10 czerwca 2013

Polski żołnierz z Brazylii i pies...

Stanisław Prusiński
W latach kryzysu, rodzina Prusińskich wyjechała do Brazylii. Los jakich wiele, ale Stanisław Prusiński życiorys ma nietuzinkowy. Żyjąc na emigracji, spowodowanej życiową prozaiczną potrzebą, rodzina Prusińskich nie "obraziła" się na Polskę. 
Wojna w odległym kraju nie była dla nich nieistotna. W 1943 r. wysłali swojego syna do Wielkiej Brytanii, gdzie zaciągnął się do lotnictwa polskiego i po przeszkoleniu rozpoczął służbę jako mechanik 15.X.43. Oszukał nieco "smarkacz", bo 18 lat kończył 18.XI.. Pierwszy przydział to 305 Dyw. Ziemi Wielkopolskiej im. J.Piłsudskiego. W lotnictwie polskim, służył do VII.46.
Dywizjon 305 ze swoją maskotką stojącą na samolocie
Plut. St. Prusiński obok bombowca Lancaster
Dywizjon 300, lotnisko Faldingworth, rok 1944
Wrócił do Polski zdając sobie sprawę, że nie będzie tu witany kwiatami. Służba w Wojsku Polskim, spowodowała, że spotykał się z licznymi bardziej i mniej dotkliwymi szykanami. Może dlatego o wojnie opowiadał niechętnie nawet najbliższym. Dziś mieszka w Gdyni. Opiekują się nim jego dzieci. Dzięki informacjom uzyskanym od córki pana Stanisława, mogłem zweryfikować prawdziwość pewnej historii. On sam opowiadał ją swoim dzieciom dawniej, Dziś choroba i brak sił nie pozwala mu na gawędy.

 

Historia nie dotyczy wielkich wojennych zmagań. Jest o ... Ciapku

Ciapek na "zaadresowanej" bombie
Małym pociesznym kundelku przygarniętym przez mechaników 305 dywizjonu. Ciapek został maskotką jednostki i był rozpieszczany przez wszystkich. W trudnej służbie, będącej grą ze śmiercią, taki towarzysz to swoista psychoterapia. Ciapek nie tylko bawił sztuczkami, ale "włączył" się do działań bojowych. Załogi Wellingtonów, zaczęły go zabierać w loty bojowe jako żywy talizman. Za każdy lot bojowy doczepiano mu, wystruganą z drewna 2,5 cm bombę do obroży. Zebrał ich 8. Ciapek powyżej 10.000 ft tracił przytomność. Mechanicy zrobili więc dla niego, prowizoryczną maskę tlenową.
Tak to polubił, że tlen stał się dla niego pewnego rodzaju narkotykiem i łakomie rzucał się nawet na dętkę samochodową z której uchodziło powietrze. Dla bezpieczeństwa, miał nawet szelki spadochronowe, które w razie potrzeby łatwo mógł dopiąć do swojej uprzęży, ten z lotników, który podczas akcji odpowiadał za czworonożnego członka załogi.
Ciapek na tylnej wieżyczce Wellingtona

 

Jak zakończył swoje życie Ciapek?

Wersje znalazłem dwie: zaginął podczas relokacji dywizjonu lub zginął wraz z załogą podczas misji bojowej. Spytałem więc córkę pana Prusińskiego. Potwierdza ona jak i jej brat, że Ciapek uczestniczył w locie nad M.Północnym, z którego samolot nie powrócił. Cała załoga Wellingtona SM-... ? uznana została za zaginioną.
I taki to mój wkład w wyjaśnianie tajemnic historii. Drobna rzecz, ale przecież wszystko co tu piszę, to "Koziołkowe myśli", zatem na koziołkową miarę.
Po wojnie napisano nawet bajkę dla dzieci polskich w Anglii, opartą na historii Ciapka, ubarwioną oczywiście i ze szczęśliwym zakończeniem.
Portret Ciapka. Autor: "Azawakh"
Różne zwierzęta były maskotkami w wielu jednostkach. Najczęściej psy lub koty, ewentualnie niewielkie małpki. Choć znaną i wielce popularną postacią był niedźwiedź Wojtek. To kolejna, bardzo długa i ciekawa historia. Pozwolę sobie tylko polecić film "O niedźwiedziu który poszedł na wojnę" zrealizowany w kooperacji polsko-brytyjskiej.

 

12 komentarzy:

  1. Piotrze, jest Ci wdzięczna, że byłeś uprzejmy zamieścić fragment życiorysu mojego ojca, który sam nazwałeś „nietuzinkowym”.
    Dziękuję i pozdrawiam
    Maria Firgon (Prusińska)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbigniew Prusiński10 czerwca, 2013

    Szanowny panie Piotrze wprawdzie nie znamy się osobiście, ale dziękuję za tą publikacje dotyczącą mojego ojca.
    Z wyrazami szacunku
    Zbyszek Prusiński

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowni Państwo,
    Nie wiem jak zareagować. Cieszę się, że czymś co piszę komuś przyjemność sprawiłem, a prawda jest taka, że dzięki informacjom od Was ten "koziołkowy" artykulik powstał i może nabrał więcej sensu.
    Cały czas w swoich poczynaniach szukam historii, które interesujące wydadzą się nie tylko mnie i wywołają jakiś odzew czy dyskusje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kazimiera Stańczyk z domu Prusińska
    Przeczytałam ten artykuł o żołnierzu z Brazylii,i wszystko mi się przypomniało,jestem jego siostrą mam 85 lat,mieszkam w Stargardzie Szczecińskim,wzruszyłam się przypominając sobie tamte lata,wówczas tatuś postanowił zostawić nas wszystkich i pojechać zaciągnąć się do wojska pomagając w ratowaniu ojczyzny.Po burzliwej rodzinnej naradzie w której to mama miała decydujący głos postanowiliśmy wszyscy razem,że pojedzie najstarszy Stanisław,i tak się stało.Mama bardzo się bała zostać z szóstką małych dzieci najmłodsza Czesława miała wówczas tylko roczek.Jak na razie żyje cała szóstka wszyscy w sędziwych latach,
    Dziękuję panu za przypomnienie i chwilę wzruszenia.
    Pozdrawiam wraz całą rodziną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna Pani,
      Jak już napisałem do p.Marii i p.Zbigniewa, to dla mnie przyjemność i zaszczyt, że jakieś moje felietoniki są czytane i komuś się podobają. Zaczęło się przypadkowo. Grając wspólnie w brydża wspomniałem o moich zainteresowaniach, a p. Maria napisała o wojennym związku jej Taty z 305. Kiedy chciałem napisać o Ciapku, poprosiłem o weryfikację jego historii. I tak historyjka o psiaku, nieświadomym swojego wkładu w walkę lotników, wzbogaciła się o godną szacunku, wojenną historię Pani brata Stanisława.
      Pozdrawiam serdecznie, życząc wielu lat w dobrym zdrowiu.
      Piotr Kamoda

      Usuń
  5. Jacek Kawecki14 czerwca, 2013

    Pana Prusińskiego poznałem na początku lat 70-tych, miałem przyjemność należeć do grona znajomych Marii, co było równoznaczne z bywaniem w jego domu, uroczy człowiek o olbrzymim poczuciu humoru (czasami niestandardowym). Z przyjemnością prowadziłem z nim długie dysputy, miał dużą wiedzę i ciekawość świata, znał 3 języki, zawdzięczam mu moją obecną znajomość języka portugalskiego.
    Dzięki pana artykułowi Maria po latach odezwała się do mnie (link poszedł do bliższych i dalszych znajomych – ona jest bardzo dumna ze swojego ojca).
    Jacek Kawecki

    OdpowiedzUsuń
  6. „O mało co brydżystki” – przyjaciółki Marii – Asia, Wandzia i Mariola15 czerwca, 2013

    Z przyjemnością i dumą przeczytałyśmy o „wyczynach” i zasługach "Naszego Tatusia”.
    Był dzielny i dziarski, gdy młody był, a teraz równie odważnie znosi przypadłości starości.
    To już niestety ostatni ”Nasz Tatuś”

    Przyjaciółki córki Marii – seniorki, pasjonatki –brydżystki
    „Ruty siuty Arizona Teksas………” - kto wie o co chodzi, ten wie, a kto nie wie się nie dowie

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój tata zmarł 27 grudnia 2013 w 60-tą rocznice ślubu ze swoją ukochaną Lilą .
    Był dobrym człowiekiem i cudownym Ojcem.
    A skoro piszę to na blogu brydżysty, to chciałabym zaznaczyć, że „kochał” brydża, nauczył mnie jego podstaw i grał do ostatnich dni swojej świadomości.
    "Śmierć boli nie tych, którzy odchodzą, lecz tych, co wśród żywych pozostają.”
    Maria Firgon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cokolwiek bym nie napisał zabrzmi tandetnie... To co Mario napisałaś najważniejszym epitafium jest: "dobrym człowiekiem". Każdy z nas chciałby, żeby tak go zapamiętano. Ja z racji moich pasji, będę też pamiętał, że St. Prusiński był także żołnierzem. Służył Polsce w taki sposób, którego dziś nie umiemy docenić...

      Usuń
  8. Nazywam sie Robert Prusinski. Syn Edmunda, brata Stanislawa. Z wielka gorycza odebralem wiadomosci od mojej Mamy. Zadzwonila dwie doby temu i zostalem zdjety z nog. Wyraz wspolczuc calej rodzinie i kazdemu tutaj piszacemu.
    Od dziecka mnialem szanse spedzic duzo czasu z Wujkiem, De facto powinienem mowic do niego stryjek. Ale to byl czas. Nie mozna zapomiec, ze druga polowka Wujka byla Ciocia Lila. No i tez wtedy Murzynek. Pufy i wielkie dzbanki do stolu zascielonego na sniadanie jak na Wigillie, tylko codzien, I Muzynkowi mozna bylo cos pod stol podrzucic jak Wujek i Ciocia sie nie patrzyli. Bedac na ferie, Wujek mnie bral na sanki. I kiedys jakie mlodziki sie dobraly, zeby mi sanki zabrac. Oszczedze, jak Wujek sprawe rozwiazal. Napisze, ze przezyli. Zbyszek, nie zapomnialem jak mnie wziales na sanki na zjezdzie chyba narciarskim. Hi hi.
    Co wiem o Brazylii ? Podobno kiedys sie dorwal do piwa w Brazylii, caly goracy i podobno prawie umarl. Albo mnial z jakims sie bic i zeby bylo uczciwie to ten mnial sie schylic, zeby Wujka sprawdzic czy nie ma noza, po tym jak Wujek jego sprawdzil, i znow sie domyslcie co sie stalo jak Wujek jego sprawdzil.
    Zastanawia mnie jedno. W historii Jego zycia z wojny, piesek nazywal sie Ciapek ? Ostatni raz jak widzialem Wujka i Ciocie w 1999, Wujek mnial pieska i nazywal sie Ciapek. Wtedy, po prawie 50 latach on pamietal nazywajac pieska Ciapek, po mimo, ze nigdy o tym nie rozmawial wczesniej. Wujek rownierz byl tym, ktory wrocil z wojny i powiedzial: " zeby do Polski nie wracac, bo ruina i komunism", ale dziadek zadecydowal inaczej.
    Byl dobry w liczeniu, bo dziesiatki razy grajac z nim w szachy, pamietam, ze chyba tylko dwa razy wygralem. Ostatni raz jego widzac, wyszlismy z domu Cioci i Wujka. Ciocia nad oknem, nad apteka, jeszcze kliknolem jej jedna fotke. Wujek mnie odprowadzil do pociagu. Zegnalismy sie na peronie i on mocniej mnie przytulil. Zapytalem sie czemu. Myslalem, ze zobaczymy sie wkrotce. On powiedzial: "bo nigdy nie wiesz kiedy".
    Zycie dalo mi szanse poznac ta czesc rodziny i hi hi, nie zapomne jak bywalo pol walny wody, albo cwiartka albo nic mi sie nie nalezalo uczac sie mnozenia (dziekuje Bozenka). Ciocia i Wujek i tak dali mi cala jakiekolwiek nie byly by wyniki. Jest tysiac jeszcze kwestjii i nikt nie powienien sie dziwic ile on osiagnal nawet bedac bardzo mlodym co promeniowalo przez reszte jego zycia. W angielskim mogl bym powiedziec do niego na ty, wiec: I will miss you Stanley Prusinski. Mam nadzieje, ze odszedles w 60 rocznice slubu tylko dlatego, ze Cioci sie samej juz nudzilo i ona wyslala Tobie smsa ktorego nie mogles odmowic. Jak mogla by tak wielka rocznice obchodzic sama ? Kochales ja i zycie do konca. Tego wszystkiego ja nie zapomne. Przynajmniej do czasu az mi sie w glowie cos nie przechyli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Robercie... Wielki szacunek za to, że potrafi Pan otwarcie pisać o swoich rodzinnych uczuciach. A Pana wspomnienia to kolejny element do obrazu St.Prusińskiego. Obrazu dobrego i uczciwego człowieka.

      Usuń
  9. Dzięki Robert za ciepłe wspomnienia o moich rodzicach – wiem przecież jak wspaniałe były Twoje relacje z Nimi.
    Skoro wspomniałeś gdyńskie psiaki, to pozwolę sobie coś napisać o niektórych imionach.
    Murzynek był pieskiem mojej mamy (dostała go na imienino-urodziny), dała mu imię „na cześć” ukochanej suczki taty, którą miał w Brazylii. Opowiadał, że jak po latach wrócił z wojny i zbliżał się do domu rodzinnego, to usłyszał jazgot sfory psów (który nie był miły, większość psów nie znała go), aż tu nagle Murzynka zaszczekała i psiaki zaczęły się radować i łasić do przybysza, a babcia w kuchni krzyknęła – to nie obcy, to Stasiek – o radości która potem nastąpiła nie muszę chyba pisać.
    Ciapek był moim psem, wzięłam go ze schroniska, dałam na imię Ciapek (ze wstydem przyznaję, że nie było to skojarzenie z psiakiem dywizjonowym, którego historię znałam).
    Rodzice mieszkali wówczas w Warszawie, tata przyjechał do Gdyni, wszedł do mieszkania, zobaczył cudowną małą czarną kulkę z białym krawacikiem i powiedział do mnie: „zwariowałaś, oboje pracujecie, ile godzin pies będzie sam?”.
    Po niedługim czasie Ciapuś „wylądował u Nich (mama nie pracowała)
    a myśmy własnego psa dostawali tylko na weekend .
    Teraz mam suczke Minie, tata wybrał jej imię (po portugalsku Moja) i była przy nim do ostatnich chwil.

    OdpowiedzUsuń

Każdego zapraszam do uwag i dyskusji. Także tych którzy chcą pozostać anonimowi.