18 listopada 2014

O tym jak Świerczewski Drezno zdobywał...

W marcu tego roku, pozwoliłem sobie na opisanie dość upiornej postaci niejakiego Karola Świerczewskiego pseudo Walter, który był chlubą PRL. Jednym ze zdarzeń historii, w którym miał swój udział była bitwa w której życie straciło wielu polskich żołnierzy. Zbyt wielu... I z myślą o nich, a nie sowieckim generale, ubranym w imitację munduru polskiego, szukałem w źródłach informacji o tej krwawej bitwie ostatnich tygodni wojny. Nie będę tu przeprowadzał własnej analizy bitwy, bo nie mam do tego kwalifikacji. Posłużę się opiniami historyków do których udało mi się dotrzeć. Chciałem znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego straty były tak ogromne. Czy choć trochę mi się udało? Oceńcie.

 

Dramatis personae

Iwan Koniew (1897-1973)
Marszałek Armii Czerwonej, dowódca 1 Frontu Ukraińskiego, któremu podlegała 2 Armia LWP podczas Operacji Łużyckiej. W końcowej fazie wojny rywalizował z Żukowem w wyścigu do Berlina, co miało ważący wpływ na genezę i przebieg bitwy pod Budziszynem.









Karol Świerczewski (1897-1947)
Generał Armii Czerwonej, przydzielony do LWP i dowodzący w Operacji Łużyckiej 2 Armią.
Kilka słów o nim znajdziecie klikając w ten link:
 W "obronie" K.Świerczewskiego...










Ferdinand Schoerner (1892-1973)
W ostatnich dniach wojny mianowany feldmarszałkiem. 29.IV.1945 został w zgodzie z testamentem Hitlera dowódcą wojsk lądowych, co miało raczej znaczenie symboliczne, w sytuacji kiedy jakakolwiek całościowa organizacja walki nie istniała. Dla naszych rozważań jego najistotniejsza rola to dowodzenie grupą broniącej rejonu górnej Odry (Grupa Armii Środek).

 

 

 

 

Dwie "prawdy"

Pierwszą wersję stworzono zgodnie z potrzebami komunistów i dopóki trwała w Polsce ich władza, wyglądało to mniej więcej tak:
  • po sforsowaniu Nysy, oddziały 2 Armii LWP i 53 Armii (radzieckiej) rozwinęły natarcie na Drezno i Budziszyn (Bautzen)
  • Niespodziewane uderzenie z południa silnych i doborowych jednostek Grupy Armii Środek zmusiło 2 Armię LWP do przerwania natarcia i obrony przed przeważającymi siłami wroga
  • Kosztem wielkich strat zatrzymano i rozbito niemieckie zgrupowanie, które mogło przerwać pierścień oblężenia wokół Berlina
  • żołnierze niemieccy różnych formacji wykazali się podczas bitwy niezwykłym bestialstwem wobec jeńców i rannych
Drugie spojrzenie, to różne opinie wskazujące na:
  • prymitywne metody prowadzenia wojny w stylu sowieckim, powodujące gigantyczne straty w ludziach
  • samowolę Świerczewskiego w decyzjach operacyjnych i jego kardynalne błędy spowodowane wrodzoną głupotą oraz notorycznym pijaństwem
Ta druga interpretacja pojawiła się po odzyskaniu niepodległości, a zatem swobody wypowiedzi. Chyba to po swojemu rozumiem. Przez ponad 40 lat słuchaliśmy o wielkim poświęceniu Armii Czerwonej i jej podległemu LWP. O "wyzwoleniu" Polski i braterstwie broni. Aż nas od tego mdliło. Wojsko podlegające polskiemu rządowi określane było jako Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. Przekonywano nas o jego drugorzędnym znaczeniu. Formacje zorganizowane jako LWP miały być w naszej świadomości jedyną polską armią. Zatem dziś wolność kusi do przesady w drugą stronę. A śmiałość wypowiedzi nic nie kosztuje.

 

Proporcja sił

W przededniu Operacji Berlińskiej proporcja sił w ludziach była około 4 do 1 na korzyść armii radzieckiej. Nie jest to jednak prosty rachunek matematyczny. Ilość, choć też niedokładnie, da się określić, ale jakość dużo trudniej oszacować. Tak jest w wypadku całego wschodniego teatru wojny jak i w wypadku rejonu działania 2 Armii LWP. Jej siły to około 90 tys. żołnierzy, 300 czołgów i 130 dział samobieżnych. Siły te zgrupowane były w 5 dywizjach piechoty, korpusie pancernym i kilku mniejszych jednostkach. To poważna siła, ale jednostki te to oddziały świeżo zmobilizowane w końcu 1944 r. Część rekrutów to polscy żołnierze AK i BCh z Lubelszczyzny i Kielecczyzny, którym udało się uniknąć losu kolegów, zamordowanych przez NKWD lub wywiezionych w głąb Rosji. O udziale Świerczewskiego w egzekucjach pisałem (Kąkolewnica). Reszta to roczniki powołane pod broń bez żadnego doświadczenia bojowego. Kadra oficerska od szczebla dowódców kompanii to niemal wyłącznie sowieci. Szkolenie i koordynacja działań na takim poziomie jak w Armii Czerwonej, czyli niemal żadne (kto przeżyje ten się nauczy). Nadużyciem byłoby obarczanie za to winą Świerczewskiego, bo taka była norma. 2 Armia miała także braki w wyposażeniu, nawet tak podstawowym jak mundury i ekwipunek osobisty.
Z drugiej strony mamy oddziały którymi dysponował Schoerner. I tu szacunki są jeszcze trudniejsze. Ilość jednostek... nieokreślona. Liczebność w ludziach i sprzęcie... nieokreślona.
Dlaczego?
Wymieniane jednostki to liczba kilkunastu, ale ich stany osobowe to czasem 20% stanów etatowych. Co do jakości w sensie wyszkolenia i doświadczenia też rozpiętość duża. Wymienia się 10 DPanc SS, 1 DPanc-Spad H.Goering, improwizowaną dywizję Brandemburg oraz niezliczone niewielkie jednostki w sile batalionu czy kompanii. Część z tych oddziałów to weterani, a część to "zmiotki" z rezerw.
Z kilku źródeł przyjmuję, że po stronie niemieckiej mamy siły 80-90 tys. żołnierzy i około 400 czołgów i dział samobieżnych. Dość "lekko" pozwalam sobie na szacunki +/- 10 tys. ludzi. Ale to 10 tys. indywidualnych życiorysów i istnień ludzkich.

 

Karol zdobywa Drezno

Drezno 1945
Tu może zawiodę niektórych czytelników, ale zdobycie Drezna to nie pomysł pijanego Świerczewskiego, a działanie według rozkazu dowódcy frontu (Koniewa). Nieudolne wykonanie tego rozkazu, to już zasługa Świerczewskiego, ale też nie całkowicie.
16.IV rozpoczęto forsowanie Nysy Łużyckiej. Działania jednostek w tego typu przedsięwzięciach są niezwykle staranne, zgrane w czasie i zorganizowane... tylko na manewrach. W warunkach prawdziwej wojny nie wszystko można zaplanować i także element przypadkowości decyduje o czasie operacji, poniesionych stratach, a często o powodzeniu lub klęsce. Tak było i tu. Udało się ale z trudem. Niemal całe siły pancerne przeprawiano na odległych sąsiednich odcinkach. Takie przypadki są nieuniknione, a w wypadku dowodzenia wg zasad sowieckich bałagan był normą.

Przykład bałaganu i radzieckiej recepty na jego opanowanie przytoczę za prof. P.Wieczorkiewiczem:
Przeprawa na Odrze. Kolumna pancerna stoi na wschodnim brzegu. Przez most pontonowy z zachodniego brzegu przetaczają się kolumny wozów z rannymi. Do przyczółka mostu podjeżdża łazik i wyskakuje z niego gnom w kurtce pancerniaka, bez dystynkcji. Podbiega do dowódcy przeprawy i pyta:
- Szto eto za bardach?!
Oficer tłumaczy, że transport rannych nie pozwala na przeprawę. Krzykliwy kurdupel strzela mu między oczy i zwraca się do stojącego najbliżej oficera:
- Teraz ty dowodzisz. Wiesz co robić?
Ruszają czołgi miażdżąc i zrzucając do rzeki furmanki z rannymi. Tym kurduplem był marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij Żukow, do dziś przez niektórych określany mianem bohatera.

Koniec końców polscy żołnierze przeprawili się przez Nysę i odepchnęli obronę niemiecką. Zgodnie z wyznaczonymi zadaniami, 2 Armia dość szybko posuwała się w kierunku Drezna. Kiedy 21.IV nastąpiło niemieckie uderzenie z południa, rozciągnięta była  w marszu na zachód na przestrzeni 35-40 km. 53 Armia, kierująca się na Budziszyn posuwała się nieco wolniej, przez co idące w szpicy natarcia 2 Armii, trzy dywizje piechoty i korpus pancerny, nie miały osłony od południa. 

 

Kierunek Berlin ! Czyli kto i dokąd się wybierał

Dla Koniewa jedynym istotnym celem było uderzenie na Berlin i wygranie rywalizacji z Żukowem w wyścigu do Bramy Brandemburskiej. Zatem ubezpieczające południową flankę 2 Armia LWP i 53 Armia nie były dla niego zbyt istotne w konfrontacji z głównym jego osobistym celem. Inna kwestia to zdobycze. Mentalność sowieckich wodzów i kacyków nie różni się wiele od sposobu myślenia dawnych dzikich plemion żyjących z grabieży. Saksonia była łakomym kąskiem. Na zachód od Drezna znajdowały się ważne ośrodki przemysłowo-zbrojeniowe i kto do nich dotrze pierwszy, wywiezie sprzęt i dokumentacje, dające skokowy postęp technologiczny. To, jaką część Niemiec zajmą Rosjanie a jaką Amerykanie i Anglicy nie było w żaden sposób przesądzone. Dziś wie to każdy, a nawet przed 89 rokiem wiedzieli ci których wiedza o historii wykraczała poza zakres edukacyjnej wartości serialu Czterej pancerni i pies...
Uderzenie niemieckiej grupy Schoernera w powszechnym przekonaniu (jeszcze kilkanaście lat temu także moim) miało na celu rozerwanie pierścienia wokół Berlina. Nie jest to prawidłowa interpretacja. 19.IV kiedy rozpoczęły się pierwsze działania niemieckie, były jeszcze realne szanse na odtworzenie ciągłości frontu na południe od stolicy III Rzeszy. Zaniechanie takiej próby poprzez zamknięcie się w obronie okrężnej wokół Berlina byłoby głupotą. Niemieccy dowódcy w znacznej części byli zbrodniarzami, ale nie... idiotami. Pośrednim celem było także zajęcie składów wojskowych w miejscowości Koenigswartha. Uzupełnienie zapasów dla jednostek, które od trzech miesięcy były niemal nieustannie w walce było niezbędne. Jeśli cofniemy się o niecałe 6 lat wstecz, to takie samo założenie przyświecało gen. F.Kleebergowi kierującemu SGO Polesie na magazyny w Stawach.

 

Uderzenie

Nie będę szczegółowo opisywał kolejnych wydarzeń bo są dostępne i przystępnie zredagowane opracowania historyczne. 







 

 

Zatem w skrócie:

  • Niemieckie natarcie przechodzi przez jednostki 52 Armii i uderza w lewe skrzydło rozciągniętych jednostek 2 Armii LWP
  • Praktycznie unicestwiona zostaje radziecka 16 BPanc przydzielona do 2 Armii. Ocalało około 100 żołnierzy i 3 czołgi z ponad 60
  • Niemcy wzięli do niewoli sztab 5 DP. Jej dowódcę płk. A. Waszkiewicza potwornie torturowali i następnie zamordowali. Ciało odnaleziono po kilkunastu dniach. Waszkiewicz, płk. Armii Czerwonej, po przydzieleniu do LWP nosił mundur z dystynkcjami generała brygady LWP
  • Pomimo okrążenia głównych sił 2 Armii, Świerczewski nakazał kontynuację natarcia na Drezno i dopiero około południa 22.IV zawrócił korpus pancerny, który był już na przedpolach miasta. To oczywiście błąd powodowany beztroską bądź całkowitym niezrozumieniem sytuacji. Jednak warto wspomnieć, że jeszcze dzień później ze sztabu frontu napomniano Karolka, aby nie tworzyć paniki, bo niemieckie uderzenie nie jest poważnym zagrożeniem i należy kontynuować główne zadania. Zatem nie jeden Świerczewski w tym gronie był matołem
  • Niemcy 24.IV zdobyli Budziszyn i odparli krwawo kontratak 1 Korpusu Pancernego
  • 25.IV opanowaniem sytuacji zajął się osobiście marsz. Koniew. W rejon walk skierował kilka sowieckich dywizji oraz nakazał wycofać spod Drezna 8 DP
  • Pozostawiona na podejściu do Drezna 9 DP po kilku godzinach znalazła się w okrążeniu. Dopiero 26.IV dotarł do dywizji rozkaz wycofania. Przy zabitym oficerze łącznikowym Niemcy znaleźli rozkazy i mapy z naniesionymi kierunkami przemieszczania dywizji. Wykorzystali informacje przygotowując zasadzki w dogodnych miejscach. Pomogła im też lekkomyślność dowódcy 9 dywizji płk.Aleksandra Łaskiego, który nakazał odwrót w dzień, trzema nieubezpieczonymi kolumnami. Niemcy nie brali jeńców. Wymordowali nawet kolumnę ewakuacyjną szpitala polowego (około 300 rannych) pod miejscowością Horka. Cała dywizja straciła niemal 50% żołnierzy. Płk. Łaski ranny, dostał się do niewoli
  • Walki stabilizujące front trwały do końca kwietnia, a zdziesiątkowana 2 Armia skierowana została w rejon Pragi

 

Skąd tak wielkie straty ?

Podczas Operacji Łużyckiej 2 Armia LWP straciła:
prawie 5.000 zabitych
ponad 10.000 rannych
około 2.800 zaginionych
prawie 60% czołgów oraz 20% dział i moździerzy 
Te straty to 27% wszystkich strat poniesionych przez jednostki złożone z polskich żołnierzy w latach 1943-45 na froncie wschodnim. 
Komuniści przez niemal pół wieku przekonywali nas, że Wojsko Polskie pod Monte Cassino w "niepotrzebnej walce" poniosło nadmierne straty. Tam poległo...  924 żołnierzy polskich.

Koniec wojny

Świadomość bliskiego końca wojny w sposób naturalny powodowała przekonanie, że właściwie opór niemiecki jest już mizerny. Niemiecka armia w rozsypce i byle natarcie było szybkie to sukces jest pewny i powrót do domu bliski.  Myślę, że chaotyczne działania ofensywne tak można częściowo tłumaczyć. To prawda, ale i w ostatniej godzinie wojny ktoś zginąć musi. Poza tym pamiętajmy o tym, że Rosjanie w żadnym etapie wojny nie liczyli się ze stratami w ludziach. Wyprodukowanie samochodu, czołgu czy samolotu było wyzwaniem. Ale rzucenie do walki kolejnej dywizji, choćby na zatracenie, dla bolszewickiej mentalności to decyzja i czynność łatwa. Nie liczyli strat w ilości ludzkich istnień tylko w dywizjach. I nie sądźmy, że tu w jakiś szczególny sposób szafowali życiem polskich żołnierzy. Swoi także byli traktowani jako mięso armatnie. Jeśli ktoś z Was wątpi, poczytajcie o eksperymencie na poligonie Tockoje (1954), w czasach pokoju.

Rozpoznanie

Nawet nie będąc ekspertem można rozumieć, że ten z przeciwników który lepiej rozpozna siły, zamiary i rozlokowanie wroga ma większe szanse na powodzenie w walce. Zamiast długich wyjaśnień napiszę tylko, że według etatów w dywizji niemieckiej istniał wyspecjalizowany pododdział rozpoznawczy w sile batalionu, zaś w armii radzieckiej była to kompania. Szczytem kunsztu radzieckich dowódców było tzw. "rozpoznanie bojem". Wysyłamy kompanię czy batalion i patrzymy... Gdzie błyska, tam zaznaczamy krzyżyk na mapie. W razie braku mapy, na kartce w kratkę. Natomiast wysłany na rozpoznanie oddział zwykle znika z ewidencji. To i tak subtelność, bo bywały poważne bitwy gdzie nawet takiego barbarzyńskiego zabiegu zaniechano i uderzenie na ślepo było metodą (przykład - Międzyrzecki Rejon Umocniony).
Koniew dysponował 2 Armią Lotniczą, która mogła monitorować cały teatr działań. Zadziwiającym jest fakt, że czas bitwy pod Budziszynem to czas niemal całkowitej swobody w powietrzu eskadr Luftwaffe w tym rejonie. Jak to możliwe, trudno sobie wyobrazić...
Nie miał zatem Świerczewski wystarczających informacji ze sztabu frontu. Sam nie dysponował doświadczonymi oddziałami rozpoznawczymi. Czy zatem miał prawo dać się zaskoczyć? 
Chyba nie :
Zasady sztuki wojennej mówią, że nawet nie mając w dyspozycji typowych oddziałów rozpoznawczych, dowódca ma obowiązek prowadzenia działań rozpoznawczych wszelkimi innymi środkami
(ppłk. dr K. Gaj )
Zaniedbano rozpoznania na szczeblu frontu, ale i armii, za co już całkowitą odpowiedzialność ponosi Świerczewski i jego sztab. 
O istnieniu zgrupowania niemieckiego wiedziano. Zlekceważono jego obecność, nie doceniając jego potencjału ofensywnego.

Na własnym "boisku"

Warto zwrócić uwagę na znajomość terenu. Rejon Drezno - Budziszyn to teren pagórkowaty i urozmaicony lasami. Zrozumiałe, że Niemcy znając go, umieli warunki terenowe wykorzystać. Jeśli nawet nie znali go z przedwojennych wycieczek i pikników Jungvolku, to ich mapy były dokładniejsze od tych którymi dysponowali Polacy i Rosjanie. Wiele oddziałów polskich wpadało w zasadzkę w dolinach czy jarach zamykanych z dwóch stron pojedynczymi unieruchamianymi pojazdami. Reszta to zwykła jatka i żadna determinacja i ponadprzeciętna odwaga żołnierzy nie mogła ich uratować. Tak stało się z wycofującą się 9 DP o czym wspominałem już i wieloma innymi oddziałami.

Łączność

W większości książek znalazłem informacje o zadziwiająco sprawnej łączności pomiędzy sztabami niemieckimi wszystkich szczebli. Zadziwiającej, bo przecież generalnie armia ta była w odwrocie i wiele dywizji działało rozczłonkowanych w dużym chaosie. 
W konfrontacji z tym faktem są braki łączności i bałagan informacyjny w strukturze wszystkich jednostek 1 Frontu Ukraińskiego. Tym tłumaczę sobie sytuacje w których artyleria bez osłony piechoty stawiała opór oddziałom pancernym lub też piechota bez wsparcia broni ciężkiej walczyła w beznadziejnych sytuacjach. Łatwo nam dziś powiedzieć, że to szaleństwo dowódców batalionów, kompanii, plutonów... Ale jeśli brak było jakiejkolwiek informacji, to chyba mieli prawo wierzyć, że "ktoś" panuje nad całością i jakaś pomoc lada chwila nadejdzie. Tak to po koziołkowemu rozumiem...

Zaciętość i okrucieństwo

Dlaczego oddziały niemieckie w obliczu widocznej już klęski walczyły tak zaciekle? Wyjaśnień jest kilka. Od powszechnie znanej obietnicy cudownej broni, która miała zmienić układ sił poczynając, do szansy na separatystyczny pokój na zachodzie. Pamiętajmy też, ze w walkach brały udział jednostki SS. Ci żołnierze wiedzieli, że po przegranej wojnie odpowiedzą za zbrodnie wojenne głową. W tym starciu brały też udział takie jednostki jak 600 DP stworzona z jeńców sowieckich. Jakie mieli perspektywy? Zwyciężyć lub zginąć w walce. Nie dodaję im heroizmu, chcę tylko powiedzieć, że nie mieli wyjścia, ale nie mam dla nich odrobiny współczucia. Katowanie płk. Waszkiewicza przed śmiercią to zbrodnia. Nie ma wytłumaczenia, ale ma jakieś choćby iluzoryczne uzasadnienie (zdobycie informacji). Egzekucja rannych pod Horką nie da się już w żaden sposób usprawiedliwić. SS-mani i jednostki złożone z Ukraińców i Rosjan? Nie tylko! Wermacht już w 1939r. pokazał, że zwycięzcom wolno wszystko. Pod Ciepielowem czy pod Jedwabnem. Nie byli to szlachetni rycerze, jak czasem dziś myślimy.
Wojna trwająca już szósty rok powodowała, że zdziczenie dosięgało w jakimś stopniu wszystkich. Prof. Z.Wawer twierdzi, że i po stronie żołnierzy 2 Armii LWP zdarzały się przypadki rozstrzeliwania jeńców.   

Kto dowodził ?

I tu wrócimy do Świerczewskiego. Można domniemywać, że Koniew zdawał sobie sprawę z nieudolności Karolka, który nie miał żadnego doświadczenia w dowodzeniu tak dużym związkiem jak armia. Był w sztabie 2 Armii oficer sztabu frontu. Nic w tym dziwnego, ale można się zastanawiać czy jego rolą było usprawnienie współpracy front - 2 Armia czy korygowanie błędów nieudolnego Waltera. Jeśli to drugie, to albo był równie głupi jak Świerczewski lub pili po równo.
Osobista ingerencja Koniewa to także nie mistrzostwo. Pozostawienie wspominanej już tu kilkakrotnie 9 DP o tym świadczy. Może się marszałkowi zagubiła chorągiewka na mapie sztabowej ?. Opanował sytuację dorzucając do gry 8 dywizji. Taka była historia zwycięstw armii radzieckiej wszędzie. Jeśli ginie 100 damy 1000 następnych i tak do skutku. To sukces?

Niepełny cmentarz

Polegli polscy żołnierze w liczbie około 5.000 pochowani są na cmentarzu w Zgorzelcu. 2.800 to zaginieni. Co się z nimi stało ? Zaginieni to często ofiary silnych eksplozji w bezpośredniej bliskości. Mówiąc wprost - rozerwani na strzępy. Popatrzcie na pomniki w małych miejscowościach w Niemczech, a i u nas na Mazurach czy Pomorzu upamiętniające poległych mieszkańców w I Wojnie Światowej. Wymienieni są zabici ale i zaginieni (Vermisst). To znaczny procent upamiętnionych. Myślę, że i pod Budziszynem taki los mógł spotkać wielu, ale nie aż tylu. Polscy żołnierze ginęli tam często w małych izolowanych grupach, zagubieni w zamęcie i chaosie. Zaraz po bitwie, ale i dziś nie są znane dokładne miejsca wszystkich walk. Po bitwie, choćby z racji sanitarnych, miejscowa ludność grzebała znalezione zwłoki prowizorycznie. Są to dziś groby bezimienne, a czasem nie zachował się żaden widoczny znak. Pamiętający te pospieszne pogrzeby mieszkańcy opuścili ten rejon, sami zginęli lub zmarli.  Dziś nie ma już świadków tych wydarzeń prawie wcale.
W latach 70-tych działała komisja poszukująca i ekshumująca takie mogiły. Po pewnym czasie działań tych zaniechano. 
W 2007 r. podczas prac budowlanych przypadkiem odkryto szczątki 10 naszych żołnierzy (9 mężczyzn i 1 kobieta). Pogrzebani, a właściwie pospiesznie zakopani zostali w leju po bombie. Po guzikach i orzełkach stwierdzono, że to Polacy. Jeden z żołnierzy miał przy sobie orzełka w koronie. Na czapce polskiego godła nosić nie mógł, więc miał go w kieszeni.
Takich zapomnianych i nieoznaczonych grobów jest pewnie wiele. Tam prawdopodobnie jest miejsce spoczynku 90% z tych 2.800 zaginionych. Ich rodziny nigdy nie będą mogły zapalić świeczki na ich porządnym grobie... Może to mało ważne?

Nawet znając bitwy frontu wschodniego i jakość sowieckiej sztuki wojennej masakra pod Budziszynem jest czymś wyjątkowym. Dla nas chyba szczególnie bolesnym jest fakt, że ginący w tych walkach polscy żołnierze tracili życie w ostatnich dniach wojny, która była już całkowicie dla nas przegrana. Niemniej jednak, a może tym bardziej winniśmy im pamięć i szacunek. Brakowało im wyszkolenia, dobrego dowodzenia, ale z każdej relacji do której dotrzeć możecie wynika, że nigdy nie zabrakło im woli walki i odwagi.