Premier Tadeusz Mazowiecki poważany był nawet przez swoich przeciwników politycznych. Jeśli zarzucamy mu błędy, to nikt szanujący własne słowo nie ośmiesza się, przypisując mu złe intencje. O ile pamiętam, nawet Zagryziakowie go napiętnowali "dopiero" po latach, kiedy popadli w całkowitą aberrację. O znaczeniu określenia "gruba kreska" pisać nie warto, bo ci którzy znaczenia wypowiedzi w której owa figura słowna się pojawiła, nie rozumieli... nie zrozumieją nigdy. A ci którzy dla gawiedzi przeinaczyli słowa premiera, nie warci są uwagi i atramentu. Nawet wirtualnego i nawet koziołkowego. Dziś kiedy premier Mazowiecki odszedł tam dokąd wszyscy zmierzamy, każdy oddaje mu szacunek. Mógłbym dołączyć do tych słów, które z całą pewnością należą się pierwszemu po 50 latach premierowi polskiemu, który nie musiał sprawować urzędu na emigracji. Ważniejsi ode mnie i większej wiedzy ludzie napisali i napiszą o nim dużo dobrych słów. Ja napiszę o tym co bezpośrednio ze mną związane i ważne tylko dla mnie. Kto chce ten mi odpowie...
Prolog
Tadeusz Mazowiecki - bliżej nieokreślona (dla mnie) postać opozycji w latach 1970-80. Człowiek o którym wiedziałem chyba niewiele. Nawet po 31 sierpnia 1980 nie zaistniał w mojej świadomości. Wybaczcie.. miałem wtedy 16 lat i zakończone niedocenianym dziś sukcesem strajki, pamiętam w obrazkach: Lech Wałęsa - trybun ludowy, wielki długopis i Matka Boska w klapie podziwianego przywódcy robotników.
Epizod pierwszy
Jesień 1990 roku. Przedwyborcze spotkanie na Politechnice Gdańskiej. Tłumy ludzi. T. Mazowiecki w czarnym grubym płaszczu, wchodzący po schodach z uśmiechem, bo witany był owacyjnie. Dobra pogodna atmosfera. Spokojne raczej wypowiedzi, pytania. Wróciliśmy z Maćkiem, moim "współspaczem" do akademika i długo w nocy gadaliśmy. Utwierdziło nas to spotkanie w przekonaniu, że wszystko będzie w porządku. Mazowiecki vs. Wałęsa, wynik może być tylko jeden. Fenomen Wałęsy jako przywódcy robotników to zbyt mało w konfrontacji z doświadczeniem, wykształceniem i obyciem. O jakże naiwna była nasza pewność...
Tadeusz Mazowiecki nie tylko przegrał z popularnym proletariuszem, ale i z nieznanym nikomu Tymińskim. Zrozumiałem wtedy co znaczy siła ludu, strasznej i nieświadomej niczego masy. W drugiej turze z zażenowaniem stawialiśmy "krzyżyk" przy Wałęsie, bo choć w roli prezydenta wiele wstydu nam przyniósł, to jego rywal ... lepiej nie myśleć.
Epizod drugi...brydżowy
Moja serdeczna koleżanka przyjaźniła się przez wiele lat z Tadeuszem Mazowieckim i Bronisławem Geremkiem. Kiedyś zaproponowała, że mnie zaprosi na brydża do takiego szacownego składu. Wielce się do tego zapaliłem. Poznać takich ludzi i jeszcze zagrać z nimi w brydża. Bardzo to pochlebiłoby mej próżności, która jest ogromna. To wiecie? Jakoś się nie składało, a ja po przemyśleniu nie przypominałem o pomyśle. Pewnie by ze mną zagrali i byłoby miło, ale byłaby to sytuacja z cyklu "za pan brat świnia z pastuchem". Nawet gdybym umiał się zachować jak najsubtelniejsze różowe prosiątko i nie chrumkał, to chyba jednak... Powinienem znać swoje miejsce w szeregu. W kilkanaście miesięcy później profesor Geremek zginął tragicznie. Teraz z tego hipotetycznego stolika ubył premier Mazowiecki.
Ale z brydżem jest związana pewna pogodna historia. Otóż T. Mazowiecki w końcu lat 90-tych, zwołał u wspomnianej koleżanki brydża około północy, co nie było dla niego dziwną porą. Przyjechał prosto z jakiegoś dyplomatycznego rautu. Natychmiast podziękował kierowcy i odesłał go, mówiąc żeby sobie pojechał pospać i wypocząć. Wielokrotnie przekonałem się o tym, że ludzie których poziom kultury dorównuje poziomowi w hierarchii, traktują swoich podwładnych dowolnego szczebla ze starannym szacunkiem. To ładne.
Gra toczyła się ciekawie i zakończyła o świcie. Mazowiecki ze zdumieniem stwierdził, że jego płaszcz... pojechał w samochodzie. Nie było zimno, a do głowy by mu nie przyszło budzić kierowcę o piątej rano, żeby mu płaszcz przywiózł.
- To jak ja wyjdę do taksówki? W smokingu i z muszką? Jak ktoś mnie zobaczy to pomyśli, że kto ja jestem?!
- Nie martw się Tadeusz, pomyśli, że kelner z pracy wraca - odpowiedziała rozbawiona Hania.
W swoim roztargnieniu i braku zapatrzenia w siebie, T. Mazowiecki często sądził, że jeśli idzie ulicą to nikt go nie rozpoznaje. Wyszedł uśmiechnięty i spokojnie dotarł do hotelu.
Mazowieckiego osądzi historia juz tylko historia (jesli nie beda jej pisac obce narody - Zydzi, Niemcy - tylko sami Polacy)
OdpowiedzUsuńMyślę, że Twoja refleksja jest pesymistyczna...
UsuńZ pewnością nie tylko historia, bo i dziś wielu docenia T.Mazowieckiego. Nie tylko dlatego, że był pierwszym premierem po 50 latach okupacji, ale dlatego, że umiał się w tej trudnej roli znaleźć. Oczywiście Masz rację, że historia doceni go lepiej, bo znikną "szumy" emocji. A zastanawiam się... Uważasz, że jeśli tą historię będą spisywać Żydzi czy Niemcy, to będzie to historia sprofilowana przeciw nam czy też T. Mazowieckiemu? Może tak, ale i wśród nas są malkontenci w krytyce naszej historii bardziej emocjonalni niż rzeczowi. Ważne to co nam się udaje jako krajowi, narodowi, małym i większym społecznościom. Niech sobie ktoś tam gada co chce. My cieszmy się, że byli i są tacy którzy coś robią. Tak jak Mazowiecki i wielu...
W trzecią rocznicę śmierci "zareklamowałeś" swoje przemyślenia o Premierze na FB. Zobacz jak niewiele jest lajków. Czy twoi znajomi widzą Mazowieckiego jako człowieka niewartego pamieci ?
OdpowiedzUsuńMaria W.
Gdyby żył dziś? Zapanowałby nad naszym szaleństwem? Chyba nie.
OdpowiedzUsuńAman
Hanna Trzebna
OdpowiedzUsuńByło gorzej Koziołku. To zdarzenie miało miejsce w Warszawie, a w odesłanym płaszczu znajdowały się klucze do mieszkania Tadeusza Mazowieckiego. Dlatego musieliśmy grać w brydża do rana, tj. do przyzwoitej godziny (ok. 7 rano), o której można było obudzić syna, który przywiózł zapasowe klucze. Reszta się zgadza co do słówka. :-)
Dziękuję Haniu!
OdpowiedzUsuńWybacz. Źle zapamiętałem tę historię. Poprawić?
NIE, nie poprawiaj!
OdpowiedzUsuń