17 kwietnia 2016

"Ptyś... Pogrzeb !"

To pierwsze zdanie z niezbyt wyszukanego dowcipu, popularnego wśród dzieci starszych, które jako dzieci młodsze oglądały dobranockę "Gąska Balbinka". Drugie zdanie wypowiedziane przez Ptysia, zamyka całość. Sądzę, że je znacie ...
Choć o pogrzebie będzie mowa, to nie bez przyczyny zacząłem lekko i bez powagi. Kto wytrzyma do końca, ten się dowie.

Czy lubimy sobie "grzebać" ?

Efekty pracy archeologów stanowią coś co można nazwać materiałem dowodowym do przekazów historycznych. Opisy zawarte w dokumentach są często niespójne, niepełne. Im dawniejszą historię badamy, tym prace archeologiczne mają większe znaczenie.
Panowie z łopatkami i miotełkami, odnajdując pozostałości siedzib dawnych społeczności, określają ich stopień rozwoju. Nie od razu po zejściu z drzewa i stanięciu na tylnych łapach staliśmy się ludźmi. Wykopaliska pozwalają ocenić stopień ucywilizowania naszych przodków. Jednym z jego wyznaczników jest zwyczaj grzebania zmarłych. Pochówki miały różną formę i oprawę. Dziś niektóre z tych rytuałów nie do końca umiemy sobie wytłumaczyć. Zawsze miały ogromne znaczenie religijne i obyczajowe. I śmiem twierdzić, że religia to ogromna wartość. Dziś deprecjonowana przez ogromną grupę "niby-katolików". Paradoksalnie, ci najbardziej gorliwi w klepaniu paciorków, ośmieszają religię. Chyba tylko z przyzwyczajenia kojarzymy ich z chrześcijaństwem.

Hołd czy terapia ?

Ceremoniał pogrzebu jest naszym wyrazem przywiązania do zmarłej osoby. Pożegnaniem. W każdej pewnie kulturze, uroczystości pogrzebowe wyrażają szacunek dla zmarłego. Ale to towarzyszenie nieboszczykowi w drodze do jego ostatniego mieszkania (2x1m) istotne jest dla nas, nie dla niego. Bo on już przeszedł granicę i nic go z tej drogi nie zawróci. Bez względu na to czy droga to donikąd, czy do innego świata.
To wszystko najbardziej potrzebne jest nam. Tym którzy tu zostają i czekają na swoją kolej. Pogrzeb i wszystko co z nim związane, ma nam ułatwić przeżycie traumy związanej z odejściem kogoś dla nas ważnego. Musimy się oswoić z tym, że go już nie ma. Jeśli potrzebujemy, to najzwyczajniej wypłakać się trzeba. Wspólnie z innymi powspominać i utwierdzić się w przekonaniu, że pamięć o tej ważnej dla nas osobie zostanie. Jest namiastką jej obecności. Obecności ponadczasowej, "zwyciężającej" śmierć ...
Pamiętam nekrolog, który ukazał się po śmierci Bogusza Bilewskiego. Śmierci przedwczesnej. Każda jest przedwczesna, jeśli zabiera kogoś kogo odbieramy pozytywnie. We wspomnianym nekrologu, po wszystkich zwyczajowych formułach i informacjach, zamieszczono takie mniej więcej zdanie:
... "Po pogrzebie zapraszamy wszystkich na spotkanie (tu podane miejsce i godzina) gdzie będziemy wesoło wspominać naszego Kolegę"
Wesoło ?! Tak, wesoło ! Bo to ma sens. Jeśli kogoś lubiliśmy, stanowił pozytywną część naszego świata, to tak powinniśmy spędzać czas rozmawiając o nim. O tym co robił, mówił i jakie to miało dla nas znaczenie.
Pamiętam spotkanie po pogrzebie mojego Taty. Chyba kilkanaście może niewiele ponad dwadzieścia osób. Kawa i takie sobie zwykłe rozmowy. W pewnym momencie, ciekawe i anegdotyczne wspomnienia poprowadził najstarszy brat Taty - Zbyszek. Każdy od siebie coś dopowiadał. I tak trudny ten wieczór, każdemu z nas stał się lżejszy. Śmierci nie cofnął, ale uświadomił nam jak wiele dobrych i mądrych rzeczy mój Ojciec swoim życiem nam dostarczył. Nota bene, Wujek Zbyszek był fenomenalnym gawędziarzem i do końca życia pogodnym człowiekiem. Pożegnaliśmy i Jego, 12 lat później. Z żalem. Ale też spotkanie rodzinne było serią dobrych wspomnień, o dobrym człowieku... A Jego zdjęcie wciąż stoi u mnie na półce. Zdjęcie pogodnie uśmiechniętego Wujka Zbyszka. Prawidłowo powinienem nazywać Go stryjkiem, ale jakoś w rodzinie tego określenia się nie używało. Imponuje mi Paweł. Kto zna ten zrozumie.

Pogrzeb jako wydarzenie towarzyskie (!)

Każdy z nas w pogrzebach uczestniczy. Nawet jeśli tego nie chce i unika, to w jednym uczestniczyć będzie, choćby nie wiem co wyczyniał... Własnym !
W szybkim przebiegu naszego krótkiego czasu spotykamy się na tzw. "osiemnastkach", później na weselach, chrzcinach. Bez względu na wiek, na imieninach. Świętujemy także czasem nasze 40-ki, 50-ki ... A w końcu spotykamy się także na pogrzebach. Uczestniczymy w nich zwykle z potrzeby serca, ale czasem z obowiązku, przypadku, ciekawości.
Szczególnie w niewielkich społecznościach pogrzeb jest też okazją "pokazania się". Panie w nowej sukni, panowie jakimś nowym, choćby pożyczonym samochodem.  Bywają też ludzie, którym wielką satysfakcję sprawia odegrany teatralny spazm czy szloch, bo choć na moment skupiają uwagę niczym gwiazda na scenie. Pamiętam taką scenę... Tej akurat nie wybaczę.

"Małe" ceremonie

Niekoniecznie wielkie wieńce, potoki łez i paradne orszaki są oznaką naszej przyjaźni i szacunku dla zmarłego.
Kilka lat temu, niespodziewanie zmarła moja koleżanka, a chyba chciałbym powiedzieć przyjaciółka. Nie była to bliska czy długa znajomość, ale odbierałem ją jako bardzo serdeczną dla mnie osobę. Śmierć Sarenki zaskoczyła wszystkich. Ją samą także. Nie zdawała sobie sprawy, że uciążliwe dolegliwości są oznaką śmiertelnej choroby.
Nie mogłem pojechać na pogrzeb. Nie mogła tego także zrobić Anna, która Weronikę-"Sarenkę" także bardzo lubiła. Przed pogrzebem, w jesienny, deszczowy wieczór powiedziała: 
"Nic nie mogę zrobić. Myślę o Sarence, która w zimnej chłodni leży, czekając na pogrzeb. Zapaliłam dla niej świeczkę"
Może to dla Was nic nie znaczy, ale ta świeczka dla Sarenki, to w moim pojęciu, jak 1000 wielkich zniczy.
Dwa lata później udało się dotrzeć na Cmentarz Rakowicki i po niemal godzinnych poszukiwaniach, w deszczu i chłodzie, odnaleźć grób Sarenki i położyć na nim jedną czerwoną różę. Czy Sarenkę to ucieszyło?

Oswajanie ze śmiercią

Podobno jedyne co różni nas od innych zwierząt, to świadomość, że czeka nas śmierć. Kiedy jesteśmy małymi dziećmi, zwykle panicznie się jej boimy. Będąc nastolatkami zyskujemy irracjonalną pewność, że jesteśmy nieśmiertelni. Później jest różnie. 
Generalnie jednak śmierci się boimy. A może nie? Pomijając sytuacje kiedy przytłoczy nas życie i ciosy od tych, których uważaliśmy za niezawodnych przyjaciół, to sądzę jednak, że tak. 
A może jest tak jak ktoś zróżnicował:
"Nie boimy się śmierci tylko umierania. Gdybyśmy bali się śmierci, balibyśmy się zasnąć co wieczór"
Tak czy inaczej, od zarania dziejów staramy się z tą śmiercią oswoić. Temu służą żałobne ceremonie. Jeszcze ćwierć wieku temu normalnym było przygotowywanie zwłok przez najbliższych. A i nieboszczyk leżał w domu oczekując na pochówek, a nie jak dziś, w zakładzie pogrzebowym. To też było oswajanie ze śmiercią.
Dziś już to niespotykane. Wszystkim zajmują się firmy pogrzebowe.
Może zmniejszeniu naszego strachu służą także niezliczone dowcipy, których śmierć jest tematem? 

Ten który pomagał

Pomagał stanąć do nierównego pojedynku. Pojedynku ze śmiercią. Pojedynku, który przegrać musimy. 
Ksiądz Jan Kaczkowski
Pomagał w tej przegranej, tak żeby nie odbierała godności. Żeby złagodzić strach.
Bardzo to fascynująca postać. W swoim krótkim życiu wiele dokonał. Wybrał trudny zawód. Wiele poświęcił czasu na naukę. Wykorzystywał swoją wiedzę i zapał pomagając ludziom. Zdawał sobie sprawę ze swoich zdolności showmana i umiał je w sposób pożyteczny wykorzystać. Ku pożytkowi tych którymi się opiekował.
Mógł swoją inteligencję i wiedzę wykorzystać w swoim zawodzie i być może dojść do wysokich stanowisk. Nie zrobił tego. Czy wybrał dobrze dla siebie ? Nie wiem. Ale z pewnością jego wybór był korzyścią dla licznych, umierających w jego hospicjum. Dawał im szansę na godne umieranie, pomoc w prozaicznych życiowych kwestiach, pociechę duchową i wsparcie.
Choć paskudna kostucha dopadła księdza Kaczkowskiego w bardzo młodym wieku, to dzięki temu sam mógł dać świadectwo, że to co robił dla ludzi umierających, robił z przekonaniem. Przez kilka ostatnich lat, z ogromną umiejętnością przekazywał nam wszystkim, jak można czekając na bardzo bliską śmierć, oswajać się z nią i nadal funkcjonować. Sam dla siebie także umiał być wsparciem. Dziwne zdanie mi wyszło, ale ja tak to rozumiem. 
Na ile jego wypowiedzi były aktorstwem mającym nam dać siłę, a na ile wynikały z jego przekonania nie wiem. Ale imponował mi odwagą i opanowaniem.
Zabierał głos w wielu kwestiach trudnych. Pewnie nie we wszystkim można się z nim zgodzić. Ale ja przyjmuję to tak:
Jego wiedza w kwestiach etyki była tak ogromna w porównaniu z moją, że byłbym głupcem, gdybym chciał z jego poglądami dyskutować. Mogę co najwyżej pilnie czytać/słuchać i próbować się uczyć, wyciągać wnioski.
Poraził mnie artykuł pewnego człowieka, który "analizując" jedną z wypowiedzi ks. Jana Kaczkowskiego, "pouczał" jego i nas jak bardzo sprzeczna jest z zasadami wiary chrześcijańskiej i jak bardzo jest szkodliwa. Artykuł napisany z ogromną umiejętnością budowania zdań, sprawiających wrażenie, że autor jest człowiekiem, którego inteligencja dorównuje wykształceniu. Treść jednak temu przeczy. Profesor filologii polskiej z Łodzi, chciał zaistnieć i pewnie w jakiś sposób osiągnął cel. Mnie przekonał. Przekonał o tym, że intelektualny gnom, będzie gnomem, nawet jeśli ma tytuł profesora. 

Dobre (?) pożegnanie

1 kwietnia odbył się pogrzeb ks. Jana Kaczkowskiego. Napodróżował się po śmierci trochę. Uroczystości w Pucku, potem w Sopocie. Na cmentarz sopocki przyszło mnóstwo ludzi. Władze miasta moim zdaniem zachowały się jak należy. Trasa przejazdu udekorowana flagami narodowymi z czarną wstęgą. Karawan w eskorcie policji i kilku karetek pogotowia. Karetek, którymi przyjechali podopieczni ks. Kaczkowskiego, żeby mimo swej choroby towarzyszyć mu w ostatniej ziemskiej drodze. Dobre to "zejście ze sceny", któremu towarzyszyli także marynarze z garnizonu gdyńskiego.
Byłem tam też i ja. Nigdy nie spotkałem księdza Kaczkowskiego. Nikt z moich znajomych nie był jego podopiecznym, a jednak chciałem tam być. Bo był dobrym człowiekiem. Podziwiam go.

Czemu zacząłem od przytoczenia głupawego dowcipu o Balbince?
Bo ks. Kaczkowski wśród licznych zdolności, miał ogromne poczucie humoru. Dystans do świata i samego siebie. Nawet dystans do osobistej tragedii. W jednym z wywiadów powiedział, że tak zwyczajnie, po ludzku, boi się. Boi się śmierci, a właściwie cierpień konania. A z drugiej strony ciekaw jest tego co się dzieje po śmierci. Teraz już wie... Zazdroszczę mu trochę. I zazdroszczę błyskotliwej inteligencji.    
 
 
 
 

1 komentarz:

Każdego zapraszam do uwag i dyskusji. Także tych którzy chcą pozostać anonimowi.