
Zabrałem pasażera z lotniska. Przyleciał z Oslo. Nie kaszlał (!). Wrócił po 10dniowej wizycie u swoich norweskich przyjaciół. O koronawirusie mówią wszyscy. Zatem pasażerowie także. Okazuje się, że na lotnisku Torp przeszedł przez kontrolę medyczną natomiast w Gdańsku... żadnej kontroli nie było. Poziom ochrony medycznej w Norwegii jest dużo wyższy.
Zabezpieczenia w Norwegii są wręcz znakomite. Pasażer mój, pan Robert, natychmiast po przybyciu do Norwegii objęty został staranną opieką przez swoich przyjaciół.
Podano mu odpowiednio dobraną jakościowo i ilościowo szczepionkę na wstępie. Przez cały czas pobytu otrzymywał kolejne dawki codzienne, które całkowicie go zabezpieczały.
Zszokowany byłem faktem, że szczepionka ta jest importowana z Polski !!!
Wieczorem przed wyjazdem pan Robert otrzymał ostatnią dawkę. Niestety z nadgorliwości przyjął dawkę zbyt dużą i czuł się dziś bardzo źle. Z trudem zniósł podróż i skarżył się na dolegliwości.
Uznałem, że jako człowiek /choć obecnie taksówkarz/ muszę go oświecić, że nie można zaniedbać szczepień ochronnych mimo skutków ubocznych. Przekonałem go! Obiecał, że choć dziś nie może się szczepić to już jutro zakupi preparat w odpowiedniej ilości i będzie przyjmował regularnie.
Czego Wam i sobie życzę.

Pogotowie seksualne

22sierpnia
Sprawa dziwna...
Prawie 6. rano. Zjeżdżam do domu już ledwie kontrolując sytuację na na szczęście pustych ulicach. Przy Parku Reagana jakiś człowiek w niebieskiej koszulce i bermudkach rozpaczliwie macha ręką i coś krzyczy. Jedną ręką. Drugą trzyma saszetkę na dokumenty i osłania się w sposób podobny piłkarzom stojącym w murze przed rzutem wolnym.
- Pan! Intymnaja agjencija...kabieta...seks!
To właściwie wszystkie pojedyncze słowa które udało się wychwycić. Wsiadł i nadal zdyszanym a coraz słabszym głosem poprosił, żeby po drodze zatrzymać się przy bankomacie. Pobiegł kłusem i dość długo wypłacał pieniądze. Podrygiwał przy tym dziwnie, cały czas jedną ręką osłaniając krocze.
Ruszyłem i w kilka minut dowiozłem pasażera do burdelu. Pospiesznie, ale grzecznie podziękował. Przebiegł przez dziedziniec i gorączkowo gestykulując (jedną ręką) coś mówił ochroniarzowi i szybko wszedł do środka...
Wiek 30-35 lat. Chudy, ale żylasty. Co mu było ???

2 komentarze:

  1. Lektura do której zachęcił pan mnie i kolegę dzisiaj w nocy umiliła mi właśnie kawałek podróży do Krakowa. Życzę panu samych MEGA klientów i aby ludzie nie patrzyli ze współczuciem na pana podczas godziny W!? Nie często bywam w Gdańsku ale oby do kiedyś 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliście Panowie minionej nocy właśnie takimi MEGA pasażerami. Serdecznie pozdrawiam i może kiedyś znów w mojej "dorożce" się spotkamy.

      Usuń

Każdego zapraszam do uwag i dyskusji. Także tych którzy chcą pozostać anonimowi.