24 grudnia 2018

Oglądajcie "Koronę królów"

Sekretarz Gminy Duda jest marszałkiem dworu Kazimierza Wielkiego. Zapity i głupkowaty Myćko jest królewskim dostojnikiem i imponuje wiedzą oraz obyciem. Wargacz alias "prawdziwy Kiler" współtworzy politykę państwa polskiego. Jakby tego było mało, bystrze obserwując reklamy TV zauważyłem, że dumny Bolko Świdnicki po kryjomu dorabia pracując w Żabce.
Chciałoby się spytać:
CO TU SIĘ DZIEJE, WĄSKI ?!
Otóż nic złego. To świat filmowy. Świat iluzji i rozrywki. Złej czy dobrej? Do wypowiedzi na ten temat właśnie Was zapraszam.

Dlaczego i skąd (niektórzy "z kąd") od razu "wiemy"?

Już przed emisją pierwszego odcinka rozpoczęły się dyskusje o wartości tej produkcji. Nie bardzo wiem na jakiej opierały się podstawie. Niestety jest to dyskusja obarczona naszym wciąż rosnącym obłędem MY-ONI. To bijatyka polityczna, przy czym określenie "polityczna" jest na wyrost.
Jedni, nawet nie oglądając "Korony królów" oklaskują, bo wreszcie (!!!) TVP, która znalazła się w rękach PRAWDZIWYCH Polaków pokazuje PRAWDZIWĄ historię z której dumni jesteśmy. Drudzy, nim obejrzeli, wykpili, bo cóż może wyprodukować TVP zarządzana przez Jacka Kurskiego. Ani jednym ani drugim się nie kłaniam.

Serial historyczny ?

Otóż moim zdaniem do tej kategorii "Korona królów" się nie zalicza i jej producenci takich aspiracji nie mieli. A jeśli mieli... to niech się Bóg nad nimi ulituje.
Według mojej absolutnie subiektywnej oceny, do seriali historycznych zaliczyłbym na przykład produkcję BBC "Elżbieta królowa Anglii" z wyśmienitą Glendą Jackson. A żeby nie szukać po świecie, to polskie przykłady. I tu mamy się czym pochwalić. "Kanclerz", "Królowa Bona", "Kazimierz Wielki" czy sięgający do mniej odległej historii serial "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy".
To są całkiem udane próby pokazania widzom ciekawych i istotnych etapów historii. Czy prawdziwie? Tak prawdziwie jak wiarygodność i dostępność przekazów historycznych oraz staranność twórców na to pozwala. Nawet zawodowi historycy przyznają, że nasze wyobrażenia zdarzeń i postaci historycznych są dyskusyjne. Ukształtowane są przez opisy, często nieliczne i niepełne, kronikarzy i dziejopisów, którzy mieli swoje poglądy oraz interpretowali zdarzenia i opisywali osoby według własnej opinii. Zatem dzisiejsze wyobrażenie o jakimś zdarzeniu sprzed wieków jest efektem interpretacji interpretacji. Albo i bardziej piętrowo. Wszak jak ktoś mądrze zauważył, historia to nie to co się zdarzyło, a to: co i jak o tym zdarzeniu dziś myślimy.
Tak więc seriale jak i filmy określane jako historyczne są jakąś wizją, pochodną zdarzeń prawdziwych, których już nie zobaczymy. I nie spytamy naocznych świadków czy Władysław III przed bitwą jadł śniadanie czy nie.  
Seriale, które wymieniłem oddają jakiś obraz epoki, pokazują zdarzenia i budują nasze wyobrażenia o czasach w których ich akcja się dzieje. Stroje, przedmioty codziennego użytku, obyczaje są pokazane zgodnie z dzisiejszą wiedzą. Na ile z prawdą? Któż to wie?
Mają kilka cech za które wdzięczny jestem ludziom, którzy je stworzyli. Są starannie reżyserowane. Nie żałowano czasu na duble jeśli było to potrzebne. Scenariusze i dialogi są przemyślane i składne. W obsadzie aktorzy z pierwszej ligi. Niektóre kreacje fantastyczne.
Dodaj napis
Gdyby Bona Sforza wstała z grobu i wystąpiła przed kamerami w jakimś wywiadzie, większość z nas skwitowałaby to:
"Eee... Aleksandra Śląska była bardziej prawdziwa" 
Tak. Jestem o tym przekonany!  

 

 

 

 

 

To może jeszcze ... "Czarne chmury" albo "Przygody pana Michała"?

Otóż nie. To seriale osadzone w odległych czasach, ale historycznymi nie są. Ten pierwszy, który bardzo lubię, oparty jest na wydarzeniach z epoki i wykorzystuje kilka historycznych postaci, jest serialem przygodowym. Bardzo dobrze zrobionym. Ale próżno szukać w kronikach wachmistrza Kacpra Pilcha, a Kalckstein inny miał życiorys i nie powiodło mu się tak dobrze jak serialowemu pułkownikowi Dowgirdowi. Kilka słów o serialu "Czarne Chmury" i jego powstaniu napisałem kiedyś:


Takich polskich seriali jest więcej. "Rycerze i rabusie", "Gniewko syn Rybaka"/"Znak orła", albo "Przyłbice i kaptury". Z mniej odległej historii mamy "Białą wizytówkę", "Tajemnicę twierdzy szyfrów", "Czas honoru". Jakość reżyserii, aktorstwa, scenariusza? Różna.
Niosą moim zdaniem pewną wartość. Oprócz doraźnej, jaką jest rozrywka, zachęcają do zapoznania się z historią. Może wielu z nas po ich obejrzeniu sięgnęło do książek?
A "Przygody pana Michała" to inna grupa. To serial będący ekranizacją beletrystyki historycznej. Czyli... pochodna pochodnej. Jakiś bardziej czy mniej udany obraz czasów o których opowiada. Do tej grupy dołączam też "Kolumbów" i kilka innych ekranizacji.
Można też stworzyć grupę seriali obyczajowych nawiązujących do naszej historii. Tylko w taki sposób, że losy bohaterów serialu determinowane są kluczowymi prawdziwymi zdarzeniami. Może "Dom", "Miasto 39", "Blisko, coraz bliżej"... Napiszcie jakie inne Wam się nasuwają.
Zatem czym jest "Korona królów" ?

Jest TELENOWELĄ !!!

Osadzoną w epoce Kazimierza Wielkiego telenowelą. Mamy tu postacie historyczne. Odwołania do wydarzeń prawdziwych. A reszta jest jak w "Klanie" czy "M jak miłość". I nie wymagajmy niczego więcej. 
Uważam, że śledzę tę produkcję dość dokładnie. Akurat w porze emisji zwykle jem obiadokolację i jak Adaś Miałczyński czynię to w towarzystwie telewizora.
W pierwszych odcinkach widać było pewną zabawną sytuację. Pisanie scenariusza przez jakichś chyba wolontariuszy z kółka dramatycznego i oczekiwanie na werbunek kogoś kto sprawą się zajmie. W związku z tym znaczną część czasu zagospodarowano mszami i modlitwami. Łokietek nie miał napisanej roli więc... umierał przez trzy czy cztery odcinki. Bo nic innego dla niego nie wymyślono.
Później jakoś fabułę sklecono i wymyślono wątki zapełniające czas lepiej niż niekończące się modły.
Nie udało się jednak zatrudnić dobrego specjalisty od dialogów, bo są wciąż marne. Poszczególne wątki i intrygi są adekwatne do gatunku jakim jest telenowela. Głębia... jak w Zatoce Puckiej.
To nie są zarzuty! Telenowela nie wymaga niczego więcej niż widzimy w "Koronie królów".
Co do aktorów lub ich  namiastek to mamy obraz przystający do telenowel. Jakość zatrudnionych jest dla producenta bez znaczenia. A jeśli nawet znajdzie się ktoś taki jak Halina Łabonarska, to i tak polegnie pod ciężarem lichego scenariusza i braku reżyserii.
Możemy też śmiać się z języka, który jest nam współczesny, a tylko wtrącane są słowa odbierane jako staropolskie. Ale gdyby było inaczej, rozumielibyśmy dialogi?
Dopóki nie padnie pytanie króla:
- Ogarniasz sytuację w Wielkopolsce?
na które Spytko odpowie:
- Spoko!
Ja wytrzymam.
Nawiasem mówiąc, Henryk Sienkiewicz pisząc "Krzyżaków" użył języka chłopstwa XIX wieku. Nie znał polszczyzny wieku XV. Nikt dziś nie ma mu tego za złe, że Maćko z Bogdańca mówi słowami chłopa z Rzekunia.
Stroje są zbyt kolorowe i nie pasują do XIV wieku? Może i tak, ale to taki teatrzyk i nie wymagajmy w tym zakresie staranności. Jest zbędna w takiej produkcji.
Na stole pojawiają się ziemniaki? Nie ma to dla mnie znaczenia. Przegięciem byłby paprykarz szczeciński w puszce. /pozdrawiam Camelmana/.

To wszystko umowne. Jeśli nie macie innego zajęcia to "Koronę królów" możecie oglądać. Nie zaszkodzi nam to bardziej niż "Dynastia", "W labiryncie" czy "Niewolnica Isaura". 
Jeśli zaś "Korona królów" choć część z nas zachęci do poznawania historii, to bezwartościowa ta telenowela... przyniesie pewną wartość!  


  

1 komentarz:

Każdego zapraszam do uwag i dyskusji. Także tych którzy chcą pozostać anonimowi.