16 lipca 2015

Referendum którego się wstydzę

Wszyscy z uwagą, ciekawością, a przede wszystkim z obawą śledzimy losy Grecji. Naród to i kraj cieszący się raczej powszechną sympatią. Balansują teraz na krawędzi bankructwa lub też już poza nią, utrzymywani jeszcze w przestrzeni jakimiś manewrami własnymi i ich wierzycieli. Bankructwo państwa to coś katastrofalnego? Gorszego niż drobnego przedsiębiorcy, któremu się nie powiodła produkcja lub sprzedaż ? Myślę, że w optyce przedsiębiorcy i kraju to taka sama katastrofa. Tylko skala inna. Konsekwencje podobne, tyle że w jednym wypadku dla kilku osób i ich rodzin, a w drugim dla milionów. Przyczyn takiego stanu w jakim Grecy się znaleźli można szukać w błędach ich ekonomii, może w błędach polityki ekonomicznej Europy, a może gdzieś indziej? I chyba od tego trzeba zacząć. Jakie są przyczyny krachu greckiego, wie lub może wiarygodnie wnioskować tylko specjalista
Ja? No...może jednak bez żartów :). 

Referendum greckie

W krytycznym momencie, a właściwie już po nim, zadano Grekom w referendum pytanie, czy godzą się na wyrzeczenia i obniżenie standardu, żeby spłacić zobowiązania. Jaka mogła być odpowiedź? Oczywiście - NIE! Kto z nas pytany o gotowość do dalszych wyrzeczeń, podczas kiedy jego sytuacja już jest zła odpowie - TAK?
Grecja w powszechnej wiedzy to kolebka demokracji. Systemu obarczonego niezliczonymi ułomnościami, ale podobno najlepszego. Zatem... vox populi - vox Dei ? Jeśli wola Boga miałaby objawiać się w głosie mas, to Bóg ten musiałby być upośledzonym chomikiem pod wpływem LSD. Tak uważam. Nie wiem czy warunki i wymagania UE vs. Grecja są słuszne. Nie wiem co należy zrobić, ale wiem, że o tych posunięciach nie powinien decydować głos mas, a analiza kilku, kilkunastu, czy może kilkudziesięciu specjalistów !

Polskie referendum

Przez wiele lat z tym określeniem kojarzyłem jedynie referendum z 1946 roku, mające swoim wynikiem w jakiś sposób legitymizować władzę namiestników sowieckich. Frekwencja i głosowanie nie miało znaczenia. Wynik i tak był ustalony. 
Jeśli miałbym coś dodać do tej ponurej farsy to to, że proste i chwytliwe hasło komunistów: 
"3 x TAK",
jednym ruchem pędzla można było przemalować na:
 "3 x AK".
Takie zwycięstwo "na schodach". Gorzkie wszystkie te wspomnienia z tamtych lat, kiedy nawet największy patriotyzm i inteligencja nic nie mogły przeciw okupacji sowieckiej.  
W niepodległej Polsce co jakiś czas pada pomysł ogłoszenia referendum w jakiejś sprawie. Mam wrażenie, że waga sprawy nie jest tu dla wnioskodawców istotna. Liczy się wzrost poparcia ludu.
Zgodnie z obowiązującym prawem, referendum ogólnokrajowe ogłasza się, gdy decyzja poddana temu mechanizmowi demokracji bezpośredniej:
  • zmienia Konstytucję RP
  • daje zgodę na ratyfikację jakiejś umowy, oddającej pewne kompetencje władzy państwowej organizacji międzynarodowej (np. zgoda na przystąpienie do UE) 
  • dotyczy spraw o szczególnym znaczeniu dla państwa
I ten trzeci przypadek daje pole do popisu, a przy okazji deprecjonuje wagę referendum. Przecież określenie "szczególne znaczenie dla państwa" jest bardzo pojemne, dla każdego może być to co innego. Przy dobrej kampanii medialnej może to być wszystko... Krzyże w każdym urzędzie, ruch lewostronny, in vitro, zakaz handlu w niedzielę czy choćby sankcje karne za ... COKOLWIEK. Na szczęście konstytucyjnie niedopuszczalne jest poddawanie pod referendum kwestii dotyczących: amnestii, obronności państwa i podatków. Dobre i to.
Bo już wyobrażam sobie referendum w którym tacy jak ja czy Wy decydujemy o wyborze helikoptera dla wojska czy zniesieniu podatków.
Ostatnio referendum stało się kiełbasą wyborczą. Kampania prezydencka, która zaczęła  się nijako i zmierzała do oczywistej reelekcji, nagle zmieniła swój obraz jak dobry film sensacyjny. Jednym z chwytów było obiecywanie referendum. Po co? To chyba proste. Każdy z nas, niedojrzałych w większości wyborców, lubi usłyszeć, że to ON podejmie decyzję. Troszku smieszno, troszku straszno ...
Żadnej decyzji wymagającej wiedzy fachowej nie powinien podejmować ogół, a mówiąc wprost - tłum.

Z innej strony patrząc...

W powszechnej opinii, także własnej, jesteśmy narodem szczególnie i przesadnie ceniącym sobie swobodę i wolność. Można to przeczulenie wytłumaczyć tym, że wolność tą przez ponad 200 lat kilka razy nam odbierano czy ograniczano. 
A jednak co jakiś czas, prawie każdy z nas wypowiada myśl :
Powinien przyjść KTOŚ kto weźmie wszystkich za mordę i zrobi porządek !
Sprzeczność? Pozorna. Wtedy gdy tak się wypowiadamy lub tylko myśl taka nam towarzyszy, ten porządek (?) wyobrażamy sobie wyłącznie jako zgodny z naszym indywidualnym obrazem porządku.

Referendum 1987 i mój wstyd

Dziś zapomniane, wówczas absolutnie nieistotne. Zadano nam dwa pytania, których nawet nie przytoczę, bo można je streścić w jednym:
Czy zgadzasz się żeby było trochę gorzej, żeby później było coraz lepiej?
Jeśli horyzont czasowy tego "później" to nie wieki a kilka lat, odpowiedź zawsze będzie: TAK. 
I tu warto się zastanowić. Dobrze konstruując pytanie referendalne, zawsze otrzymamy odpowiedź taką jaką chcemy. Nawet komuniści rozumieli ten mechanizm.
Na wybory w PRL nie chodziłem, stosunek do świata sowieckiego miałem jednoznaczny, choć nigdy czynnie nie włączyłem się do jakiejś opozycji czy konspiracji. Z tą sensowną nie miałem kontaktu, a ta głupia, choćby ze słusznymi celami, nie interesowała mnie. 
Na wspomniane referendum, jak większość moich znajomych się nie wybierałem, ale... Odwiedził mnie kolega z roku, z którym rozważaliśmy sposoby na start w dorosłe życie. Praktycznie były dwie możliwości. Wyjazd na Zachód i ułożenie sobie tam życia bez szansy na powrót lub wyjazd na czas dozwolony, zarobienie pieniędzy na mieszkanie i jakiś początek. Może nieco lepszej niż średnia, egzystencji w PRL. Do obu tych wariantów niezbędny był paszport. 
Dziś nawet nie pamiętamy jak trudnodostępny był to dokument. Może mieć go każdy, a wydanie go jest tylko kwestią procedury administracyjnej. I na dodatek leży sobie w szufladzie naszej, a nie szufladzie agendy SB jaką było wtedy Biuro Paszportowe.
Tak sobie gadaliśmy i Krzysztof przestrzegł mnie, że jeśli nie pójdę na referendum to mogą mi paszportu nie wydać.
I co? Ugiąłem się. Poszedłem. To, że oddałem głos nieważny to bardzo wątły listek figowy. Nie mieliśmy pojęcia, że za dwa lata komuniści przegrają, ale i to nas nie tłumaczy.
Oczywiście wstyd ten nie dręczy mnie codziennie i nie nęka jako koszmar senny (mam inne), ale czasem mi się ta uległość sprzed lat przypomina i przychodzi gorsze rozważanie:
A gdyby sowiecka okupacja trwała i kiedy poszedłem do pracy w 1991 r. istniałby PZPR? Amulet w postaci czerwonej książeczki był dla wielu kuszącym środkiem do łatwej kariery. 
Co zrobiłbym ja ???