23 marca 2023

Blog o blogu czyli wyrok w zawieszeniu

Mija 10 lat od kiedy założyłem "Koziołkowe Myśli" i napisałem pierwszy mini felieton (1). Taki "wstępniak".
/Liczby w nawiasach to numer linku, których listę znajdziecie na dole./
Był informacją o powodach założenia bloga i czego od tego bloga oczekuję. Na efekty nie doczekałem się i rozsądek nakazuje przyjąć, że skoro 10 lat minęło, to się nie doczekam. A pisanie dla pisania staje się jakimś literackim masochizmem. Skoro literatem, a nawet tekściarzem nie jestem, to już masakra po całości. 
Trzeba podjąć decyzję, co dalej. Pisać jednak, żeby podtrzymać truchło? To słaby powód. Zatem zakończyć. Ale jak?
Skoro skonstruowałem coś w pocie czoła, klawiatury i myszki, a nie "jeździ", to trzeba zezłomować. Zatem bloga skasować. I taki wyrok niniejszym wydaję. 
Blog "Koziołkowe Myśli" ma zasądzoną karę śmierci. Nie wykonałem wyroku i...póki co nie wykonam. Niech będzie ten KS, ale skazaniec niech siedzi w wirtualnej przestrzeni.

 
Ech... Niezdecydowany jestem jak starzejąca się panna na wydaniu. 
Zatem zrekapitulujmy materiał dowodowy.

Zakładane cele

Poruszenie tematów ciekawych dla pewnych kręgów potencjalnych czytelników
Wywołanie dyskusji, wymiany informacji. Zatem korekta i uzupełnienie mojej wiedzy, dzięki komentatorom weryfikującym moje tezy czy odpowiadającym na pytania.
Rozpowszechnienie informacji o zdarzeniach i osobach, wartych tego moim zdaniem, a znanych tylko mnie lub wąskim kręgom. 
To cele jawne i świadomie przeze mnie wytyczone. Innym, jest moja potrzeba zachwytu nad samym sobą, co wynika z mojego narcyzmu. A do tego wystarczy Facebook, więc wysiłek prowadzenia bloga jest bezzasadny. 

Zatem statystyka...

Liczba wyświetleń: 66 tysięcy. 


Ogromna? Nie. Mizerna. Tym bardziej, że wyświetlony, NIE oznacza przeczytany. Przy czym nie jest to dla mnie rozczarowanie. Nie celowałem w ilość. Gdybym ilość ustawił sobie za cel, pisałbym o "sensacjach" np. ze zdjęciem wrośniętego paznokcia. Wynik byłby krotnie większy. Zapewniam.

 
 

Komentarze ... 240 😀

Pod jednym postem panienki pokazującej nowy tatuaż na (...) bywa ich 10 razy więcej. A te u mnie 240? Przychylne, negatywne. Czasem wrogie, czasem napastliwe. Prawie żaden z nich jednak, nie był początkiem wymiany wiedzy, myśli, a bardzo na to liczyłem.

Najczęściej wyświetlane posty

Z pozycji pierwszej jestem dumny, choć jak powtórzę, liczba wyświetleń jest mikroskopijna (1,8 tys.) w porównaniu do postów o nowym kapeluszu Jacykowa czy "wstrząsających tragediach" Maryli R. 

 

Duma zatem skąd?

Otóż stąd, że dotarłem do kilku mało znanych informacji o tym miejscu i jego historii. Poukładałem po swojemu i gdzieś w kosmosie internetu będą krążyć. (2)
Pozycja druga (3) i powiązana z nią (4) to cała kilkumiesięczna podróż po źródłach i cenna dla mnie nauka. Gdzie i jak szukać. Jak dotrzeć do archiwów, których wyszukiwarki nie wskazują. Jak czytać dokumenty w języku, którego nie znam. Chwała Wam Szwoleżerowie. Może nie tylko dla siebie, ale i dla Was to przebrnąłem.
Ale nie czarujmy się. Wiele osób trafiło na ten post przypadkiem, bo szukali słów popularnej piosenki "Więc pijmy wino szwoleżerowie...", a zbłądziwszy na mój blog... skasowali okienko.
Powyżej tysiąca wyświetleń ma raptem 5 ze 140 postów. 

140... jak powstały?

W pierwszym 2013 roku jest ich 51, czyli ponad 1/3. Powód prosty. Pisałem je z niczego, czyli z głowy. To przemyślenia, historie i historyjki, które znałem z książek, opowiadań, niektóre z własnych przeżyć. Pisze się wtedy łatwo i szybko, a poszukiwania dopełniających informacji lub potwierdzeń nie zajmuje wiele czasu. Niektóre, tak w 2013 jak i później, pisałem pod wpływem impulsu jakim było jakieś wydarzenie i reakcja na nie. Zapewniam, że pisze się wtedy w tempie niemal takim w jakim je czytacie.
Przykład ponury to (5), a łagodny to (6).
Inną sprawą są posty, które stawiałem sobie jako zadania. Intrygujący mnie temat, często trudny do ogarnięcia, ale wart wg mojej oceny poznania. I post taki był utrwaleniem moich poszukiwań. Tu przykładem może być "Casablanca" (7). Może też opowieść o T. Dołędze-Mostowiczu. Książki znałem, ale postać odkrywałem. Z coraz większym zadziwieniem i wypiekami na twarzy. Myślę, że całkiem zgrabna opowieść mi wyszła, choć panu prof. J.Rurawskiemu konkurencją nie jestem. (8)
I tak powstał... groch z kapustą.
To chyba największy grzech mojego bloga. Nie jest to blog tematyczny. Są tu historie i historyjki (czasem histeryjki) dotyczące ludzi codziennych. Postaci książkowych. Zdarzeń istniejących tylko przez moment. Opowiastki z wąskich tylko mnie znanych kręgów, rozważania o historii i ... co tam jeszcze chcecie. Ale taki rozrzut tematów jest charakterystyczny dla dyletanta. I godzę się z tym bez bólu.

Strony


Wspomnienia Taty

Tu wyjaśnienie, dla tych którzy mojego Tatę znali, jest zbędne. Ci którzy nieco bliżej znają mnie, wiedzą ode mnie, jakim był człowiekiem i jakie były nasze relacje. 
Spisywał swoje wspomnienia w ostatnich latach życia, kiedy fizyczne cierpienia nie pozwalały mu normalnie funkcjonować, a umysł pozostawał nadal sprawny. Mam maszynopis, który mogę czytać i dotknąć fizycznie. Może jakaś grupa ludzi z ciekawością czyta. Miałem kilka dowodów na to.

MyTAXI czyli...

Liczne moje błędy i kilka ciosów od ludzi, którym ufałem spowodowały, że znalazłem się w zawodowej próżni. Wyciągnął do mnie rękę kolega serdeczny z lat studenckich. Oskar zostanie tu na blogu tajemniczą postacią. Ale kto go zna ten wie dlaczego mimo upływu lat mam do niego sympatię i szacunek.  Jeździłem u niego jako taksówkarz. To praca dla małpy, zatem i dla koziołka też może być. 
Całkowicie wyjaławiająca. Fizycznie wyczerpująca. Składająca się głównie z czekania bezczynnego.
Ale zdarzały mi się niemal co dzień jakieś specyficzne, dziwne, ciekawe lub śmieszne sytuacje.
Spisywałem je w dosłownie kilku zdaniach systematycznie. Niektóre są tak absurdalne, że nie dajecie wiary ich autentyczności. Ale klnę się na miecz, a nawet pochwę, że niczego nie utrefiłem i prawda to 1:1.
By the way... Obecna praca to erupcja sytuacji anegdotycznych i komicznych. Niestety opisywać ich nie mogę.

1939 - migawki

Tu poruszyłem kilka aspektów dotyczących armii II RP. Bez ważenia, bez ambicji analizy całościowej. Zebrana wiedza z wielu lat czytania publicystyki i książek. Uzupełniłem "wygooglowanymi" liczbami, datami. Liczyłem na zaczątek dyskusji i wymiany informacji. Absolutna porażka. 
Może jedynym jasnym punktem jest wyjaśnienie sprawy ORP "Orzeł" i ORP "Sęp". A i tak fikcja o oceanicznym przeznaczeniu i głupich mocarstwowych zapędach pozostanie w przestrzeni dominująca po wieki wieków. Zresztą... przeczytają nieliczni.

Brydż na BBO

Skondensowany poradnik dotyczący popularnej platformy brydżowej. Opisałem mechanizmy dotyczące jej działania, używane opcje, sposoby prowadzenia turnieju. Nie uczę w nim gry, bo od tego są profesjonalne książki.
Gram na BBO 20 lat, kilka lat sędziowałem. 
Ponad 1400 wyświetleń. Chyba sporo. Kilka wypowiedzi oceniających tę zakładkę jako przydatną.

A co na pocieszenie?

Przy jakiejś wspomnieniowej wódeczce, rozmawialiśmy o jednym z naszych wykładowców. Wróciłem do domu, podumałem i poukładałem wspomnienie o doc. Stefanie Wewiórskim. Tak powstał krótki felieton. Wspomnienie z pozycji żaka, a refleksje z pozycji dnia dzisiejszego. 
Po niemal 10 latach na moje wydumki trafiła córka Docenta. A kilka dni później nawiązała się wymiana informacji pomiędzy nią, a kronikarzem zbierającym informacje o wykładowcach PG uczących także w Conradinum. Miło.
Trafiłem na książkę o Henryku "Heńku" Ostrowskim. Jego wojenne losy imponujące, dramatyczne i godne podziwu. I tragedia reszty życia z piętnem wynikającym z niezamierzonego kłamstwa autora "Kamieni na szaniec". Mimo faktów przetrwała legenda, legenda z "Kamieni na szaniec". I tu choć zasięg mojego bloga mizerny, to może choć kilka osób dziś już wie, że "Heniek" był bohaterem a nie zdrajcą... (9) 
Darząc ogromnym szacunkiem bohaterstwo żołnierzy, podjąłem także trud wyszukania szczegółowych informacji o szarży pod Wólką Węglową. Ostatnią szarżą w historii wykonaną siłami całego pułku. Dotarłem do ciekawych relacji i czasem tak przerażających opisów, że ... pominąłem je. Jednym z epizodów była ochrona sztandaru. Tu rolę odegrał między innymi kapral Feliks Maziarski.
Po kilku latach pojawił się komentarz:
 

Nic nie znaczący? Dla mnie to wielka nagroda.
Wiecie czego nie udało mi się ustalić? Liczby ułanów biorących udział w szarży. Prawda, że dziwne. Nawet zmarły w ubiegłym roku znany historyk i publicysta, mimo przychylności i chęci, pomocy nie mógł mi w tej kwestii udzielić. (10)
Dzięki mojej koleżance Marii, udało mi się ustalić historię pieska, który był maskotką dywizjonu 305, w którym jej ojciec był mechanikiem. Ponieważ dostarczyła mi licznych informacji i dokumentów, historia Ciapka stała się przede wszystkim, krótką opowieścią o dzielnym Stanisławie Prusińskim i jego wojennych losach. I tu... lawina komentarzy, a właściwie korespondencja od rodziny Prusińskich. Wiele miłych słów i serdeczności. Cieszę się, że sprawiłem radość. (11)
Niewiele tych pozytywów, ale będą dla mnie dobrym wspomnieniem. Pozostawiam je Wam wszystkim, którzy mój blog odwiedzą dziś jutro i kiedyś...

Niedokończone i niezaczęte

Jest kilka tematów do których przymierzałem się. Niektóre felietony powstają najpierw gdzieś w myślach. Z chaosu wykształca się myśl główna, konstrukcja i zaczynam pisać. Czasem piszę oderwane zdania i z czasem dumając "rzeźbię". Tak powstało wszystko co możecie przeczytać.
Tych zaczętych i skasowanych było ze 20. Rezygnowałem z różnych powodów:
  • zagadnienie po kilku wstępnych kwerendach okazywało się za trudne dla mnie, ze względu na rozległość lub konieczne, a niedostępne konsultacje;
  • "świetny" temat, podczas układania go w zapis, robił się nijaki i mętny;
  • do niektórych tematów nie mogłem wnieść niczego nowego i żadnych własnych przemyśleń. Byłyby powieleniem i to bezpłciowym;
  • historia wymagałaby ujawnienia pewnych osób, które mogłyby sobie tego nie życzyć.

Jeden wyjątek !

Jest niedokończony, a zaczęty ponad dwa lata temu felieton, który dokończę. O wojnie, a właściwie wojnach i naszej skłonności do wzajemnego szlachtowania się. Planowany tylko morał muszę zmienić. Bo gdy wybuchła druga część wojny o Ukrainę, to co planowałem napisać w zakończeniu byłoby źle przyjęte. 
"Cwaniak. Udaje, że przewidział!"
Pomyślę dokończę i na razie STOP.
Nie czuję żadnej potrzeby pisania. Nie nasuwa mi się żaden temat. Literat pisać musi bo to jego zawód. Ja nie. 
 
Linki do przywoływanych postów: