22 sierpnia 2014

Powstanki czyli fikuśna (?) kość niezgody

Co jakiś czas, z większą lub mniejszą intensywnością wracają dyskusje o prawidłowych formach żeńskich i męskich nazw funkcji, zawodów itp.. Niektórzy zajmują się tym z ciekawości, dla hecy, ale są tacy, którzy budują całe teorie udrapowane zwykle wzniosłymi ideologiami i gotowi są walczyć z ognistym mieczem/piórem w ręku. Jakoś najbardziej lubimy walczyć, bo to nas ożywia. Paradoks... wszak walka raczej przynosi trupy, a nie ożywienie.

Od "kominiarki" do "prostytutka"

Różne pocieszne albo i pokraczne rzeczowniki powstają. Niektóre rażące dziś uszy może się przyjmą i za 200 lat, jeśli świat jeszcze potrwa, staną się normalne.
Mamy od setek lat LEKARZA (dawniej medyka czy cyrulika), ale mamy też lekarkę i nikogo to nie dziwi. Choć sama o sobie lekarka mówi czasem "jestem lekarzem laryngologiem" i nie jest to chyba nieprawidłowe?
Tak samo:
   nauczyciel - nauczycielka
      profesor - profesorka
          chemik - chemiczka
               sędzia - sędzina
                  ...

Ale bywają kłopoty:


KOMINiarz - KOMINiarka
Chyba mylące, wszak słysząc "kominiarka" raczej myślimy o osobliwym nakryciu głowy stosowanym przez antyterrorystę/antyterrorystkę lub złodzieja/złodziejkę. To może KOMINIARZYCA ?
MURarz - MURarka
Też niby prawidłowo, ale słowa murarka używamy określając pewien zespół umiejętności lub zestaw czynności stanowiący część procesu budowy. A jeszcze z tej dziedziny. Pana, który pracuje w branży budowlanej nazwiemy potocznie "budowlańcem", a panią... tak samo, bo "budowlanką"? To także potoczne określenie branży lub kiedyś szkoły budowlanej
Takie przykłady można mnożyć i zawsze wychodzi, że panie są niejako pokrzywdzone, ale żeby Wam, Paniom, które to czytają, nie zrobiło się smutno, to podam przykład odwrotny. 
Pewnej specjalności akrobaci określani są jako "człowiek-mucha". A jeżeli tym akrobatą jest brodaty i wąsaty Zachariasz Doroszyński to co?! Przecież mucha to rodzaj żeński. Zatem "człowiek - MUCH"?. Nie dość, że chyba niepoprawnie to z pewnością głupio. Myślę jednak, że kiedy taki akrobata szkrabie się po ścianie drapacza chmur czy niebotycznej ścianie skalnej to nie rozważa kwestii językowych.
A skoro padło słowo mucha, to przypomnijmy sobie ładną panią minister, która uparcie kazała się tytułować "ministrą". Jej prawo. Chyba tylko dzięki temu ją pamiętamy.
Mam jeszcze jeden przykład, gdzie brak sensownej formy męskiej. Dwa są najstarsze zawody świata. Jeden z nich to prostytutka, drugi to polityk. Oba mają bardzo wiele wspólnych cech, ale zajmijmy się tym pierwszym. Co powiemy o młodym chłopaku pracującemu z zapałem w tym fachu z większym czy mniejszym kunsztem? Kiedyś mówiło się żigolak co nie było jednoznaczne bo oznaczało pierwotnie fordansera, a później dopiero męską prostytutkę. Być może dlatego, że z czasem większość fordanserów zaczęło pracować na dwa etaty? 
No ale jak w końcu? "Prostytutek"? 
Tak czy siak, można się w takie zabawy językowe bawić, ale z przymrużeniem oka. Żadna normalna i pewna swej wartości kobieta nie toczy bojów przeciw brakowi równouprawnienia w języku.

"Powstanki" 

Wszystkie te koziołkowe dyrdymałki to taki wstęp przed tym o czym chcę napisać i co jest wielce zabawne, ale... tylko do pewnego momentu.
Otóż dni temu kilka słuchałem w radio TOK-FM rozmowy dziennikarki z autorką książki opisującej losy kobiet/dziewcząt uczestniczących w Powstaniu Warszawskim (Płeć Powstania Warszawskiego).
Panie dość ciekawie opowiadały o istotnej roli kobiet w Powstaniu.
Słuchałem bez wielkiego zaangażowania, aż W.Grzebalska skręciła w "uliczkę językową" dowodząc, że same uczestniczki krwawego zrywu chcą, żeby nazywać je POWSTANKAMI. Ot taki sobie pomysł, ani dobry ani zły, choć wypowiadanie się w imieniu "wszystkich" weteranek już budzi wątpliwości. Znaleźć można wypowiedzi dowodzące, że środowisko kombatantek jest takiemu nazewnictwu przeciwne. 
Dyżurny prześmiewca naszych słabostek i fobii M.Ogórek odniósł się do pomysłu żeńskiej formy uczestniczek walk z sugestią żeby nieco wyhamować bo ta forma jakoś jego zdaniem nie jest zbyt udana. 
Jak dla mnie, nie jest to problem, czas zweryfikuje przydatność takiego czy innego określenia. Wszak PeWiaczki się przyjęły a AKaczki już nie. Ważne żebyśmy szanowali tych, którzy w dobrej wierze ruszyli do walki w tej tragicznej chwili naszej historii.
Ale paplanina o fundamentalnym znaczeniu promocji określenia "powstanki" była początkiem katastrofy tej audycji.
Następny wątek to brak (?) miejsca w literaturze dokumentującej Powstanie Warszawskie dla kobiet, które w nim uczestniczyły. Przyznam, że już słuchając mocno się dziwiłem, a kilka dni później w księgarni popatrzyłem na półki gdzie znalazłem bez trudu zaprzeczenie tej tezy.
Panie dyskutując zawzięcie poszły dalej. Uznały za obraźliwe utożsamianie kobiet/dziewcząt z funkcjami nieliniowymi (łączniczki, sanitariuszki, kucharki). Nie wiem czy jestem odosobniony w swojej ocenie, ale brzmiało to tak jakby te służby były niepotrzebne lub co najmniej drugorzędne. Oj trzeba się było do audycji przygotować... Czy jakakolwiek armia, jawna czy konspiracyjna może działać bez tych służb? Chyba tylko sowiecka.
Dalszy ciąg był już tylko kabaretem, choć mało śmiesznym. 
W. Grzebalska poddała w wątpliwość postępowanie dowództwa AK, które "nie dbało o równouprawnienie" podczas przygotowywania przeszło trzystutysięcznej armii podziemnej, szkoląc kobiety do pracy w służbach medycznych, łączności itd. Przecież powinny być traktowane "sprawiedliwie" i mieć możliwość walki w szeregach oddziałów pierwszoliniowych. Znów nasuwa mi się myśl, że wzorcem sprawiedliwości i równouprawnienia jest tu armia sowiecka. Czasem chcemy zaistnieć tak bardzo, że gubimy jakąkolwiek logikę. 

To co będzie z "powstankami" ? 

Emilia Plater... Powstańczyni
A pewnie nic. Jedni będą uparcie tej formy używać, a inni uznają ją za niezręczną. Jako ciekawostkę przypomnę, że dość liczna reprezentacja kobiet w Powstaniu Styczniowym nazywana była kiedyś POWSTAŃCZYNIAMI. Po 150 latach można już ocenić czy się przyjęło...