25 kwietnia 2020

Pomniki historii a historia pomników

Grupka ludzi w spontanicznej(?) manifestacji obaliła pomnik H.Jankowskiego. Powodem były znane od lat podejrzenia i oskarżenia o zboczone praktyki seksualne. Czy prawdziwe? Nie mnie to oceniać. Był to człowiek zakochany w samym sobie, lubiący przepych i bogactwo. Zajmował się różnego rodzaju biznesem, gierkami politycznymi a przede wszystkim samym sobą i kreowaniem swojego wizerunku. Najmniej chyba swoim zawodem.
Konieczność usunięcia pomnika kogoś takiego jest dla mnie oczywista. Zastanowiło mnie coś innego. Jaki mógł być powód postawienia tego pomnika? Myślałem, myślałem... i nie wymyśliłem żadnego.
Zacząłem sobie dumać nad czymś ciekawszym. Stawiamy pomniki aby były trwałym wspomnieniem o ludziach których wkład w historię uznajemy za ponadprzeciętny czy wręcz sprawczy. Są też pomniki bohaterów zbiorowych, mające oddać nasz szacunek grupom ludzi. To pomniki uczestników zdarzeń stanowiących punkt zwrotny w dziejach lokalnych czy ogólnoświatowych. Mamy też pomniki będące utrwaleniem jakiejś legendy czy bajki. Dla przykładu Manneken Pis czy Warszawska Syrenka lub Wawelski Smok.  No i jeszcze mój idol...
Koziołek Matołek w Pacanowie. Dwuznaczne?
Osobna grupa to pomniki o charakterze religijnym.
Wszystkie służą temu aby pamięć o tym co symbolizują nie zaginęła. Aby każdy kto się przed nimi znajdzie wspomniał o ludziach i wydarzeniach sprzed wieków. Zatem to zapis historii. Historii wioski, miasta, kraju, świata, ludzkości. Ale ...

I pomniki mają swoją własną historię !

Dlatego każdego z Was chcę zachęcić. Oglądając jakikolwiek pomnik, myślimy o ludziach i zdarzeniach które upamiętnia i podkreśla ich rangę. Sięgamy wtedy do książek i czegoś nowego się uczymy. Zróbcie coś jeszcze. Poszukajcie informacji o samym pomniku. Kiedy powstał, kto go stworzył i jakie z nim wiążą się wydarzenia. A wiele tu wiedzy zyskać możemy i czasem poznamy ciekawostki zaskakujące. 
Życia mojego i kilku innych by nie starczyło żeby opisać historię wszystkich pomników na świecie. Są ich pewnie miliony. Nawet gdybym ograniczył się do pomników w Polsce to i tak bym nie dał rady. Może ktoś z Was opisze historię pomnika, który zna i w ten sposób stworzymy serię ciekawych i pouczających opowiastek?

"Kolumna Zygmunta"

Wykonana na polecenie Władysława IV ku czci jego ojca. Element propagandowy polityki dynastycznej Wazów. Ukończona w 1644 roku. To najstarszy w Warszawie pomnik osoby świeckiej. Stał 300 lat i tak jak stolica, której jest symbolem padł podczas Powstania Warszawskiego. Odbudowany i odsłonięty uroczyście wraz z otwarciem Trasy W-Z w 1949 roku. Cieszy nas ten monument do dziś, a wiele historii się z nim wiąże.
Zygmunt III kibicem Legii

Jedna czy dwie kolumny?  

Trzon kolumny wykonano na zlecenie ... Zygmunta III (!) w kamieniołomach pod Kielcami. Niestety podczas obróbki marmurowy walec pękł i dalszych prac zaniechano. Do czego trzon ów miał służyć? Historycy twierdzą, że król chciał zbudować monument uwieczniający jego zwycięstwo nad rokoszanami w roku 1607. Uparcie dążył do wzmocnienia władzy królewskiej, a monument upamiętniający pokonanie buntowników byłby dobrym symbolem królewskiej siły.   
Długie lata ten "prefabrykat" przeleżał w kamieniołomach zwanych dzięki niemu do dziś "Zygmuntówką". A i na czerwony marmur kojarzący się z salcesonem, określenia "zygmuntówka" używamy. 
Z wielkim trudem wołów i ludzi, specjalny zaprzęg dostarczył cokół z Czerwonej Góry na brzeg Wisły. Spłynął sobie na barce/tratwie do Warszawy. Tam z przystani w ciągu jednego dnia przetransportowano ten największy element pomnika na plac zwany dziś Zamkowym. W niektórych źródłach czytamy, że oprócz pękniętej kolumny była wykonana druga, nieuszkodzona. I to ona właśnie użyta została do budowy pomnika, a nie dłuższa część tej pękniętej. Nie wiem. 
Po ponad 200 latach zastąpiono podatny na zwietrzenie cokół, trwalszym granitowym.
Odsłonięty jesienią 1644 roku pomnik króla Zygmunta III przechodził oprócz tego kilka remontów i zmian.

Nuncjusz papieski vs. Władysław IV

Zanim jednak pomnik powstał, wielki się zrobił wokół niego szum. Potrzebny dla kolumny i jej otoczenia plac, musiał Władysław IV pozyskać. Wykupił więc go od zakonu sióstr Bernardynek, które miały tam swój klasztor. Nie wiem czy zapłacił cenę solidną czy nie, ale całe przedsięwzięcie wzburzyło nuncjusza papieskiego Mario Filonardiego. Niespotykane dotąd wywyższenie świeckiej postaci uważał za nie do przyjęcia, a wywłaszczenie zakonu oprotestował. Król się nie przejął i budynki wykupione od Bernardynek kazał wyburzyć. Mario Filonardi okryty niesławą, na życzenie króla, został z Polski przez papieża odwołany. 
To jednak "legenda miejska". W rzeczywistości spory i kłótnie między królem a nuncjuszem miały kilka przyczyn i trwały już czas jakiś. Listy Mario Filonardiego pełne oszczerstw wobec króla, które słał do Watykanu wzburzyły nawet polskich dostojników kościelnych. I to one były ostatecznym powodem kompromitacji i dymisji nuncjusza papieskiego. Czy sprawa monumentu Zygmunta III miała tu jakieś znaczenie? Jeśli tak, to tylko spór ten był jednym z wielu powodów. W naszej pamięci pozostaje jednak najistotniejszym a może jedynym.
Koniec końców zbudowany pomnik uroczyście odsłonięto w 1644 roku. Odtąd Zygmunt III Waza patrzy na stolicę, strzegąc jej nagą szablą i krzyżem. Jednak ...

Uroczyście osadzony na wielkim "słupie" król Zygmunt nie mógł czuć się pewnie. 

Karol Gustaw po zajęciu Warszawy zarządził przesunięcie pomnika na miejsce mniej eksponowane. Nie znalazł się jednak żaden rzemieślnik, który tak trudnego przedsięwzięcia by się podjął.  Był też pomysł wysadzenia, któremu sprzeciwił się feldmarszałek Wittenberg.
Zachwycił się pomnikiem car Piotr I. W geście przyjaźni czy może uległości, August II Mocny podarował mu Kolumnę Zygmunta, która miała się stać elementem ozdobnym Petersburga. Na szczęście nic z tego nie wyszło. Transport technicznie był wówczas niewykonalny.
Zagroziła też poczciwemu królowi III Rzesza. Dlaczego poczciwemu? Bo go lubię.
Otóż zgodnie z Planem Pabsta statuę Zygmunta III miał zastąpić pomnik Germanii. Na szczęście "tysiącletnia Rzesza" trwała mniej niż ćwierć wieku. Niestety podczas Powstania Warszawskiego czołgowy pocisk zburzył kolumnę, a król legł na bruku pl. Zamkowego.
Sama rzeźba nieco tylko uszkodzona, po naprawie i budowie nowej kolumny wykonanej ze strzegomskiego granitu wróciła na swoje miejsce. Fragmenty poprzednich kolumn możemy oglądać pod murami Zamku Królewskiego.

Jeśli dać wiarę anegdotom i Stefanowi Wiecheckiemu ("Wiechowi"), to Kolumna Zygmunta była wielokrotnie w końcu lat czterdziestych sprzedawana. Otóż spośród przyjeżdżających do stolicy prowincjuszy, warszawscy cwaniaczkowie typowali tych najmniej rozgarniętych ale zamożnych i "sprzedawali" im pomnik. Pewnie nieprawdziwe, ale zabawne.
Warto wspomnieć, że w planach Jana II Kazimierza było stworzenie tzw. Forum Wazów, którego Kolumna Zygmunta miała być zaczątkiem.

Książę Józef Poniatowski

To także jeden z najbardziej rozpoznawalnych pomników warszawskich. Jak wygląda wie każdy i nic nas w tym wizerunku dziś nie dziwi. Mimo, że postać na koniu nie ma na sobie ułańskiego munduru tylko rzymską tunikę i bardziej kojarzy się z Oktawianem Augustem niż Poniatowskim. 
Przyzwyczailiśmy się do takiego wizerunku, a rosną już pokolenia dla których czas Księstwa Warszawskiego i Cesarstwa Rzymskiego to mniej więcej ten sam okres historyczny. Przesadzam. Aż tak źle nie jest. Ale będzie ! 

Z ziemi włoskiej do Polski

Już wkrótce po śmierci księcia pod Lipskiem, powstała myśl o uczczeniu jego pamięci pomnikiem. Uzyskano na to zgodę cara Aleksandra I. Pomnik stanąć miał przed Pałacem Namiestnikowskim. Zbiórka funduszy trwała kilka lat. W 1820 roku podpisano kontrakt na wykonanie pomnika z Bertelem Thorvaldsenem, wziętym klasycystycznym rzeźbiarzem duńskim. Pracujący przez lata we Włoszech artysta zauroczony sztuką starożytną, wykonał gipsową figurę księcia na koniu jako... rzymskiego wodza. Nie spodobała się jednak rzeźba, która z Włoch statkiem przez Gdańsk przybyła do Warszawy w 1829 roku. Jednak w końcu taki właśnie wizerunek odlano w brązie trzy lata później.

W lamusie, w podróży i w niewoli

Po Powstaniu Listopadowym nie mogło być mowy o ustawieniu pomnika zgodnie z pozwoleniem sprzed kilkunastu lat. Trafiła zatem rzeźba do magazynu w Modlinie. Przed zniszczeniem uratował ją feldmarszałek Iwan Paskiewicz. Za zgodą cara Mikołaja I wywiózł pomnik do swojej posiadłości w Homlu. W ten sposób go ocalił. Zanim przeleci Wam przez myśl choć powiew sympatii wobec Paskiewicza, przypomnijcie sobie kim był dla Polski i czym się "wsławił". Za to właśnie sowicie nagrodzony był przez cara, a pomnik Księcia Józefa był jednym z giftów. Paskiewicz jednak oprócz tego, że był okrutnikiem miał też chyba osobliwe poczucie humoru. W miejscu gdzie miał stanąć pomnik Poniatowskiego stanął na okazałym cokole pomnik...
... Paskiewicza. 
Zaiste wielki to policzek dla nas, ale bądźmy sprawiedliwi, świadczący o inteligencji Paskiewicza.
Wrócił z Homla posąg księcia Józefa Poniatowskiego dopiero po Pokoju Ryskim, zatem po ponad 80 latach. Witano go w Warszawie z radością i chyba już nikt nie podnosił wątpliwości co do artystycznej formy przyjętej przez Thorvaldsena. Nie było jednak pomysłu na odpowiednie miejsce dla pomnika. Na krótko trafił na dziedziniec Zamku Królewskiego. W 1923 roku wybrano dla "Pepiego" godne usytuowanie. Plac przed Pałacem Saskim, siedzibą Sztabu Generalnego WP. To dobre miejsce dla jednego z ważnych dowódców w historii Polski. 
Po wejściu Niemców w 1939 roku do Warszawy, pomnik pozostał. Okupanci uznali, że przecież Poniatowski to zasłużony... generał austriacki. Można powiedzieć, że wpisali go na volkslistę. Jednak w trakcie niszczenia miasta po Powstaniu Warszawskim wysadzono Pałac Saski i pomnik Księcia Józefa Poniatowskiego wraz z nim. Szczątki rzeźby możemy zobaczyć w Muzeum Powstania Warszawskiego.

Jeszcze raz przez morze

Duńczycy współczujący nam poniesionych w wojnie strat, w tym także zniszczonych i skradzionych wielu dóbr kultury, w 1951 roku podarowali nam wierną replikę zniszczonego pomnika. Kopia tak jak i oryginał przypłynęła statkiem. Dar ten niemałym był kłopotem dla sowieckich namiestników zarządzających nami pod szyldem PRL. Pomnik polskiego arystokraty, na dodatek walczącego przeciw Rosji ???. No cóż, jakoś sobie poradzili. Umieszczono pomnik na uboczu w Łazienkach. Dopiero w 1965 roku w kolejną rocznicę Bitwy Narodów pomnik Księcia Józefa Poniatowskiego stanął przed Pałacem Namiestnikowskim. W miejscu pierwotnie dla niego przeznaczonym półtora wieku wcześniej. Niech zostanie z nami. 

"Czterech śpiących"

Ksiądz Ignacy Skorupka już w kilka dni po swojej śmierci stał się jednym z najważniejszych i do dziś rozpoznawalnych symboli Bitwy Warszawskiej. Dobry to wybór. W krótkim swoim życiu wykazał się charakterem, patriotyzmem i odwagą. A same okoliczności śmierci aż proszą się o nadanie temu człowiekowi rangi symbolu. Doczekał się, a właściwie to my doczekaliśmy się jego pomnika dopiero 85 lat po bohaterskiej śmierci. 

Ale zaraz, zaraz ! 

Czemu piszę o księdzu Ignacym Skorupce, a akapit zatytułowałem "Czterech śpiących" ??? 
Otóż już w latach II Rzeczypospolitej pomnik szlachetnego księdza był przygotowywany. Wykonano cokół na którym miała stanąć rzeźba. II Wojna Światowa zatrzymała wiele projektów, także i ten. Cokół jednak zachował się. 
Jesienią 1945 roku powstał pierwszy powojenny pomnik w Warszawie zwany "Pomnikiem Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni". Ten absurd samej nazwy można określić jako osobliwy oksymoron. Dobrze zareagowali Warszawiacy kpiąco nazywając go pomnikiem "czterech śpiących". Nawiązanie to do postawy czterech żołnierzy, którzy stoją ze spuszczonymi głowami jakby drzemiąc.
W kilka miesięcy po zakończeniu wojny, przy zaangażowaniu wszelkich środków zbudowanie tego, nawiasem mówiąc artystycznie lichego monumentu, nie było łatwe. Ale pomysłowości aparatowi władzy nie zabrakło. Wykorzystali gotowy postument na którym stanąć miała rzeźba księdza Skorupki. Zaiste okrutna to kpina i chyba okrutniejsza niż casus Poniatowski - Paskiewicz.
W pośpiechu postacie żołnierzy wykonano z pokrytego patyną ... gipsu. I tu choć niechcący, powstała dobra ilustracja jakości tego "braterstwa broni". Tak trwałego jak gips. 
Dalej było równie śmiesznie. Po dwóch latach gipsowe, zastąpiły figury z brązu. A odlano je gdzie? Na terenie Niemiec, w sowieckiej strefie okupacyjnej.
Już na początku niepodległej III RP pomnik miał być usunięty tak jak wiele innych symboli okupacji radzieckiej. Niestety znaleźli się obrońcy "czterech śpiących". Nie chce mi się nawet opisywać ich argumentów bo szkoda czasu. I Waszego i mojego. W 2011 roku pomnik czasowo zdemontowano z racji budowy stacji metra "Wileńska". Pomimo różnych sporów i dyskusji na temat jego powrotu, RMSt. Warszawy ostatecznie zdecydowała, że pomnik nie wróci na swoje miejsce. Jego elementy przekazano do Muzeum Historii Polski.

Jan III Sobieski w Gdańsku

Całkiem moim zdaniem udany pomnik króla Jana III stoi sobie w Gdańsku na Targu Drzewnym od połowy lat 60tych XX wieku. W latach 80tych był miejscem opozycyjnych demonstracji. Może nie z racji ideologicznych a z powodu dogodnego położenia dla wieców czy punktu startowego pochodu. Sam jako kilkunastoletni dzieciak brałem w nich udział. Data "urodzenia" pomnika jest jednak wcześniejsza.

Lwów

Pomysł budowy pomnika Jana III Sobieskiego we Lwowie to 200 rocznica Bitwy pod Wiedniem. Trzeba było jednak kilkunastu lat na zebranie funduszy i budowę całkiem zgrabnego choć dość typowego monumentu. Król w dynamicznej pozie, na spiętym ostrogami koniu wskazuje buławą kierunek ataku swojemu wojsku, które patrząc na rzeźbę widzieć możemy w wyobraźni. Pewnie strojną i potężną husarię. 
Twórcą pomnika był Tadeusz Barącz. Lwowski rzeźbiarz, z rodziny polskich Ormian. Za swą pracę nie zażądał wynagrodzenia. Wystawił rachunek za materiał i pracę swoich pomocników. Wzorował się na pomniku wzniesionym w Warszawskich Łazienkach 100 lat wcześniej autorstwa Le Bruna i Pincka. Oni zaś również wzorowali się na innej podobiźnie króla z końca XVII wieku, którą możemy podziwiać do dziś w Wilanowie. Barącz z rozmysłem lub nie, powielił dysproporcję rozmiarów jeźdźca i rumaka.
Pomnik Sobieskiego ustawiono na Wałach Hetmańskich, którym patronował hetman Stanisław Jan Jabłonowski. Miał i on tam swój pomnik od 1754 roku. 
Wspomniałem na wstępie o demonstracjach lat Stanu Wojennego. Ale już we Lwowie pod pomnikiem Sobieskiego na przełomie wieków XIX i XX odbywały się patriotyczne spotkania. Nie tylko pomnik, ale i ich tradycja przeniosła się nad Motławę.

Los "repatrianta"

Przetrwał pomnik króla Jana III pierwszą okupację sowiecką Lwowa. Drugiej niestety już nie. Tak jak i większość Lwowian został z miasta wygnany. I tak miał szczęście, bo wiele pomników świadczących o polskości Lwowa sowieci zniszczyli. Taki los spotkał między innymi pomnik hetmana Jabłonowskiego.

Rosjanie chcieli przerobić pomnik Sobieskiego na pomnik Bohdana Chmielnickiego. I śmieszno i straszno. Na szczęście z tego zrezygnowali. W wielkiej swej łaskawości wysłali rzeźbę na tereny okupowanej Polski znanej nam pod nazwą PRL. Trafił zatem Sobieski w 1950 roku do Warszawy. Lokalizacja trzeciego już pomnika Sobieskiego w Warszawie sensu nie miała i komuniści nie wiedząc co z tym "przesiedleńcem" zrobić, na 15 lat "internowali" go w Wilanowie. A chętnych miast na przyjęcie króla, w powszechnej pamięci historycznej przychylnie ocenianego było kilka.

Kraków, Wrocław czy Gdańsk ?

Te trzy lokalizacje były głównie rozważane. Każde miasto miało swoje argumenty. Ostatecznie wybrano Gdańsk. Z miastem naszym i Pomorzem wiązało Jana III Sobieskiego wiele. Tak w rzeczywistości jak i legendzie. Może każdy z Was wymieni jakiś element tych związków w komentarzu. Ja zaproponuję pierwszy, może zapomniany: w kamienicy na Długim Targu urodził się drugi królewski syn Aleksander Benedykt (9.IX.1677).
Wrocław dostał lwowski pomnik Fredry, a Sobieskiego Gdańsk.
Pomnik stanął w miejscu w którym od 1904 do 1946 roku stał pomnik żołnierzy pruskich poległych w trzech wojnach XIX wieku skutkujących zjednoczeniem Niemiec w 1871 roku.

Tablice

Na cokole pomnika umieszczone były dwie tablice. Na jednej wymieniono zwycięskie bitwy Sobieskiego, a na drugiej napis "Królowi Janowi III. Miasto Lwów". Tablice podczas montażu pomnika w Gdańsku zamurowano w podstawie. Ich kopie mogły pojawić się dopiero po odzyskaniu niepodległości w 1989 roku.
Gdy budowano pomnik we Lwowie, ustawiono rzeźbę w kierunku południowo-wschodnim, skąd zagrażała I Rzeczpospolitej nawała Turecka. Kiedy zaś pomnik stanąć miał na Targu Drzewnym, obrócono króla w kierunku zachodnim. Wszak jak uczyli nas komuniści, cały czas groziła nam napaść ze strony rewizjonistów spod znaku Hubki i Czai. 
Jak czasem mawiał żartem mój serdeczny kolega Wojciech N. : 
"Długi! My tu siedzimy a Niemcy w Tczewie rowery pompują!" 
Lwowa nie odzyskamy, ale pomnik króla Jana mamy i cieszę się, że stoi w moim mieście.
Targ Drzewny w Gdańsku. Rok 1965.



 

Pomnik Lotników w Działdowie


Wspominam tu pomniki znane lub bardzo znane. Wybrałem jeszcze ten, bliższy naszym czasom. Mało znany pomnik, w niewielkim mieście. Nie wiąże się z polskimi dokonaniami, a i z Polską bezpośrednio także nie. Jego historia to pewna ważna nauka. O tym, że, legenda może nie jest najważniejsza, ale ma przemożną siłę. Ten pomnik jest dobrą tej zasady ilustracją.

Działdowo: Pomnik Lotników - full imageTannenberg 1914

Jedna z pierwszych bitew I Wojny Światowej. Była serią starć w rejonie Ostróda (Osterode)-Mława (Mielau)-Olsztynek (Allenstein). Przerażająca liczba kilkudziesięciu tysięcy zabitych w 1914, byłaby "drobiazgiem" w 1916. Ale nie będę rozprawiał tu o historii I Wojny Światowej.

Lotnicy

W 1914 roku lotnictwo wojskowe raczkowało, a wielu, nawet uznanych dowódców, uważało je za niepotrzebny i ekstrawagancki dodatek do wojny.
Jednak... Po bitwie pod Tannenbergiem, marszałek Paul von Hindenburg, podobno powiedział, że gdyby nie lotnictwo, nie wygrałby tego starcia. Docenił i umiał wykorzystać możliwości rozpoznania jakie dawały (mizerne) samoloty, sterowce i balony obserwacyjne.

Pojedynek na niebie i rycerska śmierć

 
W starciu dwóch samolotów gdzieś nad Działdowem zginęli obaj przeciwnicy. Pilot rosyjski i niemiecki. 
Uczciwszy ich pamięć, w 1916 wzniesiono skromny pomnik
Opatrzono go refleksyjnym napisem:
ZA ŻYCIA WROGOWIE. W OBLICZU ŚMIERCI RÓWNI.
Zestrzelili się wzajem w morderczej walce. Daje to materiał do przemyśleń o wojnie, pojedynkach ludzkich charakterów i o ludzkich tragediach spowodowanych wojną. Także o sens wojny. Tej, innej, tamtej, owakiej.
Tyle mówi legenda...

A jak było naprawdę?

Trudno sobie wyobrazić pojedynek samolotów w 1914. Zwykle były nieuzbrojone. Analizę tego rzekomego pojedynku nad Działdowem przeprowadził dr Piotr Bystrzycki.
Otóż rzeczywiście dwóch lotników podczas bitwy pod Uzdowem (etap bitwy pod Tannenbergiem) zginęło w rejonie Działdowa. Katastrofa lub zestrzelenie przez broń naziemną. Przeciwlotnicza wówczas jeszcze nie istniała.
Niemiecki i rosyjski lotnik zginęli w tym samym rejonie, mniej więcej w tym samym czasie. Nic więcej nie wiemy. Nawet ich nazwisk nie znamy.

A pomnik?

Wzniesiony w miejscu gdzie pochowano żołnierzy Landwehry walczących o Działdowo.
Bajka o dwóch pilotach, którzy zginęli walcząc ze sobą... Niech zostanie. Nutka romantyzmu w opowieści o wojnie, która ostatecznie dowiodła, że wojna nie jest w żadnym względzie romantyczna. Jest niepotrzebna i dowodzi wyłącznie ułomności gatunku zwierząt zwanego człowiekiem, co NIE brzmi dumnie. 

Pomnik na Westerplatte

Każdy ten pomnik zna, nawet jeśli na Westerplatte nigdy nie był. To jeden z najbardziej znanych pomników w Polsce. Wchodzące do portu gdańskiego statki oddają mu salut banderą. Stojący na wysokim kopcu masywny "strażnik" Gdańska. Chyba lubiany, a z pewnością przyzwyczailiśmy się do niego. 

Kopiec z przypadku ?

Przez kilkanaście lat po wojnie zniszczony teren Wojskowej Składnicy Tranzytowej częściowo użytkowany był przez Port Gdański, a częściowo przez wojsko. Basen Amunicyjny i jego okolice do dziś są niedostępne. Jest tam placówka Morskiego Oddziału Straży Granicznej i przystań.
W końcu lat 50tych poszerzano i pogłębiano kanał portowy. Zniknęły pozostałości wartowni nr 2, a "jedynkę" nieco przesunięto. Zachowaną w całości możemy do dziś zwiedzać. Prace ziemne to kilka tysięcy ton ziemi, którą należało wywieźć. Zamiast tego cały urobek zgromadzono w formie kopca na końcu półwyspu. Podobno był to pomysł inżynierów biura projektów potocznie zwanego "Projmorsem".

Kopiec i co dalej ?

Władze PRL podchwyciły pomysł kopca upamiętniającego bohaterstwo "Załogi Śmierci". Z myślą o zbliżających się obchodach 1000lecia Państwa Polskiego rozpisano konkurs na budowę pomnika i aranżacji terenu wokół niego. Zgłoszono kilkadziesiąt projektów. Wybrano propozycję autorstwa rzeźbiarza Franciszka Duszeńki oraz architektów Henryka Kitowskiego i Adama Haupta. Prace rozpoczęto w końcu 1964 roku. Wiele z nich wykonywali ludzie z ponad 100 zakładów pracy z całej Polski, w formie tzw. czynu społecznego. I w tym wypadku jak sądzę, choć wiedzieć tego nie mogę, zaangażowanie było prawdziwe. Nawet jeśli z pewną reżyserią.
I tak na kopcu ponad 20metrowej wysokości stanął imponujący masą 25metrowy pomnik. Złożony z 236 granitowych bloków kolos waży ponad tysiąc ton. Granit pochodzi ze Strzegomia i Borowa. Uroczystość odsłonięcia pomnika odbyła się w październiku 1966 roku. Z żyjących wówczas ponad 100 Westerplatczyków zaproszono tylko kilku, a i im przeznaczono miejsce na uboczu. Powinni być najbardziej honorowanymi uczestnikami uroczystości. Dlaczego tak się nie stało?

Kapral Szamlewski z PePeSzą

Jako jeden z pierwszych "powitał" atakujących Niemców kapral Edmund Szamlewski seriami z Browninga. A zatem skąd PPSz?.
Otóż zamysłem komunistów nie było uczczenie obrony Westerplatte, które symbolicznie uznajemy za miejsce rozpoczęcia II Wojny Światowej. W PRL nadrzędnym celem propagandy było zbudowanie legendy polsko-radzieckiego braterstwa broni. Choćby z pomocą gipsu jak w wypadku wspomnianych powyżej "czterech śpiących". 
Pomnik na Westerplatte nazwano Pomnikiem Obrońców Wybrzeża. I to jeszcze jest jakoś logiczne. Bo przecież oprócz Westerplatte to Oksywie, Hel, Poczta Polska w Gdańsku czy Kolibki. I ma sens pomnik sprawiedliwie upamiętniający wszystkich walczących w obronie polskiego wybrzeża.
Jednak oprócz napisów dotyczących tych miejsc mamy: Narwik, La Manche, Dunkierkę, Atlantyk, Murmańsk. Prawdą jest, że tam walczyli w trakcie wojny nasi marynarze i żołnierze. Ale tu powiązanie ich dokonań z nazwą pomnika dość jest odległe. Jednak wszystko z morzem w tle.  Dalej jednak już i taka się koncepcja sypie. Mamy "Studzianki", "Lenino" i tajemniczą datę "30.III.1945". To data zajęcia przez sowiecką armię Gdańska. Według komunistycznej wersji wydarzeń pewnie to "wyzwolenie" Gdańska miało być końcem zwycięskich zmagań rozpoczętych o świcie 1 września 1939. Nad jakim morzem znajdują się Studzianki i Lenino już dojść mi się nie udało.
Zatem już zupełnie mnie nie dziwi, że popiersia żołnierza i marynarza u szczytu pomnika dzierżą sowiecki pistolet maszynowy. Ręczę, że Szamlewski z niego nie strzelał.

Rozebrać pomnik !

I takie głosy gorących głów się pojawiły po odzyskaniu wolności. Nieco łagodniejsze, to propozycje przebudowy. Na szczęście takie absurdalne pomysły przycichły i mam nadzieję, że nie wrócą
Taki jest, a właściwie miał być przekaz propagandowy tego pomnika. Ale tak już wrósł w rzeczywistość, że intencje komunistów nie mają znaczenia. Są tylko ciekawostką i ponurym wspomnieniem. Tak jak ciekawostką jest jeden z napisów "Poczta Gdańska". Chodzi oczywiście o "Pocztę Polską w Wolnym Mieście Gdańsku". Poczta Gdańska zaś była pocztą niemiecką.
Niczego nie zmieniajmy. Pamiętajmy tylko co i skąd się wzięło. Także jaki był powód małych i dużych zafałszowań czy zwykłych błędów jak ten dotyczący polskich gdańskich Obrońców Poczty. Wszystko to są elementy historii samego pomnika. Moim zdaniem ciekawej. Przez ponad pół wieku Pomnik Obrońców Wybrzeża jest dla nas należnym hołdem dla polskich żołnierzy o wybrzeże Bałtyku walczących.
Mój Tata w podobnych sytuacjach mawiał:
"Synu, zostaw. Mądry zrozumie a głupi pomyśli, że tak powinno być"
Ta mizerotka z lewej to ja. 1974 lub 1975 rok
A wiecie, że wewnątrz pomnika na Westerplatte jest szyb z drabiną po której można wejść na jego szczyt i otwierając klapę popatrzeć z lotu ptaka na Zatokę? No niestety nie można. To kolejna ciekawostka. O ostatnim pomniku, którego historię tu umieszczam. Napiszcie o innych. Proszę ...

 
 
  



 
 

2 komentarze:

  1. Z przyjemnością przeczytalam.Okazuje się ,ze pomniki jak ludzie mają swoją historię , swoje tajemnice i zmienne miejsca ,,zamieszkania'' Pamiętam ,ze w moim rodzinnym mieście pomnik jakiegoś biskupa przedstawiano nawet w rożne miejsca kilka razy /podejrzewam ,ze było to zależne od opcji politycznej,która miała wplywy/ Myślę ,ze tak się tez stanie z niektórymi pomnikami postawionymi w obecnych czasach. Zwiedzając rożne miasta w Polsce i na świecie przewodnicy prowadzą nas zazwyczaj pod Pomniki _widać ludzie wszędzie są dumni ze swoich przodków ,nie wiadomo tylko czy Ci na pomnikach na pewno na to zasłużyli .Warto więc wiedzieć co nieco o tych ,,uwiecznionych'''takze i ich twórcach . Dzięki Panie Piotrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za zainteresowanie. Ale ma ono pewne konsekwencje. "Nie bój nic!" - jak mawiał Majster do Docenta w "Dialogach na cztery nogi". Poszperajmy. Jakie to miasto? Jaki to biskup?
      Może wspólnie dopiszemy historię kolejnego pomnika?

      Usuń

Każdego zapraszam do uwag i dyskusji. Także tych którzy chcą pozostać anonimowi.