28 marca 2013

Zmarł Pietro Menea

We czwartek po ciężkiej chorobie, zmarł w Rzymie, sprinter, Pietro Menea. Olimpijczyk, medalista z Monachium i mistrz olimpijski z Moskwy. Jego rekord świata na 200 m utrzymał się przez kilkanaście lat.


Sport stał się jednym ze źródeł działalności służącej rozrywce /nadal/, ale i budowania dochodu. Dobrze to czy źle? Niesłuszne to rozważanie. Tak się zmienia świat.

Inna dziś "koziołkowa refleksja"...

Nasi skoczkowie w Planicy pokazali kunszt. Na czele ze złotoustym i jakże sympatycznym moim imiennikiem. Justyna pobiegała sobie wokół królewskiego pałacu, wygrywając z mocnym akcentem, mimo, że triumf w klasyfikacjach sezonu miała już wcześniej zapewniony. Nasi futboliści polegli zaś w meczu z Ukrainą w Warszawie....
Ponieważ my Polacy, znamy się wszyscy bez wyjątku, na medycynie, polityce oraz piłce nożnej, będą teraz wrzaski, kalumnie i rwanie szat pod hasłem : "przecież trzeba/można było....". Wyobrażam sobie jakie szambo płynie teraz w komentarzach na wszystkich portalach.
Ostatnie mecze naszej reprezentacji piłkarskiej, jakie oglądałem to ME-2012. I jestem przekonany, że grali jak umieli, nie szczędząc sił. Wyszło tragicznie. Cieszę, się jednak, że jako współorganizatorzy imprezy zdobyliśmy sobie uznanie kibiców z wielu krajów, którzy nas odwiedzili.
Od czasu reprezentacji ukształtowanej przez Kazimierza Górskiego, sukcesów nie mieliśmy. Srebro olimpijskie w Montrealu, dobre miejsce w Argentynie i medal w Hiszpanii to umiejętne choć "schyłkowe" wykorzystanie tej potęgi. Od w Hiszpanii minęło 30 lat i nie mamy sukcesów w kopaniu piłki. Drużyna, która zakwalifikowała się do w Japonii/Korei, może miała szansę, ale przez czas od końca eliminacji do mistrzostw "zeszło z niej powietrze". Piłkarze nie będący światowymi talentami poświęcili czas na kreowanie się na gwiazdy. Jeden zdobywał "sławę" w reklamie przypraw do zupy, inny stał się twarzą prezerwatyw "Pękuś". A kiedy przyszły mistrzostwa nie stało sił, umiejętności i zaangażowania.

Zastanawiam się czemu emocjonujemy się dyscypliną sportu, która nie daje nam od lat sukcesu? 

Choć oczywiście nie można nie zauważyć masowego i jakże sympatycznego dopingu w innych dyscyplinach jak np. "Małyszomania".
Mam osobne przemyślenie. Jak każdy kopiąc piłkę na podwórku /ja bez sukcesów/, za półbogów miałem Deynę, Lubańskiego czy Kasperczaka. Ale dziś patrząc na świat sportu, myślę, że piłka nie jest warta najwyższych zachwytów. W tej dyscyplinie, jak w żadnej innej, gwiazdora można wykreować i spływają na niego splendory i korzyści niekoniecznie zasłużone. W innych rywalizacjach żadne zabiegi nie pomogą, jeśli nie będzie talentu, determinacji i przeogromnej pracy. Dlatego może mniej widowiskowe osiągnięcia, ale warte podziwu to takie, gdzie wynik niemal jednoznacznie wskazuje na prawdziwy fenomen. I dlatego ręce składają mi się do oklasków, kiedy ktoś trafia z frymuśnej "strzelby" w sam środek tarczy, którą ja nawet po przetarciu okularów widzę z trudem. Inny przepływa 4 długości basenu w czasie, w którym ja nie zdążyłbym wskoczyć do wody.
A na koniec jednak, wspomnienie z czasów dzieciństwa związane z "piłką kopaną":
Na moim osiedlu tuż po MŚ74 zamieszkał ten, który na Wembley ściągnął na siebie uwagę obrońców i Jan Domarski mógł oddać strzał, który przeszedł do historii. Przed jego blokiem stało piękne BMW 520, które z kolegami oglądaliśmy chyba 1000 razy, oblizując się z zazdrością. Faktem pomijalnym wtedy było to, że samochód był w kolorze.... RAL2011 czyli orange komunalle. Może innego nie było?
Miał też piękną długonogą, żonę z blond włosami....Ale była baaaardzo stara. Miała chyba ze 25 (?) lat...!!!
Taaaak...  na przestrzeni kilkudziesięciu lat zmieniła się moja ocena piłki.....i wielu rzeczy.