14 marca 2015

Nieszczęsny FRANeK

Nie będzie to dywagacja o papieżu Franciszku, bo przy nim w żadnym razie nie postawiłbym przymiotnika "nieszczęsny". Przewodzi organizacji, która prosperuje świetnie i żaden inny światowy koncern równać się z nią nie może. Medialnie zdobywa punkt za punktem i myślę, że dzięki znakomitym specjalistom od wizerunku przebija Jana Pawła II, któremu talentu i rozmachu nie brakowało.
Nie będzie też to felieton z tzw. "przesłaniem". 
Nie będzie tu także czytelnych refleksji, bo czytelność nie jest przecież atrybutem refleksji. 
Nawet logiki może tu zabraknąć... 

No więc co będzie ???

Będzie to rozważanie najbardziej koziołkowe z koziołkowych na północny-zachód od Przasnysza. Może nawet NAJKOZIOŁKOWSZE ?
Czyli zgodnie ze schematem: to nic, że jestem mały, to nic, że jestem łysy, to nic, że jestem gruby i zezowaty. Ale za to... mam zajęczą wargę !

 

Górnicy 

zastrajkowali przeciw zamknięciu kopalni. Wolno im. Takie strajki się zdarzają wszędzie od XIX wieku. Praca górników dołowych jest z pewnością bardzo ciężka i niebezpieczna, choć parę innych zawodów niesie ze sobą obciążenia i ryzyka większe, ale mniej się o nich mówi. Cena węgla spadła tak, że rentowność wydobycia bywa wątpliwa. Ale cóż...

Zbudował wilk elektrownię, lecz by prąd uzyskać,
spalał w niej cały węgiel z kopalni od liska.
Kopalnia z elektrowni cały prąd zżerała.
Stąd brak węgla i prądu, ale system działa !
/"Bajeczki babci Pimpusiowej"/

To satyryczna ilustracja ekonomii socjalizmu, autorstwa Andrzeja Waligórskiego. Ćwierć wieku temu górnicy strajkowali z myślą o obaleniu socjalizmu. Niektórzy z nich zginęli ... Czy inni zapomnieli o tym?
Oprócz "obrony" kopalni, górnicy żądali utrzymania różnych przywilejów, mających na tyle długą tradycję, że nawet jeśli z czasem stały się niezasadne, to i tak górnicza brać uważa, że jakiekolwiek ich ograniczenie to zbrodnia. Żądania gwarancji zatrudnienia i kilka innych równie absurdalnych to już całkowite oderwanie od rzeczywistości. Ale przewodnictwo w takich "spontanicznych" protestach obejmują zwykle ludzie o wątpliwym kontakcie z rzeczywistością. Podgrzewani przez różnorakiej jakości opozycję, plotą co im tylko wpadnie na myśl i marzą, że wybiją się ponad tłum jak pewien elektryk który skakał przez mur... motorówką.

 

Rolnicy 

wyjechali na drogi i "wyjechali" ze swoją listą żądań. Jak na nich popatrzyłem, to wyobraziłem sobie co stanie się jeśli nie dostaną odszkodowań za szkody wyrządzone przez leśną zwierzynę.  Będą zastawiać wnyki i mordować zwierzątka nieświadome tego, że szkodzą uprawom. A minimalny choćby poziom litości wobec zwierząt jest nam w większości obcy i rolnicy nie są tu wyjątkiem. Protestujący oczekują też dopłat z tytułu zamknięcia rynku rosyjskiego, spadku cen skupu, wzrostu kosztów produkcji, suszy, powodzi i dżumy.

"Rolnik zawsze narzeka. Najpierw, że za sucho, później, że za mokro, a na koniec, że drogo"
/ze wspomnień pewnej prostytutki/
Podróżującej po kraju kawalkadzie kolorowych traktorów przewodził pocieszny człowiek. Ze sposobu składania myśli w wypowiedzi wnioskuję, że jest absolwentem jakiejś PGR-owskiej szkoły dla wybitnie uzdolnionych. Wezwał do siebie panią premier, a ona... nie przyjechała. Niewychowana jakaś czy co !? Sądząc z zapału może ten człowieczek zrobić karierę na miarę tego, który 20 lat temu wysypywał zboże z wagonów, a później wspiął się na fotel przewodniczącego jednej z zabawniejszych partii. Wspinając się dalej przez stanowisko v-ce premiera, wspiął się aż do....stryczka.

"Frankowicze"

Trzecia grupa dochodząca swoich praw (?), to klienci banków spłacający kredyt we frankach szwajcarskich. Ostatni wzrost kursu z dnia na dzień był kolosalny i niejednego z nas o zawał mógł przyprawić. Jakoś ratować się trzeba. Indywidualne negocjacje z bankiem? Można, ale zarząd banku rzadko bywa klubem filantropów. Można szukać jakiś kruczków prawnych przemawiających na naszą korzyść. Też marne szanse, bo wzory umów kredytowych nie są układane przez gimnazjalistów. Zatem trzeba się zebrać i protestować, bo nas banki "oszukały". 
Prawdą jest, że póki niewypłacalnych kredytobiorców jest niewielu to jest to ich problem. Jeśli liczba ta przekroczy pewną wartość, problem ma także bank. Trochę to tak jak w tej historyjce (prawdziwej):

VI rok studiów. Ostatni egzamin przed semestrem dyplomowym. Niestety z hydromechaniki, która nikogo z nas nie pasjonowała, a wbijanie w głowę równań zdecydowanie nam nie szło. Ze 126 zaczynających studia, do VI roku dobrnęło  32. Siedzimy więc i próbujemy coś ze skryptów i wykładów przyswoić. Wyzwolił nas ze stresu Maciek J. swoją porażającą logiką:
- Słuchajcie, jak nikt z nas nie załapie minimum na zaliczenie to co? Docent będzie miał problem. Przecież z ostatniego semestru nas nie skreślą !
Miał rację, ale docent był sprytniejszy. Dał tak proste pytania, że każdy coś napisał i myknęliśmy na semestr dyplomowy. A Maciej? Dziś jest wysoko cenionym specjalistą, jednej z poważnych firm w Niemczech.
Z kredytami w CHF, tak łatwo jednak nie będzie... bo docent inny.
Ale, że na wysokim kursie CHF najwięcej traci gospodarka szwajcarska, to spodziewam się, że kurs w ciągu niewielu miesięcy zejdzie w dół i efektywna strata "frankowiczów" to raptem kilka wysokich rat.

Tak czy inaczej uważam, że i górnicy i rolnicy oraz "frankowicze" mają rację ! 

Nie co do przedmiotu protestów, a co do formy. Uciążliwe i krzykliwe tłumy nic nie ryzykują, a zawsze coś ugrać się może udać. A że mamy rok wyborów to szansa ta znacznie wzrasta.  Od odpowiedzialności rządu w takiej sytuacji zależy wielkość i koszt ustępstw...
Żarty sobie stroję siedząc beztrosko w fotelu? Otóż nie całkiem...

... jestem "frankowiczem"

Sam mam kredyt we frankach. Kiedy kupowałem mieszkanie wybór był prosty : PLN lub EURO. Różnica stopy procentowej była jednak kolosalna i wybór "ojro" oczywisty. Przetrzymałem chwilowy wzrost kursu, nie wykonując nerwowych ruchów. W dobrym momencie przeszedłem na  CHF. Nieszczęsnego FRANKA. Czy na pewno nieszczęsnego? Raty z racji spadku oprocentowania i kursu stawały się coraz przyjemniejsze dla oka, kalkulatora i portfela. 
Historia miałaby nawet szczęśliwy finał, bo kiedy miałem przygotowane pieniądze na spłatę pozostałego jeszcze kapitału kurs CHF znów lekko schodził. Kozioł policzył i wyszło, że jak kurs osiągnie 3.45 PLN lub mniej jesienią 2012, to jednym ruchem sprawę można zamknąć. Nawet oczekiwania się sprawdziły, tylko pieniądze "zniknęły" i nie ukradł tego Amber Gold, ani Szpicbródka czy Henryk Kwinto... Zwykle realne zagrożenie to ci których o to nie podejrzewamy.

Zatem na ulicę z transparentem przeciw liCHFie ?

Nie. Wzięcie kredytu zawsze wiąże się z możliwością zmiany oprocentowania. Jeśli kredyt jest walutowy, dochodzi ryzyko wahań kursu. Można oszczędzić, ale można i stracić.
Jeśli maszerujący po ulicach "frankowicze" przyznają, że tego nie wiedzieli, to niezbyt dobre świadectwo wystawiają sami sobie i swoim wykładowcom podstaw ekonomii.
Chcieliby może sytuacji takiej jak w grze w pokera 10-latka z ojcem:
wygrywa - zbiera pulę
przegrywa - unieważniamy rozdanie.
Dlatego mając mentalność 10-latka, nie powinno się brać kredytu.

"Boję się" pomocy

Choć bezstronnie patrząc nic mi się nie należy, to przyznaję, gdyby cud się zdarzył i bank umorzy mi część kredytu lub pojawi się dotacja z budżetu, to wezmę i nawet okiem nie mrugnę !
Ale wtedy przyjdzie do mnie np. Zachariasz Doroszyński i zażąda, żebym mu wynagrodził ten okres spłaty, kiedy obsługa jego kredytu była 30-40% droższa niż moja. Powiedzcie mi czemu nie miałby prawa tak zrobić? 
Póki co bank odmówił mi zawieszenia spłat i obwąchuje "moje - nie moje"  mieszkanie, licząc czy zwróci mu się niespłacona kwota.
Taka to gra, raz się wygrywa a raz przegrywa ...
Mógłbym jeszcze na moment eksmisji z mieszkania, zorganizować jakąś groteskową demonstrację i zaprosić dziennikarzy. Ale jeśli przyjedzie red. Wędzikowska i pomyli Szwajcarów ze Schweitzerem, a walutę z ewolwentą?