10 marca 2015

Od szwoleżera do lansjera

Somosierra to najbardziej zapamiętana bitwa  z wojny hiszpańskiej. Ale była tylko początkiem kariery polskich lekkokonnych w sojuszu z armią napoleońską. I choć premiera ta zadziwiła ówczesny świat oraz samego cesarza, to warto pamiętać o dalszych przewagach bitewnych naszych szwoleżerów-lansjerów.

A jednak szarża wśród skał ?

Takiego wyczynu dokonali polscy ułani w ponad rok po sukcesie na przełęczy Somosierra.
20 stycznia 1810 roku lansjerzy Pułku Legii Nadwiślańskiej wykonali szarżę na pozycje hiszpańskie ulokowane na Przełęczy Św. Stefana. Główny atak prowadziła piechota Legii. Lansjerzy, aby znaleźć się na pozycji wyjściowej do ataku, musieli prowadzić konie skalistą stromą ścieżką na niewielki skrawek terenu umożliwiający sformowanie szyku. Tam już pod ogniem dosiedli koni i uderzyli na zdezorientowanych Hiszpanów. Odnieśli wspaniałe zwycięstwo, za które życie oddało jednak około 30 koni. Strat w ludziach nie odnotowano. 

Jak to możliwe? 

Fatalna pogoda (rzęsisty deszcz) utrudniała prowadzenie ognia obrońcom. Wilgoć jakoś niezawodności ładunków prochowych nie polepsza, a i widoczność była bardzo słaba.
Mimo, że znów wielki wyczyn i popis umiejętności, to bitwa nie utrwaliła się w historii. Jest niemal zapomniana. Więcej o niej pisali historycy obcy, niż polscy.

Dlaczego?

Somosierra była kluczem do Madrytu, natomiast zdobycie Przełęczy Św. Stefana, choć równie brawurowe było jednym z niezliczonych epizodów o znaczeniu lokalnym. Niebagatelne znaczenie ma też fakt, że 1 Pułk Szwoleżerów Gwardii Cesarskiej jako element osobistej ochrony Napoleona, był cały czas przy cesarzu, w najistotniejszych miejscach dla kampanii hiszpańskiej. Choć nie było wówczas gromady fotoreporterów z tak profesjonalnych i rzetelnych gazet jak "Fakt" czy "Nasz Dziennik", to jednak wszystko co działo się w obecności Napoleona było najszybciej i najszerzej dokumentowane. Zaś pułki Legii Nadwiślańskiej czy Dywizja Księstwa Warszawskiego działały niejako poza "blaskiem jupiterów".
Badający historię polskich oddziałów w Hiszpanii w latach 1808-1813 dr Andrzej Ziółkowski, zwrócił kiedyś w wywiadzie uwagę na jeszcze inny, jego zdaniem prawdopodobny powód pomijania udziału Lansjerów Legii Nadwiślańskiej w tej wojnie... Tym powodem jest wstyd. Tyle, że moim zdaniem wstyd nieuzasadniony, a z pewnością przesadny.

Los infernos picadores

Lansjerzy Nadwiślańscy wzięli udział w kilkudziesięciu bitwach i potyczkach. Rozprawiali się z oddziałami hiszpańskimi, portugalskimi i angielskimi. Tylko raz ponieśli porażkę, kiedy w marcu 1809 roku dali się zaskoczyć pod Yevenes (Yebenes). A i tu tracąc około 90 ludzi oraz sztandary, zdołali się przebić i zachować zdolność do dalszych działań. 
Pułk był przydzielany do różnych korpusów, bo jego wartość bardzo wysoko cenili wszyscy francuscy dowódcy. Bitni i nieustraszeni, używani byli do najtrudniejszych, kluczowych zadań. Byli także używani do pacyfikacji zbuntowanych rejonów czy miejscowości wspierających hiszpańską partyzantkę. Polscy lansjerzy w tych akcjach byli bezwzględni, z pewnością okrutni, ale... SKUTECZNI. Hiszpanie bali się ich bardziej niż Francuzów.
Grand Prix w kategorii "oprawca sezonu" dzierżą tu jednak hiszpańscy powstańcy. Okrutni w starciu, mordowali także rannych i jeńców zadając im tortury najdziksze i najwymyślniejsze. Mieli zresztą w tym zakresie swojskie wzorce legendarnej inkwizycji (królewskiej nie papieskiej). Tak wyglądała ta wojna i nasz udział w niej nie mógł być inny. Tym którzy wojnę wolą sobie wyobrażać jako teatr szlachetnych potyczek i rycerskich gestów nic poradzić nie umiem (nie jestem lekarzem). 
A jeśli przemilczanie udziału naszych żołnierzy w hiszpańskich jatkach ma równocześnie skazywać na zapomnienie ich odwagę i zwycięstwa to koziołkowe veto tu stawiam !
Znane jest postępowanie zdobywców Saragossy (1809). Zgotowali piekło zwyciężonym, nie bacząc na ich wiek i płeć. No... na to drugie może trochę. Żołnierze polskiej piechoty wymordowali między innymi pacjentów szpitala psychiatrycznego i mniszki, niejednej uprzednio figiel uczyniwszy. W zdobytej Tarragonie (1811) największy według Hiszpanów udział w mordowaniu mieszkańców mieli Włosi i Polacy. Żaden to powód do dumy dla nas, ale nie przykładajmy dzisiejszych wzorców do tamtych czasów! 
Czy są one zawsze lepsze? 
Żołnierze, którzy ostrzelali wioskę Nangar Khel (2007), zostali aresztowani jak kryminaliści i postawieni przed sądem. Wysyłając wojsko na tzw. "misje" nie posyłamy misjonarzy tylko żołnierzy. Musimy przyjąć, ze biorą udział w wojnie w której mogą zginąć oni sami, ale i przypadkowi cywile także. To bardzo źle. Ale jeszcze gorzej, bez zastanowienia oskarżać i pomiatać ludźmi za to, że wykonują pracę w którą śmierć w różnych konfiguracjach jest wpisana.
Zostawmy to i nie zapominając o ciemnych stronach hiszpańskiej wojny, pamiętajmy o dokonaniach jednostek Legii Nadwiślańskiej, które szacunek zasłużony wśród sojuszników i respekt u przeciwników sobie zdobyły.

"Dajcie im te lance..."

Wróćmy do 1 Pułku Szwoleżerów Gwardii Cesarskiej, od którego zaczęliśmy w poprzednim koziołkowym felietoniku. Na niektórych obrazach upamiętniających szarżę pod Somosierrą szwoleżerowie mają lance z powiewającymi amarantowo-białymi proporczykami. Mieli je oczywiście, ale nieco później...

Wagram

Bitwa pod Wagram (1809) była jedną z największych bitew wojen napoleońskich. Rozegrała się kilkanaście kilometrów od Wiednia, ale że nazwa "bitwa pod Wiedniem" była już zajęta, to do historii przeszła nazwa niewielkiej wioski. Tak to sobie wytłumaczyłem ... Walka trwała dwa dni i żadna z dotychczasowych bitew Napoleona nie była tak krwawa. Ogromny był tu udział artylerii. Prawie tysiąc dział, sumując obie strony. Francuscy artylerzyści zużyli więcej ładunków niż pod Borodino i więcej niż w trzydniowej bitwie pod Lipskiem. Liczne były starcia piechoty i kawalerii, ale że historykiem wojskowości nie jestem (jeszcze), to nie będę roztrząsał i analizował wszystkich aspektów tego teatru ognia i żelaza. Opowiem jednak o tym...

... jak szwoleżerowie lansjerami się stali

W końcowej fazie bitwy ważną rolę odegrali ułani 1 Pułku Szwoleżerów. Po błędnym rozkazie, jeden z pułków jazdy francuskiej został ustawiony w taki sposób, że narażony był na austriacki atak z tyłu. Przytomność umysłu i błyskawiczny rozkaz płk. Kozietulskiego zapobiegł nieszczęściu i nasi szwoleżerowie osłonili sojuszników. Po bitwie dowódca francuskiego pułku uroczyście podziękował Kozietulskiemu za pomoc. Ładnie uczynił.
Nasz pułk, którego nikt już nie ważył sobie lekce, po raz kolejny zadziwił odwagą i umiejętnościami. W udanej szarży rozbił pułk kawalerii księcia Schwarzenberga, zdobywając lance przeciwnika. Z tymi lancami szwoleżerowie kontynuowali natarcie siejąc spustoszenie w szeregach austriackich. Nadmienić należy, że większość kawalerii Schwarzenberga stanowili Polacy z zaboru austriackiego. Nie raz jeszcze meandry historii ustawiały Polaków w bitwach po przeciwnych stronach.
Jak we wspomnieniach stwierdził Dezydery Chłapowski, Napoleon po tym niezwykłym autprzezbrojeniu naszych szwoleżerów zdecydował:
"Dać im te lance, jeśli tak dobrze umieją się nimi posługiwać"
Czy była to odpowiedź na prośbę naszych żołnierzy, czy Napoleon sam wpadł na taki pomysł nie wiem. Faktem jest, że uzbrojeni w lance szwoleżerowie stali się teraz 1 Pułkiem Szwoleżerów-Lansjerów Gwardii Cesarskiej (1er régiment de chevau-légers lanciers polonais de la Garde impériale)
Na samym wstępie (1807) szwoleżerowie uzbrojeni byli w szable pruskie i karabinki kawaleryjskie z bagnetem. Szable były dość marne, choć pod Somosierrą nawet z takim żelastwem w ręku szwoleżerowie zwyciężyli. Wymieniono je później na zdecydowanie lepsze, wzoru francuskiego. Po Wagram miejsce karabinków zajęły lance

Żołnierze!
/.../
Zważając Cesarz, iż broń, którą szlachta polska używała i którą cudów dokazywała, broniąc kraju i wolności, chciał nam ją nadać, dzisiaj ja wam oddaję.
Przekonany, iż mieniąc karabinki na lance, nie zmieniam męstwa, które było waszym przedmiotem. 

/.../
Własną ręką każdemu z was z tej przyczyny oddaję lancę, gdyż żądam słowa honoru, iż każdy z was odniesie mi ją później zbarwioną krwią nieprzyjacielską.
Każdy żołnierz nieranny, który ją zgubi, będzie surowo karany, a któremu się to w boju zdarzy, za tchórza uznany.
Na każdej lansie imię żołnierza i numer plutonu powinien być napisany.

/z rozkazu d-cy pułku z dnia 15.XI.1809/ 
 

Zaraz po cytowanym rozkazie, pułkownik Krasiński wydał instrukcję władania lancą. Jest to podobno pierwsza w historii wojska polskiego instrukcja opisująca zasady użytkowania uzbrojenia.
Skutkiem późniejszych reorganizacji, w lance wyposażony był tylko pierwszy szereg każdej kompanii szwadronu.

Lanca przeciw pałaszom

Zanim uzbrojono polskich ułanów w lance, doszło podobno do sporu pomiędzy księciem J.Poniatowskim a królem Neapolu J.Muratem, co do wyższości lancy nad pałaszem używanym przez ciężką jazdę francuską. Stanął zakład, który wygrał książe Pepi. W obecności zainteresowanych oraz samego cesarza dokonano próby. Uzbrojony w lancę, pozbawioną oczywiście grotu, wachm. Jordan pokonał trzech kirasjerów francuskich.
Prawda to czy bajka?



Sława i rozgłos europejski ?

O lekkokonnych formacjach polskich z lat wojen napoleońskich można czytać bez końca. Zachęcam, bo wiele tu ciekawych zdarzeń. Od ich początku czyli Legionów Dąbrowskiego poprzez Hiszpanię, Księstwo Warszawskie, aż po Lipsk i Waterloo. Walczyli wszędzie gdzie rzuciły ich rozkazy z takim samym poświęceniem.
Po raz pierwszy kunszt i waleczność polskiej jazdy zobaczyła dzięki temu zachodnia Europa. Może nie jest to sukcesem najważniejszym, ale myślę, że coś wartym. Przed epoką napoleońską mieliśmy właściwie jeden, choć bez wątpienia fantastyczny występ "wyjazdowy". Pod Wiedniem i Parkanami w 1683 roku. Oprócz tego wielkie, liczne i znakomite zwycięstwa to przede wszystkim tereny wschodnich rubieży Rzeczpospolitej, Inflanty, Wołoszczyzna.
Wielu naszych kawalerzystów kontynuowało karierę w armii francuskiej osiągając wysokie szarże i zaszczytne funkcje. Dałoby się wyliczyć też sporo małżeństw polsko-francuskich i polsko-hiszpańskich. A i na Haiti do dziś jest sporo mieszkańców odbiegających kolorem skóry, włosów od większości. Polacy... są wszędzie.

Spadkobiercy

Ostatnimi oddziałami szwoleżerów są pułki II RP. Mieliśmy 40 pułków kawalerii. Pomimo rozróżnienia na szwoleżerów (3), ułanów (27) i strzelców konnych (10) były to oddziały o identycznej organizacji i uzbrojeniu:
  • 4 szwadrony liniowe
  • szwadron ckm (12 ckm-ów w 3 plutonach) 
  • pluton kolarzy (w kilku pułkach były to szwadrony)
  • drużyna pionierów
  • szwadron gospodarczy
  • szwadron zapasowy
Zapatrzona... zauroczona.
Jednak to przydział do pułku szwoleżerów, dla każdego absolwenta CWK w Grudziądzu  był marzeniem. Czemu? Nie wiem. Myślę, że to taka "rywalizacja o wyższość" w formie zabawy, jak między mostkiem a maszyną na statkach. 
A może czapki im się bardziej podobały?
Ułani i strzelcy konni mieli czapki-rogatywki, a szwoleżerowie, okrągłe stylu angielskiego. Ot i cała różnica.




4 komentarze:

  1. A myślałem, że napiszesz coś jeszcze o wyprawie na Moskwę i np. szarży po zgubioną czapkę. Ale i za te kilka ciekawostek dzięki :)
    Anatol /Iłża/

    OdpowiedzUsuń
  2. Tolek,
    O wyczynach naszych żołnierzy początku XIX w. mozna pisać bez końca i przyjemność mi sprawiłeś wspominając o "szarży po czapkę". Ja jednak dzielę się tu tylko jakimiś wyrywkowymi spostrzeżeniami ze swoich lektur. Pewnie trochę sam do siebie piszę. Nie sądzę żebym któremuś z czytających koziołkowe dywagacje przekazał coś niezwykłego. Trochę tylko liczę, że do jakiejś wymiany mysli sprowokuję, a może choć kilka osób zachęcę do czytania książek o ciekawostkach historii?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadziwiła mnie łatwość usprawiedliwienia dla mordowania i gwałcenia cywili ...
    A przecież polskie legiony robiły to samo i w imię takiej samej sprawy jak UPA lekko ponad 130 lat później.
    I jak różnie to jako Polacy oceniamy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jarku,
      Dobrze zauważyłeś, że popełniane zbrodnie, takie jak te w Hiszpanii są jednym z najgorszych aspektów wojny. Każdej wojny. Wojna sama w sobie jest czymś złym i strasznym. Ale...
      Wyjaśnienie czy próba zrozumienia mechanizmów, które rządzą takimi zdarzeniami jak mordy, gwałty i inne okrucieństwa nie jest próbą ich usprawiedliwienia. Zrozumienie nie zawsze oznacza wyrozumiałość. Nie popadajmy jednak w językowe niuanse. Przeczytaj jeszcze raz fragment, który tych zdarzeń dotyczy, a uznasz jak sądzę, że treść jest jednoznaczna.
      Na szczęście nasze pokolenie nigdy zdarzeń takich nie doświadczyło. Normalny człowiek takich rzeczy nie robi. Nawet w zwykłej scysji czy kłótni nie jesteśmy w stanie drugiego człowieka uderzyć. Robią to ludzie z zaburzeniami, a na wojnie? Niektórzy twierdzą, że z każdego można "wyzwolić" bestię.
      Paradoksalnie pojedyncze przestępstwa żołnierzy były zwykle surowo karane. i to nie tylko w XIX w. ale i wcześniej. W Polsce takie zapisy w regulaminach były już za Chrobrego. Natomiast czyny takie dokonywane przez całe oddziały były najczęściej bezkarne. Z przyczyn... praktycznych. Ale to temat na wielką analizę dla specjalistów.

      Usuń

Każdego zapraszam do uwag i dyskusji. Także tych którzy chcą pozostać anonimowi.