08 maja 2013

8 czy 9 maja ? A może 7 ?

Przez ponad 40 lat PRL świętowało rocznicę kapitulacji Niemiec 9 maja, nazywając ten dzień "Dniem Zwycięstwa". 
W rzeczywistości pierwszym dokumentem kapitulacyjnym był akt podpisany w Reims 7 maja 1945.
Reims 07.V.1945
Stronę radziecką reprezentował tam generał artylerii, niejaki Susłoparow. Na kategoryczne żądanie Stalina, powtórzono ceremonię następnego dnia w kwaterze Żukowa, w Berlinie. Ponieważ podpisy złożono tuż po godzinie 23, w Moskwie był już 9 maja.
Dowcipniś Keitel
Stąd mamy 3 daty. Dla każdego do wyboru... Chyba według zapatrywań ideologiczno-politycznych.
Jest pewien incydent tragikomiczny związany z tą historią. W Reims Francję jako gospodarza, reprezentował jeden z generałów zaproszony w ostatniej chwili. Nie był stroną, a jedynie świadkiem. Nie składał podpisu i nie wywieszono flagi francuskiej.
Na ceremonię w Berlinie, de Gaulle wysłał gen. de Tassigny'ego, który zagroził samobójstwem, jeśli flaga Francji nie zostanie wywieszona, a jemu nie dane będzie prawo do podpisu. Pozostali alianci zgodzili się i Tassigny wysłany przez swojego bufonowatego zwierzchnika, nie musiał palnąć sobie w łeb. Na iście "nieniemiecki" lotny żart pozwolił sobie feldmarszałek W.Keitel. Stwierdził, że Tassigny powinien podpisać się po... obu stronach. Zaiste słusznie zawisł w Norymberdze, ale tu rację przyznać mu należy. Ten drobny incydent miał jednak kolosalne znaczenie. Nagle Francja stała się czwartym mocarstwem i otrzymała prawo do swojej strefy okupacyjnej. A ktoś kiedyś powiedział, że "papier jest słabszy od damasceńskiej stali" ... W zasadzie miał rację, ale tu się nie sprawdziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdego zapraszam do uwag i dyskusji. Także tych którzy chcą pozostać anonimowi.