16 grudnia 2019

Wilkowyje czyli kontrkandydat dla A.Dudy

Jak twierdzi znaczna część z nas, mamy dobrego prezydenta i reelekcja Andrzeja Dudy jest dla Polski najlepszym rozwiązaniem. OK. Ja jestem coraz bardziej przekonany, że na taką Polskę, taki parlament i takiego prezydenta zasługujemy. Wszak nasi polityczni reprezentanci mają przystawać do naszego poziomu.

Szkoda bo ...

Polska to także mój kraj i miałem to szczęście, że nieoczekiwanie dla mnie, obserwowałem jego odrodzenie i rozwój. Niestety teraz, może żebym szczęściem się nie nie zachłysnął, dla równowagi muszę patrzeć na jego schyłek i nieunikniony moim zdaniem koniec. Splot okoliczności spowodował, że jeszcze kilka lat temu mogliśmy być jednym z 2-3 decydujących graczy w europejskim teamie. Nie chcieliśmy... bo po co!!! My Polacy, naród najwspanialszy na świecie mamy się z jakąś Unią Europejską układać ?!
Niemalże kilka dni po wyborach parlamentarnych 2015 roku słyszałem rozważania polityków i tzw. klasy paplającej na temat... jak najniższej PRZEGRANEJ w 2019. Kilka miesięcy temu ten styl rozmów stał się powszechny. To tak jakby w szatni przed meczem o puchar UEFA lub inny, piłkarze mobilizowali się do przegranej nie więcej niż jedną bramką. 
Minęły cztery lata rozważań nad rzekomą ułomnością (?!) elektoratu Kaczyńskiego. Mieliśmy protesty parasolkowe, tęczowe, KODowe i inne. Dawały nam poczucie spełnionego obowiązku oraz materiał do dalszej gadaniny. Pełny to obraz całkowitej bezradności. W przeddzień wyborów parlamentarnych coraz bardziej goniąca w piętkę opozycja próbowała nawiązać walkę na obiecanki. To trudne, bo PiS który tak chętnie i często głupio wyśmiewamy użył tego narzędzia wcześniej i doskonale. 
Dzień po przegranych z kretesem wyborach z pomocą iluzorycznej arytmetyki próbowaliśmy interpretować wynik wyborczy w stylu:
 "wynik mamy gorszy ale nie przegraliśmy" 
lub :
"jest nas mniej, ale jesteśmy bardziej wartościowi"
Problematyczną moim zdaniem większość w senacie, hołubimy jak feniksa który z popiołów się odrodził. Nie możemy się pogodzić z tym, że jako społeczność jesteśmy bezradni, niewyedukowani i nie radzimy sobie ze wspólnym przedsięwzięciem jakim jest państwo. Kiedyś już o tym pisałem. W związku z tym szukamy...

Mesjasza !

To także według mnie niedojrzałość. Wierzymy, że ta nieuporządkowana masa jaką jesteśmy, nagle okrzepnie i zmądrzeje jeśli na jej czele stanie jakiś przywódca. Wódz który zdobędzie poparcie milionów. Nagle tchnie w nas mądrość i rozwagę?  Uważam, że to mit. A jeśli nawet coś w tym jest, to i tak póki co wódz się nie znalazł.
Ale do przewodzenia bezmyślnym ludem "mesjasz" już jest i radzi sobie wyśmienicie. Jarosław Kaczyński, który doskonale wyczuwa jakimi środkami zbałamucić takich jak my. Nieświadomych, zagubionych, sfrustrowanych, niedouczonych. I zmarginalizować tych którzy nie układają wierszy na cześć zbawcy PRAWDZIWEJ Polski. Śmiejemy się z jego ciapowatego wizerunku. Po pierwsze takie  wyśmiewanie jest płaskie i niepoważne, a po drugie taki wizerunek może być dobrze przemyślanym elementem gry.
Ci którzy rozumieją, że "Polska w ruinie" to kierunek działania PiS miotają się szukając innego przywódcy czy lidera. Od pięciu lat coraz bardziej gorączkowo i chaotycznie.
Najpierw Ewa Kopacz skazana została na dowodzenie odwrotem na całym froncie. Kontratak miał poprowadzić Grzegorz Schetyna, którego nie umiem ocenić sprawiedliwie. Jest niemedialny i to go dyskwalifikuje w wyborczym świecie, który kieruje się już wyłącznie zasadami show typu "Mam talent" czy audiotele jakiegoś czwartorzędnego programu kablówki.
Mieliśmy Ryszarda Petru, który chyba wielu niezdecydowanych pchnął w stronę ... PiS.
Świeży powiew miały przynieść "dziewczyny opozycji". Kamila Gasiuk-Pihowicz i Katarzyna Lubnauer wnoszą wiele do świata polityki. Niestety tylko w sensie zabawowym. Choć zabawnie wcale nie jest.
Coraz szybciej pędzi ta karuzela nowych "nadziei". Może pani Gersdorf ? Autorytet, ale nie dla ludu. Ambitny Borys Budka? Może medialna prezydent Gdańska? 
I... wciąż oczekiwany Donald Tusk, wracający na białym koniu niczym gen. Anders. Już wiemy, że także nie.

A ja pomysł mam ...

Kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi zwracano uwagę na podobieństwo pani Kidawy-Błońskiej do S. Loren. Może coś w tym jest. Miało to wspomóc jej medialny wizerunek. 
I tym tropem moje myśli podążyły. Na lewicy znalazłem od razu quasi Borisa Karloffa. Ech, chyba nie to. 
Waldemar Pawlak? 
Kiedy słucha zadawanego jakiegokolwiek pytania przypomina B.Keatona. Też niewielki to atut. Szukam kandydata dalej ...
To może nie szukać podobieństw i pójść na całość? Wziąć postać z popkultury? Sophia Loren nie może niestety kandydować na prezydenta Polski z racji obywatelstwa. Prawdziwy Boris Karloff z tego samego powodu. Poza tym nie żyje. Co chyba także jest pewną przeszkodą.
Zatem ... 

Robert Górski ?

Kabaretowy zawodowiec, co jak pokazuje przykład wyborów na Ukrainie, jest atutem. Cykliczne "Posiedzenie rządu" parodiujące Donalda Tuska podobało się. "Ucho prezesa" ma także wielu fanów. Zatem w ten sposób zsumują się dwa elektoraty?
Ta propozycja wydaje się atrakcyjna. Że absurdalna? Nic nie szkodzi. Przecież liczy się tylko wynik wyborczy. Jeśli ktoś mi powie, że podstawowym atutem kandydata na prezydenta musi być godność i postawa uosabiająca majestat prezydenckiego urzędu... to spytam go o Andrzeja Dudę.
Kilkanaście lat temu sondowano jaki byłby odzew gdyby w wyborach wystartował Tomasz Lis. Niegdyś dobrze zapowiadający się dziennikarz. 
Jak sądzę zrobiono te badania dla rozpoznania naszych cech i zachowań jako elektoratu. Tomasz Lis uwierzył, że to na poważnie i porzucając dbałość o jakość swojego zawodu, zaczął "błyszczeć". Najpierw kreował się recenzentem naszej sceny politycznej. Potem arbitrem tejże. Kiedy pycha wypełniła go całkowicie, uznał się za demiurga naszego politycznego podwórka. Być może jego drogę powtórzy Szymon Hołownia.
To tak na marginesie, żeby Wam wskazać, że kandydatura Roberta Górskiego nie byłaby najbardziej bezsensowna.
I kiedy już chciałem napisać maila do pana Górskiego, przypomniał mi się Coluche i wybory prezydenckie we Francji sprzed 40 chyba lat. Zgłosił swoją kandydaturę i rozpoczął kampanię, która jak sam ogłosił miała pokazać, że polityka to show i wyścig popularności opartej na czymkolwiek. Używał środków obrazoburczych. Wówczas jeszcze szokujących. 
Często wulgarnych. Zawsze prześmiewczych. Swój cel osiągnął. A czy w wyborach wielu Francuzów pokazałoby politykom środkowy palec głosując na komika? Nie wiemy. Wycofał swoją kandydaturę na miesiąc przed wyborami. 
I w tym momencie zrezygnowałem z namawiania pana Górskiego. Przecież szukam kandydata, który będzie pewniakiem w tym konkursie. A to już prosta droga do podlaskich... Wilkowyj.

Paweł Kozioł naszym prezydentem !

Ogromna jest rzesza sympatyków serialu "Ranczo". Niektórzy, tak jak ja oglądają powtórki wielokrotnie. Bawią się do łez. Wyszukują grepsy, aluzje, które dzięki wirującej rzeczywistości nabierają kolejnego, często przez przypadek znaczenia. Żałujemy, że nie ma kontynuacji. Choć moim zdaniem niesłusznie. Bo jak śpiewał W.Młynarski:
..."trzeba wyczuć kiedy w szatni, płaszcz pozostał przedostatni"...
W ostatnich dwóch sezonach "Ranczo" już chyba z trudem utrzymywało pewien poziom odróżniający je od tasiemców, których pełno we wszystkich programach TV.
Ostatni odcinek to wybór Pawła Kozioła na prezydenta. I to spróbujmy przełożyć na naszą rzeczywistość. Bo dobrze już nie będzie. Zatem niech będzie zabawnie. Może nie z honorem, a z uśmiechem Polska zejdzie ze sceny?
Ale przecież...

Paweł Kozioł nie istnieje !!!

Wiem. Nie istnieją także Wilkowyje. Ale to niemal nieistotna przeszkoda w kandydowaniu rubasznego wójta na prezydenta RP.
Serialowe miasteczko skupia najróżniejsze indywidualności będące reprezentantami czy symbolami różnych grup naszego społeczeństwa. Każdy z nas znajdzie tam siebie, swojego sąsiada czy krewnego. Wszyscy budzą naszą sympatię. I pijaczki spod sklepu i pogrążony w permanentnej depresji doktor Wezół. Nawet całkowicie pozbawiony etyki Czerepach jest lubiany. Trochę jak H.Brunner ze "Stawki większej niż życie". 
Wiem, że myśli moje pokrętne, na dodatek układam je nieporadnie w słowa. Szukam po prostu takiego sposobu który zgromadzi jak największą część elektoratu. I zjednoczy ją w poparciu kandydata. Skoro nie ma już, a może nigdy nie było (?) silnej inteligentnej grupy dążącej do stabilizacji Polski to zbieram większość jakkolwiek. Nie możemy być mądrzy? Bądźmy zabawni.

Atuty koziołkowego planu:

Cezary Żak jest dobrym aktorem i jestem pewien, że świetnie sobie poradzi odgrywając rolę kandydata na prezydenta. Osoba która dziś mieszka w pałacu prezydenckim nie ma nawet 10% jego umiejętności aktorskich a niemal połowa z nas sądzi, że jest... prezydentem.
Zatem robimy tak. Cezary Żak za aprobatą scenarzystów "Rancza" utrzymuje wizerunek postaci odgrywanej w serialu i zdobywa głosy. Bo taki "swój chłop". Choć nieuczciwy to sympatyczny. Jego brat jest księdzem, zatem to zjedna pewną grupę wyborców. Wymierający elektorat sentymentalnie związany z PZPR także Kozioła zaakceptuje, ze względu na jego przeszłość w Polskiej Rzeczpospolitej Lu...belskiej. 
NIE ?! A kto głosował na Czarzastego?
Ważne jest też dobre obsadzenie sztabu wyborczego.
Szefem sztabu zostanie Czerepach-Barciś. Rzecznikiem prasowym Lucy Wilska-Ostrowska. Jej rolą będzie zapewnienie nas, że Czerepach nic złego nie knuje. Jakąś widoczną funkcję trzeba powierzyć Fabianowi Dudzie, który popierając "mojego" kandydata między wierszami będzie dawał do zrozumienia, że jest kuzynem... Wiecie przecież czyim. 
Na wiecach wyborczych zaśpiewa "Superduo" czyli Pietrek i Jola. Głosy wielbicieli Sławomira i Zenka Martyniuka oraz zapomnianej Shazy mamy zatem zapewnione.
Konferansjerem i moderatorem wieców będzie Jacek Kawalec czyli Witebski. 
W spotach wyborczych wystąpią Więcławscy, Wezółowie i inni bohaterowie serialu. Teksty przemówień i "spontanicznych" wypowiedzi napiszą panowie Brutter i Niemczuk. 
Znaczna część materiału do kampanii wyborczej jest zresztą gotowa. Wystarczy skompilować fragmenty serialu.

Idiotyczne ?

Hmm... to prawda. Ale jako wyborcy wykazaliśmy się już wielokrotnie taką głupotą, że właśnie na głupotę naszą stawiam. Nie możemy się od niej uwolnić. Nie możemy jej przemóc. Zatem przekujmy tę naszą słabość na narzędzie. Narzędzie sukcesu! 
Może gdyby po takich wyborach Cezary Żak został prezydentem nie w serialu a w rzeczywistości, zdalibyśmy sobie sprawę z tego co wyprawiamy z krajem, który rzekomo jest nam tak drogi.
Jeśli ktoś z Was wątpi, że można tak nam zawrócić w głowie fikcją srebrnego ekranu, to przypomnijmy sobie jak 40 prawie lat temu znaleźli się tacy, którzy zbierali fundusze na pomoc dla Isaury.
Jeżeli zaś ktoś z Was uzna mój plan za realny ale kandydatura sympatycznego Cezarego Żaka wyda mu się słabym punktem to i tu mogę wskazać pewną drogę...
W Łyskowie na poczcie pracował facet zajmujący się między innymi rejestrem przesyłek poleconych. Później starał się o pracę fordansera w Warszawie. Może on?