25 maja 2013

Bismarck ofiarą paparazzi

"Słodkie życie" to jeden ze znanych i cenionych filmów F. Felliniego, które tworzą historię kina. Przyznam, że ja oglądając ten film, metafizycznych dreszczy nie doznaję. Nie wiedział z pewnością Fellini w latach sześćdziesiątych, że jeden z bohaterów jego dzieła, swoim imieniem da nazwę, natrętnym i nie znającym/uznającym granic przyzwoitości napastliwym fotopstrykom, żyjącym z fotografowania ludzi sławnych lub popularnych w najróżniejszych często krępujących sytuacjach. Paparazzi są powodem wielu sensacji i nieszczęść, a czasem jak w przypadku księżnej Diany, tragedii...

Otto Eduard Leopold von Bismarck-Schönhausen

Premier Prus, kanclerz II Rzeszy, nie wiedział, że stanie się pierwszą chyba ofiarą tychże paparazzi. Jego życiorys polityczny, to materiał dla wielu książek i opracowań naukowych. Życie prywatne to materiał na powieść awanturniczo-obyczajową. Urodzony na początku wieku XIX, zachwycony był nowopowstałą sztuką fotografii. Miał w sobie cechy megalomana i to pchało go do sukcesu, ale i utrwalania swojego wizerunku jako mocnego człowieka. Lubił prezentować się na fotografiach w dobranej scenerii i stroju według własnej reżyserii. Takich portretów "spiżowych" powstało wiele i takim go mamy w pamięci.

  Znamy też inny... 

Kiedy w lipcu 1898 r. zapadł na zapalenie płuc, można było łatwo przewidzieć, że ostatnia to walka kanclerza. Dwóch dziennikarzy zamieszkało w oberży blisko posiadłości Bismarcka i opłacili jego służbę, aby zyskać informacje.
Tak więc kiedy skonał przed północą 30 lipca, przekupiona za 300 marek służba powiadomiła ich i rankiem dostali się dwaj łowcy sensacji do pałacu w Friedrichsruh. Dbając o szczegóły, cofnięto zegar przy łóżku nieboszczyka i wykonano zdjęcie.
Ci pierwsi chyba paparazzi, zaoferowali gazetom berlińskim zdjęcie za 30 tys. marek...
Tak nowa technika, którą Bismarck się zachwycał, posłużyła upublicznieniu jego wizerunku w chwili śmierci. Chyba tego sobie nie życzył?
Dziś w czasach drapieżnych, gdzie łamie się właściwie każde zasady, zbierając oklaski i często pieniądze, mówimy: "O tempora, o mores! Dawniej nie do pomyślenia". A jednak...
Otóż ten incydent pokazuje, że brak przyzwoitości i poszanowania to nie choroba ostatnich dziesięcioleci.

Jedna jest tylko różnica, ale bardzo istotna !!!

Owi dwaj łowcy sensacji, zostali za swój występek błyskawicznie osądzeni i skazani 
na wieloletnie więzienie. I nie sądzę, żeby ktoś chciał ich bronić petycjami czy demonstracjami. A jak ich przedsięwzięcie zakończyłoby się dziś !?