06 sierpnia 2013

Docent Wewiórski o humaniźmie inżynierów

Doc. dr inż. Stefan Wewiórski - nauczyciel akademicki Wydz. Budowy Okrętów PG, autor podręczników, kierownik Zakładu Konstrukcji na wydz. BO, dwukrotny prodziekan ds. studenckich. Zmarł w wieku 87 lat, 21.II.2011 roku... 
Tyle można przeczytać i tyle pozostało?

Miałem szczęście studiować na dobrej uczelni, jaką była wówczas Politechnika Gdańska i na jej sztandarowym Wydziale Budowy Okrętów, zwanym wtedy Instytutem Okrętowym. Jak często lubię z przymrużeniem oka zaznaczyć, data urodzenia pozwoliła mi zakończyć edukację "za darmo" w PRL, a rozpocząć pracę już w Polsce. Studia programowo 6-cioletnie, zajęły mi lat siedem. Selekcja była dość poważna. Ze 126 przyjętych w 1984, studia ukończyły 32 osoby, uwzględniając tych w terminie i tych opóźnionych (jak ja). Pozdrawiam Asieńkę, jedyną dziewczynę wśród nas, dziś piękną dyrektorkę dużej firmy.
Miałem wielu wykładowców/nauczycieli. Większość wspominam dobrze. Tych którzy w percepcji smarkacza uważającego się za dorosłego, oceniałem absolutnie, wyłącznie negatywnie było może 5... 6 ?
O jednym z wielu, których ceniliśmy i podziwialiśmy, napiszę jak umiem. To co nam przekazali, dziś doceniam, bo do pewnych prawd się dojrzewa. Wierzę, że ktoś ten wątek zechce rozwinąć. Panie Docencie, pozwoli Pan?

"Wewiór"

Tak powszechnie mówiliśmy o docencie Stefanie Wewiórskim. Będę tej ksywy używał i jestem pewien, że patrzący z chmurki, S.Wewiórski nie zgani mnie. Każdy prawie wykładowca, miał jakieś przezwisko i nie było to lekceważące. "Ziółek" też się nie gniewa.
Kiedy w październiku 1984 rozpoczęliśmy studia, doc. Wewiórski zakończył właśnie swoje panowanie jako prodziekan ds. studenckich. Jego następca nie miał tej charyzmy i popularności wśród żaków, co być może nie było efektem obiektywnej oceny, ale utrwalało sławę "Wewióra" jako sprawiedliwego i wyrozumiałego. Oj... wiele wyrozumiałości trzeba było dla takiej menażerii jak nasza. Z doc. Wewiórskim na V semestrze, spotkali się ci z nas, którzy wybrali specjalność kadłubowca. Prowadził wykład z PKO (Podstawy Konstrukcji Okrętu), a 2 lub 3 semestry później wykłady z wyposażenia. Wykład jak wykład i w kwestiach merytorycznych, gdzieś w obszarze średniej oceny. Ale kilka perełek było. Kilka zapamiętanych impulsów, które może nam pomogły.

O humanistach...

Na jednym z wykładów, w jakiejś luźnej dygresji, "Wewiór" przestrzegł nas: 
- Pamiętajcie, jako inżynierowie będziecie w trudnej sytuacji. Inżynier w powszechnym mniemaniu, musi radzić sobie z techniką w każdej jej postaci. To nic, że jesteście okrętowcami. Jak popsuje się lodówka, każdy oczekuje, że umiecie ją naprawić. Żelazko, telewizor, samochód... 
Historyk, filolog wobec przepalonej żarówki, ma prawo poddać się, bo przecież jest.... HUMANISTĄ. Nawet mu ta bezradność wobec prozaicznej techniki, powagi doda. Ale jeśli ktoś z was wykaże się nieznajomością literatury czy historii będzie według tego samego obiegowego schematu oceniony jako niedouczony.
Zaprawdę powiadam wam, wiele razy przestroga ta sprawdziła się.

"Koń jaki jest... Każdy widzi"

Tłumacząc nam jak ważny jest trafny dobór rozstawienia wzmocnień dna statku, powiedział:
- Jak źle rozstawicie denniki, to po kilku rejsach dno w części dziobowej  będzie wyglądało jak brzuch zabiedzonego konia
Rysując zapamiętale schematy, obrazujące zjawisko tzw. slammingu... zawahał się i zamyślony spojrzał na nas. Po chwili, z życzliwym politowaniem, spytał retorycznie:
- Czy wy chociaż wiecie jak wygląda koń?

"Leserzy"

Tak się złożyło, że na 6 pierwszych wykładów z wyposażenia, z moim przyjacielem Maćkiem do Wewióra nie przyszliśmy. Ziółek, nasz promotor dyplomu, doradził żebyśmy poszli i przeprosili, wyjaśniając powody, które naprawdę były ważne (SŁOWO !). Poszliśmy...
Przywitał nas z uśmiechem:
- No i co tam ... leserzy?
Nasze wyjaśnienia i szczere przeprosiny przyjął z pełnym zrozumieniem. Ale wtedy musieliśmy zadać mu cios...
- Panie docencie, ale w najbliższą środę znów nas nie będzie, bo musimy jechać do Ustki.
Z trudem zachował przytomność, jęknął... Konsekwencją było kolokwium zaliczające, zwane "zbójem", ale łagodne. Do dziś pamiętam jak należy narysować schemat instalacji gaśniczej CO2.

Opłakiwanie Stalina

Był rok 1988, kiedy byliśmy o krok od niepodległości, choć nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Maciek i ja, jako dyplomanci zakładu kierowanego przez docenta Wewiórskiego byliśmy traktowani jako współplemieńcy niemal. Oczywiście zachowując wszelkie proporcje. Wewiór mając dystans do świata jakimkolwiek on był, oczekiwał spokojnie rozwoju wydarzeń. Nie miał się czego wstydzić ze swej przeszłości. Niektórzy z pracowników dydaktycznych i naukowych, w nerwowej sytuacji szukali nowej "tożsamości". Powiedział nam wtedy o jednym z nich, nadal pracującym na wydziale, nie zdradzając jednak personaliów:
- Pamiętam jak stał w 1953 na honorowej warcie przy portrecie Stalina  i płakał !
Do dziś nie wiem o kim mówił, ale pamiętam. wypowiedź i naukę z niej płynącą.
I pamiętam docenta Stefana Wewiórskiego jako przychylnego studentom. Choć jako masa byliśmy zbieraniną chyba niezbyt zachęcającą. Może choć trochę, którykolwiek z nas dzięki takim nauczycielom sięgnął/sięgnie do wyższego poziomu?