30 czerwca 2013

Jak stałem się krewnym majora Hubala...

mjr. Henryk Dobrzański "Hubal"
Major Henryk Dobrzański (Hubal) wielkiej kariery wojskowej nie zrobił w II RP. Sądząc z relacji mu współczesnych, nie było to jego pierwszorzędną ambicją. Wojsko lubił i traktował je jako swój sposób na życie. Natomiast prawdziwą jego pasją były zawody hippiczne. I tu niemałe sukcesy osiągnął. Nie oznacza to, że nie był dobrym żołnierzem. Za odwagę w wojnie polsko-bolszewickiej odznaczony był czterokrotnie Krzyżem Walecznych oraz srebrnym Virtuti. To chyba wiele mówi.
W 1939 r. rozpoczął wojnę jako z-ca dowódcy 110 Rezerwowego Pułku Ułanów, który walczył z Niemcami i uczestniczył w obronie Grodna przed armią sowiecką. Po kapitulacji Grodna, zgodnie z rozkazem, ocalałe oddziały miały przejść na Litwę. Jednak 110 RPU zbierając inne rozbite pododdziały, wyruszył w kierunku Warszawy.
ppłk. Jerzy Dąbrowski "Łupaszka"
Dowódcą pułku był ppłk.J.Dąbrowski-Łupaszka. Po okrążeniu przez sowietów nad Biebrzą udało mu się przebić mimo ciężkich strat. 28.IX resztki pułku dotarły w okolice Kolna. Tu po wiadomości o kapitulacji Warszawy i w obliczu osaczenia przez sowietów, ppłk.J.Dąbrowski zdecydował o rozwiązaniu pułku. Powstały trzy kilkunasto i kilkudziesięcioosobowe grupy, zdecydowane kontynuować walkę. Pierwsza, pod dowództwem rtm. Bilińskiego próbowała przedostać się na Węgry i dalej do Francji. Druga pod dowództwem ppłk. J.Dąbrowskiego, przeszła do walki partyzanckiej w rejonie Puszczy Augustowskiej. Trzecią grupę objął mjr. H.Dobrzański z zamiarem przetrwania w Górach Świętokrzyskich, do czasu  spodziewanej ofensywy na froncie zachodnim. 
Obraz rozwiązania 110 RPU przedstawiony w filmie niejakiego Poręby, nie ma z faktami nic wspólnego. A i atrakcyjna książka "Hubalczycy" M.Wańkowicza jest opowieścią opartą na faktach, ale z dość dużą dowolnością ich przedstawiania. Jednak to właśnie ta książka, nadała rozgłos dokonaniom "Oddziału Wydzielonego WP", bez wątpienia bohaterskim, ale jednak nieistotnym dla przebiegu wojny.
Dziś główną tajemnicą, której wyjaśnieniem co jakiś czas zajmują się pasjonaci, jest miejsce pochówku, a może zakopania zwłok majora Hubala przez Niemców.

 

A moje "relacje" z Hubalem ?...

Pierwszy raz historię majora Hubala usłyszałem od Taty, kiedy miałem 5-6 lat. Będąc na wakacjach w Kraśnicy k/Opoczna, gdzie wujek mój był proboszczem.  Pojechaliśmy w okolice nieodległej wioski Anielin, zobaczyć obelisk, w miejscu gdzie 30.IV.1940 zginął major. Duży głaz, z napisem i przytwierdzonym hełmem ułańskim. Zawsze marzyłem żeby taki mieć... A do Kraśnicy w tej opowieści jeszcze powrócimy.
Później pojawiały się jakieś artykuły w prasie, o domniemanych świadkach i wskazywanych przez nich możliwych miejscach spoczynku "Szalonego Majora" (jak nazywali go Niemcy). 
Dlatego też zelektryzowała mnie wiadomość od Mamy, która oglądając telewizję, przypadkiem widziała fragment programu o kolejnym tropie wiodącym do Wąsosza k/Częstochowy. Historia, której poznanie polecam jest sensacyjna. Nocą na terenie plebanii Niemcy w wielkiej tajemnicy pochowali zwłoki polskiego oficera. Odkryte przypadkiem około roku 1950, również w tajemnicy zostały przeniesione na pobliski cmentarz. Łatwo znajdziecie szczegóły tej wersji wydarzeń. Kilka tygodni po tej wiadomości, listopad 2006, jadąc na turniej do Krakowa wstąpiłem do Wąsosza.

Cmentarz w Wąsoszu.  

 Pomnik na zbiorowym grobie Powstańców Styczniowych

Gdzie szukać informacji? Na plebanii, gdzie historia ta ma swój kulminacyjny moment? Trochę niezręcznie, bo pewnie ciekawskich wielu księdza już nachodziło. Zatem... do sklepu. W małej wiosce jedyny sklep, to także centrum informacyjne. Sam bym na to nie wpadł, ale podróżująca ze mną moja brydżowa partnerka natychmiast ten sposób mi podsunęła. I tu dygresja. Gramy ze sobą już kilka lat i często na turniej jedziemy razem. Anna znając moje dziwaczne pasje często towarzyszy mi w poszukiwaniach i znosi moje fanaberie pt. "zajedziemy tu na chwilkę, to niedaleko". "Chwila" to czasem kilka godzin, a "niedaleko" to bywa i 50 km.
Przesympatyczna właścicielka sklepu, wyjaśniła nam wszystko, sprzedała świeczki i wskazała kierunek. Ja powiedziałem, że historia Hubala ma dla mnie znaczenie osobiste, co już za kilkadziesiąt minut miało swoje konsekwencje. 

Krzyż na domniemanym grobie Hubala

Pojechaliśmy na cmentarz. Anna w "dzidzibutkach" brnęła za mną przez śnieg. Zapaliliśmy świeczki w dwóch prawdopodobnych miejscach spoczynku Hubala. Kilka zdjęć i cierpliwe oczekiwanie mojej zmarzniętej towarzyszki podróży. Pod cmentarz zajeżdża z impetem VW i wysiada właścicielka sklepu oraz nauczycielka z miejscowej szkoły. Były przekonane, że mówiąc o osobistym związku z historią Hubala, mam na myśli pokrewieństwo z nim. Zawiodłem ich nadzieję, ale porozmawialiśmy bardzo sympatycznie.  
W takich oto okolicznościach, zostałem krewnym mjr.-a Dobrzańskiego... Choć tylko na chwilę i przez pomyłkę.
Po kilku miesiącach, badania cmentarza przyniosły efekt negatywny. Choć moim zdaniem, nie całkowicie wykluczają prawdziwość tej hipotezy ostatniej drogi Majora.

 

I wracamy do Kraśnicy...

Korzystając z innego brydżowego wyjazdu, urządziłem sobie powrót do dzieciństwa. Choć to nieścisłe określenie. Bo nigdy dzieckiem być nie przestałem, tylko się zestarzałem.
Było to ponad rok przed sensacją Wąsosza. Topografia i główne miejsca zachowała mi się w pamięci bez zarzutu, tylko odległości "zmalały". Od ostatnich wakacji u brata mojej Mamy minęło niemal 40 lat. Wjechałem na podwórze gospodarstwa. Bezskutecznie rozglądałem się za właścicielem, a trąbić na księdza dobrodzieja nie uchodzi !
Plebania
Stodoła ta sama, prostopadłe do niej zabudowania, gdzie mieszkały krówki i świnki oraz pies Kazan, teraz opustoszałe. Wejście od podwórza na plebanię zamknięte na głucho, a okna ganku zabite blachą.
Dawny garaż "dobrodziejowego" Wartburga
Stoi garaż, który wujek Staś pobudował dla swojego Wartburga. Służyło to auto w mojej rodzinie od 63 roku. Najpierw w Krakowie, później w Kraśnicy. Na koniec przejął je wujek Kazik z Lipska, a że miał talent do naprawy samochodów, to jeździł nim do początku lat 80-tych. Później "błękitna strzała", zwana już "charcharą" latem woziła wiśnie z sadu, a żywota dokonała na lipskim podwórku jako apartament dla drobiu. Żadnego z jej właścicieli nie ma już...

Stałem sobie, rozmyślałem, kiedy od strony sadu przydreptał nieduży, wiekowy pan w schludnym sweterku. Jak się okazało, proboszcz Antoni Ulman. Przedstawiłem się grzecznie (umiem) i wyjaśniłem dlaczego pozwoliłem sobie wtargnąć na jego posesję. Grzecznie, ale z wyraźną rezerwą, podjął rozmowę i wyglądało na to, że jestem intruzem. Po chwili jednak nastąpił nagły zwrot jak w kinie akcji.
- No tak!!! Jak spojrzałem na pana z profilu, od razu wiem, że pan z rodziny Wrocławskich!
Opowiedział o swoim samotnym życiu na plebanii, w parafii która zbyt wielu profitów przynieść nie może, ale za to chwalił życzliwość ludzi. Są więc jednak takie miejsca. Pomimo moich grzecznościowych protestów popędził (sic!) po klucze i otworzył kościół. Piękny i niemal niezmieniony. Taki jakim go pamiętam.
Kraśnica - kościół zbudowany w latach 1897-1905
Ambona, na którą zawsze chciałem wleźć...
Wszystko co udało się odnowić, a wiele ks. Ulman zrobił, było zrobione z zachowaniem oryginalnego wyglądu. Rozmowa trwała długo i chyba niespodziewana wizyta, sprawiła przyjemność nie tylko mnie.


A jednak legenda Hubala znów z Kraśnicą w tle

Po wielkich nadziejach, poszukiwaczy grobu Hubala, związanych z  Wąsoszem pojawiła się wersja związana z cmentarzem w Kraśnicy. Tu również wiosną 1940, pochowano żołnierza czy oficera. Zanim wybrałem się na kolejną wycieczkę, dowiedziałem się, że ów poległy pochowany na kraśnickim cmentarzu, to nie Hubal, a żołnierz z jego oddziału, którego rodzina po wojnie ekshumowała i przeniosła w rodzinne strony.
Zatem nadal zamiast na grób majora Dobrzańskiego, możemy wybrać się na Szaniec Hubala pod Anielinem. Dziś zadbany, jak i wówczas gdy widziałem go 40 lat temu. Zmieniło się tyle, że głaz otoczono kamiennym murem i stalowym niezbyt gustownym ogrodzeniem. A ułański hełm... jakieś bydle ukradło. W jego miejscu jest teraz zwykły hełm wz. 31.
Szaniec Hubala


Nie wiem czy zagadka kiedyś się wyjaśni. Ale same poszukiwania i wynikające z nich historie bywają ciekawe. Nawet koziołkowe przygody związane z tą legendą mają w sobie coś... przynajmniej dla mnie.

A jest jeszcze jeden fakt łączący mnie z majorem:

Urodziliśmy się tego samego miesiąca, tego samego dnia i niemal o tej samej godzinie. "Tylko" rok inny.

3 komentarze:

  1. a mi się film podobał.I nazwisko majora takie znajome.Pozdowionka .Czarny

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli znajdziesz cokolwiek nowego co dotyczy poszukiwań grobu Hubala, napisz proszę.
    "Kraśniczanin"
    PS. Szot. Takie nazwisko znasz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy09 maja, 2020

    Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń

Każdego zapraszam do uwag i dyskusji. Także tych którzy chcą pozostać anonimowi.