Zapaliły się drewniane podesty techniczne pod Mostem Łazienkowskim. Zdarzenie jakich wiele na świecie. O tyle zwraca większą uwagę, że miało miejsce w stolicy. Warunki akcji gaśniczej nader trudne i bez względu na straty bezpośrednie, przyniesie ten pożar duże straty spowodowane utrudnieniami komunikacyjnymi. Na dni, a może i tygodnie.
Obejrzałem jakieś migawki w programach informacyjnych. Dobrze, że nikomu nic się nie stało. I niby to wszystko...
Wielka radość
Nawet jeśli nie chcemy, to zawsze gdzieś natkniemy się na komentarze, zwykle anonimowych internautów. A ja po takiej przypadkowej lekturze zacząłem czytać dalej i dalej... nie posiadając się ze zdumienia. Radość i szyderstwo w każdej postaci. Wina oczywiście "ONYCH", których z zasady opluwamy i nienawidzimy. Logiczne połączenia są tu dla "trolli" internetowych nieistotne. Warto też obśmiać strażaków za nieudolność, bo przecież każdy z nas ugasiłby ten pożar w kwadrans butelką piwa i chusteczką do nosa. Z ewentualnym wsparciem odpadowego płynu fizjologicznego. W ciągu najbliższych dni będziemy też wyśmiewać służby porządkowe, MZK i sam nie wiem kogo jeszcze. Jest świetnie!
Cieszymy się, bo spalił się most, zepsuł drogi tramwaj kupiony przez miasto. "A nie mówiłem/mówiłam, że kupili gówno i wzięli łapówkę" (oczywiście ONI). Pendolino potrąciło człowieka, co jest ewidentnym naukowym dowodem, że to marny pociąg. Bo to wszystko przez ONYCH i teraz "niech mają za swoje". Jakoś umyka nam fakt, że te większe i mniejsze wypadki szkodzą wszystkim, a czym uzasadnić radość z nieszczęścia?
Kiedyś wspomniałem o Zagryziakach, którzy cieszą się w taki sposób, ale jest tych Zagryziaków coraz więcej i może po części w każdym z nas. Nienawidzimy. Jeśli możemy komuś dokuczyć robimy to bez wahania. Jeśli się ktoś potknie lub los go przewróci to chętnie go dobijemy i okradniemy. Cóż za problem? Potem wystarczą trzy zdrowaśki na pokutę i jesteśmy czyści. Rzygamy nienawiścią do wszystkich i wszystkiego. Czy jest nam dzięki temu lżej? A może to ma być antidotum na niską samoocenę?
"Polacy to naród wspaniały tylko ludzie - kurwy"
Te słowa przypisuje się J.Piłsudskiemu. Co do prawdziwości autorstwa, nie mam pojęcia, ale przesłanie jakieś podstawy ma. Coraz większe chyba.1975 i VII Zjazd PZPR
We wrześniową noc 1975 roku pożar niemal doszczętnie strawił Centralny Dom Dziecka, dawniej CDT, a po odbudowie znany pod nazwą SMYK. Jako przyczynę pożaru przyjęto zatarcie mechanizmu schodów, które ktoś zapomniał wyłączyć po zamknięciu sklepu. Taki pożar w centrum miasta sam w sobie był sensacją, ale...W dwa (?) dni później zapalił się Most Łazienkowski (wówczas imienia niejakiego Berlinga). Tu przyczyna była już mocno wątpliwa. Trzech chłopców piekło ziemniaki nad Wisłą. Zajęła się jakaś drewniana budka, a od niej most, co jest dość karkołomną teorią. Chyba było coś na rzeczy bo sąd wymierzył karę rodzicom nieletnich raczej symboliczną, a po latach okazało się, że nawet nie wiadomo czy tam byli, czy to tylko sklecona fabuła na polecenie SB, mająca zasłonić faktycznych sprawców i intencję ich działania.
Po tym drugim pożarze plotki galopowały po mieście i rosły jak kule śniegowe. Rzekomo gdzieś na mieście pojawiały się napisy "Siedem pożarów na VII Zjazd". Nie wiem, nie widziałem. Byłem zresztą dzieciakiem i rozumek miałem jeszcze mniejszy niż dziś. Wyobrażałem sobie tylko, że powstanie silna podziemna armia, która przegoni Rosjan i ich namiestników. Pożary to początek, dywersja, a potem ... hoho !
Był jeszcze pożar w stajni Wyścigów Konnych na Służewcu. Innych nie pamiętam, ale prawdziwych lub nieprawdziwych informacji o podpaleniach kilka jeszcze było. W tak dużym mieście jak Warszawa codziennie jakieś mniejsze czy większe pożary są normą i te dwa duże w odstępie dwóch dni mogły być nawet przypadkiem.
A jeśli nie?
Cóż. Z pewnością nie były dziełem zmartwychwstałej armii podziemnej, ani też rodzimych naśladowców IRA czy RAF (Baader - Meinhof). Jeśli nie były jednak przypadkiem, to jak twierdzą niektórzy mogły być elementem rozgrywki pomiędzy rywalizującymi komuszymi grupami, jak już wcześniej bywało i objawiało się "spontanicznymi" wybuchami społeczeństwa.Zaświadczyć mogę ręcząc głową, że po tych dwóch lub kilku pożarach, na Dworcu Centralnym pojawił się dyżurujący non-stop wóz strażacki i trwało to z pewnością kilka lat. Więc jak? Było coś na rzeczy?
A coś weselszego?
Żeby nie było ponuro, będzie zagadka związana z CDD.Otóż na tarasie Centralnego Domu Dziecka mieściła się ekskluzywna jak na lata 50-te i realia PRL kawiarnia Stolica.
W jakim filmie, w tej kawiarni spotkał się Andrzej Łapicki z Kaliną Jędrusik?
Skąd informacja o dyżurującym wozie strażackim? Autor widział na własne oczy?
OdpowiedzUsuńZ pewnością widywałem go za każdym razem będąc na dworcu, do końca lat 70-tych. Stał pod estakadą, tam gdzie pętla autobusowa po północnej stronie dworca.
Usuń