06 marca 2014

W "obronie" K. Świerczewskiego ps. Walter

Wszyscy mniej lub bardziej martwimy się losami Ukrainy. Mam zbyt małą wiedzę, żeby coś przewidywać i kilkanaście dni temu swoimi wątpliwościami się z Wami na tym blogu podzieliłem. Przy okazji wspomniałem o różnych, nie zawsze miłych zdarzeniach pomiędzy naszymi narodami. Jasnym punktem jest zabicie niejakiego Świerczewskiego przez partyzantów UPA, choć... przypadkowo. A jego 117 rocznicę urodzin mieliśmy w lutym.

 

Życiorys barwny, choć jednak "czarny"

Urodził się 22.02.1897 w Warszawie, jako poddany imperium rosyjskiego. I tak mu zostało. Po dwóch klasach szkoły powszechnej zakończył edukację i został pomocnikiem tokarza w zakładach Gerlacha. 
  • W 1915 r. ewakuowany na wschód, pracował jako tokarz w moskiewskiej fabryce. Powołany do armii rosyjskiej w 1916, następnie wziął udział w wojnie domowej po stronie komunistów. 
  • Brał udział w wojnie z Polską
  • W hiszpańskiej wojnie domowej, dowodził oddziałami międzynarodowymi walczącymi po stronie tzw. "republiki"
  • W 1938 podczas stalinowskiej czystki trafił do więzienia skąd szczęśliwie (tylko dla kogo szczęśliwie?) wyszedł w 1940
  • W 1941 roku dowodził 248 Dyw. Strzelców, z której pod Wiaźmą nie zostało nic. Niektóre źródła podają, że 5 żołnierzy i ... nasz "bohater"
  • W 1943 został przebrany w mundur LWP i przydzielony do 1 Armii tej formacji
  • Organizował 2 Armię, a następnie 3, z czego w końcu zrezygnowano
  • Na przełomie 44/45 przewodził sądowi wojskowemu w Kąkolewnicy. Sąd ten tropił "przestępstwa" polityczne. Świerczewski podpisał 39 wyroków śmierci i nigdy nie skorzystał z prawa łaski
  • Wiosną 1944 jako dowódca II Armii uczestniczył w ramach 1 Frontu Białoruskiego w forowaniu Nysy i Operacji Łużyckiej z zadaniem zajęcia Drezna. Operacja zakończyła się klęską 2 Armii. Następnie do 10 maja 2 Armia uczestniczyła w Operacji Praskiej. Na szczęście natężenie walk było mniejsze, więc straty nie były ogromne
  • Po wojnie został dowódcą okręgu, był posłem do "sejmu", a także vice ministrem ON
  • Zginął 28.III.1947 podczas inspekcji oddziałów LWP w Bieszczadach, jadąc z Baligrodu do Cisnej niedaleko wsi Jabłonki 

 

A jednak wspaniały bohater !!! 

Dlaczego ?

Otóż dlatego, że dla propagandy komunistów, pełniących od 1944 do 1989 obowiązki Polaków, na wzór bohatera nadawał się świetnie. Pochodził z robotniczej rodziny, na dodatek z "Czerwonej Woli" Walczył z faszyzmem już w 1936 w Hiszpanii. Tam dokonał wielu czynów bohaterskich... Nie? Jeśli nie, to łatwo było je w realiach PRL stworzyć post factum.
Dodajmy jeszcze znajomość z E.Hemingway'em, a mamy już niemal postać rodem z poematu romantycznego. Był pierwowzorem gen. Golza w powieści Komu bije dzwon. Przyznam, że powieść mnie nie fascynuje. I nie ma to związku z moimi poglądami.
Rozdział wojny 1920, można było wymazać. Wraz z Armią Czerwoną dowodząc oddziałami LWP, przyniósł "wolność" Polsce. Wszystkie te prawdy i półprawdy dawały ogromne możliwości propagandzie komunistycznej. A co najważniejsze, Świerczewski vel Walter zginął w dobrym miejscu, z rąk właściwych wrogów i w najlepszym czasie. Okoliczności śmierci, można było ubarwić.
Kiedy jako lekturę szkolną czytałem O człowieku, który się kulom nie kłaniał autorstwa niejakiej J.Broniewskiej przyznam, że żal mi było dzielnego generała... Proszę o łagodny za to wyrok. Miałem wtedy 8 lat, a poza tym...przedawniło się. A nie mógł Tata smarkowi tłumaczyć prawdy, bo skąd pewność, że nie pochwali się swoją wiedzą w szkole?

Kanalia? 

                 Idiota? 

                              Pechowiec?

Tego nie da się rozstrzygnąć. Ja sądzę, że wszystkie trzy określenia są uzasadnione. Przyglądając się kilku "dokonaniom" Świerczewskiego.

Zdrajca

W pewnym sensie tak. Ale prawdą jest, że oprócz miejsca urodzenia nic go z Polską nie łączyło. Ewakuowany z Warszawy wraz z załogą fabryki miał kilkanaście lat. Dalsze jego dzieje są związane z armią rosyjską, a później armią sowiecką. Jego nikczemną osobowość ukształtowała sowiecka rzeczywistość. To nie usprawiedliwia niczego, ale wyjaśnia wiele. Oczywiście jawnym łajdactwem jest prośba o przydział na front w wojnie z Polską. Gorliwość neofity? Dużo bardziej jednoznaczna jest zdrada byłego gen. bryg. WP, Michała Żymierskiego. Świerczewski podobno był zagorzałym komunistą co świadczy o jakiejś wadzie umysłowej, drugi zaś był malwersantem i karierowiczem, nie cofającym się przed żadnym przestępstwem.

Beznadziejny jako dowódca

Jeśli spojrzymy na dowódców wyższego szczebla Armii Czerwonej, to Świerczewski miał wykształcenie wojskowe staranne.
Jednak w Hiszpanii nie wykazał się zbytnio. Gdzie jako gen. Walter dowodził brygadą, a później dywizją w strukturach ochotniczych oddziałów międzynarodowych.

Warto zdać sobie sprawę, że te oddziały, grupujące zarówno naiwnych pięknoduchów jak i pospolitą hołotę, liczyły około 20 tys. żołnierzy. Podczas całej wojny przewinęło się w ich szeregach około 30. Przy liczebności armii republikańskiej 800 tys. to niewiele, a w naszej pamięci nadal funkcjonuje przekonanie, że Brygady Międzynarodowe stanowiły niemal trzon sił komunistycznych. Ale o tym kiedy indziej.

Ale... Świerczewski zajmował się swoim głównym zadaniem, tj. pracą kontrwywiadowczą, w wydaniu sowieckim. Przeprowadzał czystki w szeregach własnych, rozstrzeliwał jeńców, a dezerterów czasem osobiście. Już wtedy, nie dało się nie zauważyć, że upijał się systematycznie, co w przyszłości miało swoje konsekwencje.
W wojnie z Niemcami, dowodząc 248 DStrz., znalazł się w kotle pod Wiaźmą i w krótkim czasie z 10 tys. podkomendnych pozostało mu kilku (sic!). Za taki "sukces" dowódcy szli pod ścianę. Jemu się udało. Przesunięto go do szkolenia rezerw. W tym epizodzie upatruje się dowodu jego mocnej współpracy z NKWD, która go chroniła. Póki nie zostaną udostępnione archiwa NKWD, nie da się tego zweryfikować.
W 1943 został przydzielony do 1 Armii LWP. Alkoholizm i konflikty spowodowały, że niejaki Berling usunął go ze stanowiska zastępcy ds. liniowych.  Zatem w 1 Armii LWP nie zaistniał...

Nawiasem mówiąc, obaj siebie warci. Berling to ppłk. WP, który w 1939 odszedł z wojska w okolicznościach, które trudno dziś jednoznacznie rozsądzić. W 1943 zdegradowany i zaocznie skazany na karę śmierci, za dezercję i współpracę z NKWD od 1940 
(polecam wspomnienia rtm. Łopianowskiego).

Budziszyn obecnie
Świerczewski latem 1944 organizował II Armię LWP, a następnie III, czego zaniechano z braku kadr.
Z końcem 1944 roku został dowódcą II Armii LWP. Operacja Łużycka to pasmo niepowodzeń. Forsowanie Nysy, mimo dość słabego oporu niemieckiego trwało kilka dni. Następnie oddziały II Armii LWP uderzyły w kierunku Drezna. O tej tragicznej w skutkach, dla wielu żołnierzy operacji osobne przemyślenia.
Tu znajdziecie je zebrane i zinterpretowane według koziołkowej filozofii informacje o bitwie pod Budziszynem:
Jak Karolek Drezno zdobywał...

 

  Chyba jednak szczęściarz, a nie pechowiec (?)

Generał Świerczewski vel Walter, przeszedł czystkę stalinowską dość lekko, jak na standardy radzieckie. W 1940 zwolniony z więzienia, wrócił do służby.
Strata 248 DStrz. pod Wiaźmą i praktycznie brak konsekwencji to chyba jednak szczęście w nieszczęściu nieudolnego kamandira ?
Wielokrotnie w walce chodził między żołnierzami nie zważając na ostrzał i jakoś mu się udawało. To fakt! Tyle, że nie wynikało to z odwagi, a z tego, że był zwykle pijany. Nawet jak na standardy sowieckie pił dużo i ciągle.
Za klęskę pod Budziszynem, nie odpowiada Świerczewski, ale za rozmiar strat II Armii TAK ! To skutek jego absurdalnych rozkazów. Był krytykowany nawet przez podległego mu, pułkownika Armii Czerwonej A.Waszkiewicza (w owym czasie przebranego w mundur generalski LWP). I tym razem ominęła go jakaś realna kara, a nawet w kilka tygodni później otrzymał... awans na generała broni.

 

Śmierć i narodziny PRLowskiej legendy

Podczas wizytacji jednostek w Bieszczadach, wybrał się Świerczewski 28.III.1947 z Baligrodu do Cisnej. Koło Jabłonek samochody dostały się w ogień zasadzki, zorganizowanej przez sotnię Chrina. Ogień nie był szczególnie silny. Świerczewski zarządził nawet atak na wzgórze. Atak załamał się. Wkrótce nadjechał drugi samochód eskorty, który zatrzymała drobna awaria. Widząc to żołnierze UPA wycofali się.
Walka nie była zbyt zaciekła. Oprócz Świerczewskiego zginął 1 oficer i 1 żołnierz. Generałowi się nieszczęśliwie dostało, bo jak zwykle nasączony spirytusem, kulom się nie kłaniał. Nie bez racji kapral F.Wichura w jednym z ostatnich odcinków Czterech pancernych, przestrzegał, że po wódce człowiek robi się "wyrywny". 
Różne teorie spiskowe krążyły wokół tej śmierci. Nawet sami komuniści poszukiwali dowodów spisku czy zdrady, ale niezbyt się to składało w logiczną całość.
Dla porównania, kilka dni później oddział WOP o podobnej sile do eskorty Świerczewskiego, w tym samym miejscu wpadł w podobną zasadzkę i został niemal całkowicie wybity w kilkanaście minut. Czy gdyby Banderowcy, wiedzieli, że w ich zasadzkę 28.III wpadł generał nieprzyjaciela, prowadzili by walkę tak zachowawczo? Zresztą dziś historycy mając dostęp do dokumentów, także ukraińskich, raczej zgodni są co do tego, że w przygotowaną zasadzkę przypadkowo wpadł nasz towarzysz Walter.

I tu znów upierać się będę, że miał Świerczewski szczęście... 

Cóż go czekało w PRL? Dla wielu swoich kamratów z aparatu władzy, ten wiecznie pijany i nieprzewidywalny człowiek stawał się kłopotliwy. W najlepszym dla niego przypadku, zostałby odsunięty od władzy i zapił się gdzieś jako dowódca okręgu?
A tak... Został męczennikiem i bohaterem. Legendą, która trwała do końca okupacji sowieckiej. 
Ilość szkół, fabryk, ulic i placów jego imienia nie dała się chyba zliczyć. Książki, filmy, pomniki ... Jako jedyny aparatczyk trafił na monetę 10 zł, a później awansował na banknot 50 zł.

Dobrze, że dziś Świerczewski jest tylko upiorem historii... 
A pomnik w Bieszczadach, niech zostanie. Wszak przypomina o pewnym zdarzeniu z naszej historii. Powinien być tylko uzupełniony tablicami z opisem "dokonań" Waltera. Mam nadzieję, że pozostałe pomniki wszędzie już zostały usunięte.